piątek, 27 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 38

**Oczami Louis'a**

Powoli zacząłem się budzić. Do moich nozdrzy doszedł najpiękniejszy zapach jaki istnieje. Zaciągnąłem się nim nadal nie otwierając oczu. Zważając na moje lenistwo nie chciało mi się ruszyć więc tylko mocniej wtuliłem się w mój Skarb.
- Kocham Cię, Mała - mruknąłem i zacząłem odpływać, jednak przeszkodziło mi w tym otwieranie drzwi.
- Mamo! Znalazłam go! - usłyszałem krzyk Fizzy. 'No pięknie' - pomyślałem.
- Gdzie jest?!
- Jak myślisz? U Leny w łóżku - poczułem jak osoba obok mnie zaczyna się wiercić. Świadczy  to tylko o tym, że krzyki mojej rodzinki ją obudziły. Dzięki siostra. Nie pozostało mi już nic innego jak otworzyć oczy. Podniosłem się na łokciach i ujrzałem zaspaną dziewczynę rozglądającą się po pokoju. No tak Fizzy zdążyła już nawiać.
- Dzień dobry, Skarbie - mruknąłem i złączyłem nasze usta.
- Eghem! - przerwała nam moja rodzicielka stojąca w drzwiach. Zaczyna się.
- Cześć - uśmiechnąłem się promiennie jak gdyby nigdy nic.
- Dzień dobry - dziewczyna trochę się speszyła. No w sumie jej się nie dziwie. Miałem spać na kanapie, w nocy do niej przyszedłem a rano moja mama przyłapuję nas w łóżku jak się całujemy. Oczywiście bez żadnych podtekstów mi tutaj.
- Za chwilę będzie śniadanie. Lena, Kochanie odśwież się, a ty mój drogi - zmieniła ton na bardziej surowy i wskazała na mnie palcem - do kuchni. Musimy porozmawiać - dokończyła i zniknęła.
- Masz przesrane Tomilnson - mruknąłem i usłyszałem śmiech.
- Czyżbyś bał się swojej mamy?
- To Twoja wina! - broniłem się.
- Niby dlaczego?
- Tomlinson! - krzyknęła z dołu kobieta, co spowodowało jeszcze większy śmiech mojej ukochanej.
- Bo uzależniłem się od Ciebie - musnąłem jej usta i ruszyłem do kuchni.
- Możesz mi wytłumaczyć co ty wyprawiasz? Miałeś spać na kanapie - zaczęła gdy tylko mnie zobaczyła.
- Wiem, ale tak jakoś wyszło, że nie mogłem zasnąć. Oj mamo, mam 22 lata. Wiem, co robię. Zresztą do niczgo nie doszło, nie martw się - przytuliłem i ucałowałem ją w skroń.
- Louis... Nie chodzi o Ciebie i Lenę. Nie wnikam co robicie w łóżku. Wiem jesteście dorośli, ale nie zapominaj, że masz młodsze siostry. Może Lottie i Fizzy to rozumieją, ale bliźniaczki mają 9 lat. Jeszcze nie wiedzą wszystkiego. Zaczną komentować, docinać.
- Przecież Ci mówię, że ja tylko spałem przytulony do niej.
- Tylko mówię.
- Przesadzasz. Jak dziewczynki będą miały jakieś pytania, to z nimi o tym porozmawiam, dobrze?
- Jak chcesz - westchnęła. - A jak zespół? - zapytała po krótkiej ciszy.
- Mam urlop. Rozmawialiśmy o tym, prawda? Zero rozmów na temat pracy. Powiedz lepiej jak się czujesz? Kiedy byłaś u lekarza?
- Dobrze. Byłam dwa tygodnie temu. Będą bliźniaki.
- Naprawdę? No to moje gratulację, mamuś - przytuliłem ją do siebie.
- Myślisz, że Lena chciałaby być chrzestną?
- O to, to musisz ja zapytać, ale myślę, że by się ucieszyła - odpowiedziałem.

**Oczami Miśki**

Wczoraj Lena razem z Louis'em na małe 'wakacje'. Już za nią tęsknię. Ona sobie odpoczywa a ja musze popylać na próbę. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę areny. Miałam jeszcze sporo czasu więc postanowiłam się przejść. Mały spacer dobrze mi zrobi.
- Miśka! - usłyszałam jak ktoś mnie woła z ulicy. Zwróciłam swój wzrok w tatą stronę i zobaczyłam w aucie Harry'ego. Jechał bardzo wolno by mnie nie wyprzedzić. - Wskakuj, podrzucę Cię - zachowywał sie tak jakby nasza ostatnia rozmowa nie miała miejsce. Zlałam go i szłam dalej. - No, piękna. Nie daj się prosić - marudził. Rozzłoszczona ugościłam go moim środkowym palcem. Usłyszałam jak przyśpiesz. Odetchnęłam z ulgą, jednak nie na długo. Styles wyskoczył zza roku.
- Czemu mnie ignorujesz? - zapytał, gdy tylko dorównał mi kroku.
- Nie mam ochoty na Twoje towarzystwo - mruknęłam oschle.
- Dlaczego? - ciągnął.
- Bo nie! - warknęłam i przyśpieszyłam.
- Mogłabyś rozwinąć swoją wypowiedź?
- Bo kurwa nie mam ochoty na twoje towarzystwo! - warknęłam głośnie.
- Zataczasz błędne koło. Ale dlaczego? Przecież wszystkie chcą ze mną spędzać czas - poruszył brwiami. Zatrzymałam się i stanęłam naprzeciwko niego.
- Teraz słuchaj mnie uważnie. Nie jestem jak wszystkie i nie jestem każda. Nie jestem na każde Twoje skinienie. Nie padam przed Tobą na kolana, bo jesteś wielkim Harry'm Styles'em z One Direction. Gówno mnie obchodzi kim jesteś.
- Dlatego mnie ignorujesz?
- Męczysz Styles.
- Zapraszam Cię na kawę! - krzyknął radośnie jak pięciolatek, który dostał upragnioną zabawkę. Przewróciłam oczami.
- Nie mam czasu.
- Chodzi Ci o naszą ostatnią wymianę zdań?
- Brawo! W końcu zrozumiałeś, że myślenie nie boli?
- Nie złość się - zrobił maślane oczka.
- Nikt nie będzie mi mówił co, jak, gdzie i kiedy mam robić. Tak trudno to zrozumieć?- próbowałam zachować spokój.
- Nie.
- To daj mi spokój.
- Czyli się gniewasz - mruknął.
- Boże, widzisz i nie grzmisz? Nie gniewam się, ale nie mam ochoty na Twoje towarzystwo.
- Jesteś dziwna.
- Dzięki.
- Kręci mnie to - mrugnął do mnie. Nie komentując tego szybko ruszyłam w stronę areny.
- Planowałem iść w tamtą stronę, ale w sumie masz rację. Tu jest lepsza kawiarnia - wyrównał ze mną kroku. Westchnęłam zrezygnowana.

***

Rozmowa zaczęła się kleić, gdy przyniesiono nasze zamówienia. Nie, że go nie lubię, wręcz przeciwnie. Lubię go i to bardzo. Jest mega przystojny, zabawny, a spędzenie z nim czasu jest przyjemnością, ale nie może być tak, że samiec traktuję mnie jak 'little girl', która nie potrafi sama o siebie zadbać. Jestem niezależna i samodzielna. Harry musi o tym pamiętać. Podczas rozmowy starałam się go uświadomić, że kontakty ze mną nigdy nie należały do najłatwiejszych i normalnych. Stwierdził, że to go we mnie pociąga. Rozbawił mnie tym. Czego, jak czego ale takiej reakcji się po nim nie spodziewałam. Rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Aktualnie zeszliśmy na temat fetyszy i dziwnych upodobań. Zagiął mnie chyba ze wszystkim. Miałam przewagę w zwyczajach żywieniowych, bo tylko Polacy jedzą kanapki posmarowane majonezem zamiast masłem. Na końcu zaczęło się robić najciekawiej, niestety wybiła dwunasta i musieliśmy zbierać się na próbę.


_________________________________
Siemka :D

Jak tam święta? Tradycyjnie w piąteczek rozdział :D Mam nadzieję, że się podoba ;) Dzisiaj nie będę wam przynudzać ;D 3majcie się ciepło 

Hanikk ♥

poniedziałek, 23 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 37

Lou poszedł jakiś czas temu. Od tej pory siedziałyśmy w ciszy. Pani Jay była widocznie zamyślona, jakby nad czym się zastanawiała, bała się o coś spytać.
- Jak tam, Kochanie wam się układa? - przerwała tą, jak dla mnie, niezręczną cisze. Uśmiechnęłam się mimowolnie na myśl o moim chłopaku.
- Cudownie, Lou jest kochany.
- Musisz być dla niego naprawdę ważna, bo jesteś pierwszą dziewczyną w jego karierze, którą przywiózł tutaj. Jeśli miał jakąś to mówił mi o niej przez telefon, a jeśli ją poznałam to jak ja byłam w Londynie - czułam jak moje policzki zachodzą rumieńcem.
- Bardzo miło mi to słyszeć - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Wreszcie wydoroślał. Wierz mi lub nie ale coż czuję, że mój syn ma co do Ciebie pewne plany na przyszłość. No właśnie jeśli już jesteśmy w tym temacie - przerwała na chwilę. - Jako jego matka, bardzo się o niego martwię.
- Proszę być spokojną. Nie chodzi mi o jego sławę czy pieniądze. Kocham go takim, jakim jest - powiedziałam trochę zdenerwowana. Przecież Lou bardzo liczy się z jej zdaniem.
-  Nie chodzi o to. Cieszę się, że znalazł kogoś takiego jak ty. W Twoich oczach widać miłość. Nie tylko jak na niego patrzysz, ale jak tylko o ktoś wspomina - uff... - Chodzi mi o jego przyszłość. Może przejdę od razu do rzeczy - spojrzała na mnie pytająco, na co kiwnęłam głową by mówiła dalej. - Kiedy Lou zadzwonił do mnie i powiedział, że przyjedzie prosił, bym go nie pytała o prace, w ogóle nie poruszała tego tematu. Zgodziłam się, gdyż rzadko mnie o cokolwiek prosi. Jeśli już to robi wiem, że bardzo mu na tym zależy. No ale nie byłabym jego matką gdybym się nie martwiła... Do tego zrzera mnie ciekawość. Mogłabyś mi powiedzieć dlaczego zrezygnował z zespołu? Domyślam się, że mówiąc dzisiaj o rodzinie chodziło mu o Ciebie, bo u nas nic się nie wydarzyło. Powiesz mi co się stało? - patrzyła na mnie. W jej oczach mogłam wyczytać troskę, ale i właśnie nutkę ciekawości. Chwilę milczałam analizując wszystko po kolei.
- To dość długo historia - westchnęłam.
- Mamy czas. Oczywiście jeśli nie chcesz nie musisz nic mówić, nie mam prawa Cię do niczego zmuszać.
- Nie, ma pa...- skarciła mnie wzrokiem -...ni mamo prawo wiedzieć co się wydarzyło. No więc zaczeło się od tego, że się pokłóciliśmy. To dość skomplikowane. Miałam wszystkiego dość, musiałam przemyśleć sobie wszystko. Poleciałam do Polski mówiąc o tym tylko przyjaciółce. Zostawiłam dla niego list, który przekazała mu moja mama. Napisałam mu tam, że muszę odpocząć, przemyśleć wszystko, żeby mnie nie szukał. Będąc już w Polsce od sąsiadki dowiedziałam się, że mój tata jest w szpitalu - kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Może wyjaśnię. Moi rodzice rozwiedli się jak byłam mała. Ja zostałam z tatą w kraju, a mama przeprowadziła się do Londynu zaczynając 'nowe' życie - kobieta przytaknęła. - No więc w Polsce okazało się, że mój tata ma zaawansowaną białaczkę. Dowiedział się o niej rok temu, lecz nie podjął się leczenia. Chcąc go ratować zrobiłam badania na zgodność szpiku. Niestety nie mogłam być dawcą. Wracając późnym wieczorem do domu pod drzwiami siedział Louis.
- To on był w Polsce? - była widocznie zdziwiona.
- Tak, ale to dopiero początek.
- Poczekaj chwilkę. Zaparze zielonej herbaty - mama chłopaka poszła do kuchni i po chwili wróciła z dwoma filiżankami i małym dzbanuszkiem.
- Kontynuując - zaczęłam, a kobieta nalała nam gorącego płynu. - Byłam na niego zła. Chciałam wszystko na spokojnie przemyśleć, a on przyjechał, mimo iż prosiłam żeby tego nie robił. Do tego jeszcze choroba ojca. Nie pogodziliśmy się. Następnego dnia poszedł ze mną do szpitala. Przed tatą udawaliśmy szczęśliwą parę, by nie musiał się martwić. Któregoś dnia powiedziałam mu żeby dał mi spokój. Wyszedł i nie widziałam go kilka dni. Martwiłam się. Lekarz powiedział, że znalazł się dawca. Ucieszyłam się. Zabrali go wtedy na salę. Tego samego dnia przyleciała moja przyjaciółka. Była ze mną przez cały zabieg, wspierała mnie. Zmęczona ostatnimi wydarzeniami nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie lekarz, który prowadził operacje. Powiedział, że tata zmarł na stole. Jego organizm nie wytrzymał, był za słaby - przetarłam oczy.
- Przykro mi... - powiedziała głaszcząc mnie po ramieniu.
- W porządku. Ale wracając. Wtedy pojawił się Lou, przytulił, pocieszył. Razem z moją przyjaciółką zorganizował pogrzeb. Potem razem namówili mnie na powrót tutaj, do Anglii. W samolocie Louis zasłabł. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że to właśnie on był dawcą szpiku dla taty - na jej twarzy malowało się zdziwienie.
- Zawsze bał się lekarzy, igieł. I co dalej się działo? - zachęciła bym kontynuowała, domyśliła się, że to nie wszystko.
- Na lotnisku w Londynie się pogodziliśmy. Z tamtąd ruszyliśmy prosto do domu chłopaków. Dopiero tam zaczął się temat zespołu. Niczego nie świadoma myślałam, że wszystko jest okey. Niestety okazało się, że podczas pobytu w Polsce Paul zadzwonił do niego i powiedział, że jeśli nie wróci na próby to będzie dla niego koniec w One Direction. Czuję się winna temu wszystkiemu. Przecież gdyby nie ja, to wszystko byłoby teraz po staremu. Rozmawiałam z nim o tym, ale on twierdzi, że to była jego decyzja i wie co robi. Martwię się.
- Rozumiem - odparła. Chwilę milczała analizując moje słowa. - Wiesz, gdyby ktoś mi powiedział miesiąc temu, że Louis będzie zdolny do takich poświęceń z miłości... nie uwierzyłabym. Stałaś się dla niego jak rodzina, którą zawsze stawia na pierwszym miejscu.
- Przepraszam. Przeze mnie nie może dalej spełniać marzeń. Ciągle mnie to męczy.
- Kochanie, nie masz mnie za co przepraszać. Nie zmuszałaś go do niczego. Sama powiedziałaś, że nawet nie wiedziałaś, że to on jest dawcą. Postaram się z nim na ten temat jeszcze porozmawiać, ale ty mi musisz obiecać, że nie będziesz się tym przejmowała dobrze? - przytaknęłam i w tym momencie usłyszałyśmy otwieranie drzwi. Do salonu przybiegły bliźniaczki.
- Mamo! Mamo! - zaczęły się przekrzykiwać.
- Phoebe! Daisy! Może byście się tak przywitały?
- Dzień dobry - powiedziały jednocześnie. Zaśmiałam się pod nosem.
- Cześć.
- Mamo, a Louis powiedział, że zostanie dłużej niż ostatnio!
- I obiecał nas zabrać do wesołego miasteczka!
- Cieszę się - kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- A ta pani przyszła sprawdzić co z dzidziusiem? - spytała jedna z nich.
- Nie, kochanie - kobieta pogłaskała się po brzuchu. - To jest Lena, dziewczyna Twojego brata.
- Ładna jest pani - powiedziała tym razem do mnie.
- Dziękuję, ale mów mi Lena, dobrze?
- Mhy - przytaknęła.
- A pobawisz się z nami? - spytała druga.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się promiennie, a dziewczynki od razu zaciągnęły mnie, jak mnie mam, do ich pokoju.


***

Siedziałam w ramionach Louis’a  w salonie i razem z jego rodziną mieliśmy mały maraton filmowy w piżamach.
- No dobrze dospania raz, raz – zakomunikowała pani Jay po skończonym filmie.
- Ale mamo – jęknęły bliźniaczki.
- Nie ma żadnego ‘ale’! Już was tu nie ma – dziewczynki ze spuszczonymi głowami powlekły się na górę. – Lottie, Fizzy, do was też się to tyczyło! – te również niechętnie ruszyły do pokoi.
- Nie wiem jak Lou, ale ja też już będę się kładła. Dobranoc wszystkim – wstałam z kanapy. Chłopak idąc w moje ślady stał już koło mnie, złapał moją dłoń i skierowaliśmy się do sypialni.
- E, Tomlinson! Gdzie się wybierasz? – krzyknęła jego mama.
- Spać? – spytał głupio.
- O nie mój drogi! Śpisz na kanapie! Gdybyś mnie uprzedził wcześniej, że przyjedziesz z Leną, to naszykowałabym jej osobny pokój. Gościa nie będę kładła przecież w salonie.
- Mamo – jęknął dokładnie tak samo jak jego siostry. Zachichotałam pod nosem uświadamiając sobie ich rażące podobieństwo do brata.
- Raz, dwa – chłopak zrezygnowany musnął moje usta i niezadowolony wrócił na sofę. Ja natomiast  ponownie ruszyłam w stronę jego pokoju. Położyłam się na łóżku przykrywając kołdrą, nadal rozbawiona zaistniałą sytuacją. Nie mogąc zasnąć, wierciłam się. Leżałam tak już jakiś czas, kiedy poczułam, że druga strona łóżka ugina się pod czyimś ciężarem. Po chwili owa osoba ‘przykleiła’ się do moich pleców. Od razu rozpoznałam charakterystyczny zapach. Swoją dłoń Louis umiejscowił na moim brzuchu delikatnie go masując, natomiast głowę wtulił w moje ramię.
- A pan przypadkiem nie powinien spać na kanapie?
- Mhy… Tylko tak jakoś nie miałem się do kogo przytulić, co uniemożliwiło mi zaśnięcie.
- Uważaj, bo Ci uwierzę – zaśmiałam się.
- Skoro ty też nie śpisz, to miałaś ten sam problem co ja, więc nie widzę to jest wręcz konieczne, żebym tutaj z Tobą spał. Przecież oboje wiemy, że beze mnie nie zaśniesz – mruknął. 
- Tak se wmawiaj. No ale nich Ci będzie, śpij już sobie ze mną. Dobranoc Kotku – zamknęłam oczy nadal w niego wtulona.
- Kolorowych i erotycznych ze mną w roli głównej, Kiciu – mruknął.
- Chciałbyś…




____________________________________

Cześć Wam!
Mała niespodzianka na święta w postaci nowego rozdziału ;] Podoba się? Co sądzicie o takim prezenciku od nas ?

Chciałybyśmy życzyć wam na święta wszystkiego co najlepsze! Zdrowia, szczęścia, dobrych wyników w nauce, zadowolenia z życia, dużo miłości, odnalezienia idealnego samca/samicy do towarzystwa na długie lata i śmiechu, bardzo dużo śmiechu, wspaniałych przyjaciół, zero smutków i spełniania najskrytszych marzeń. Wszystkim Directioner życzymy szybkiego koncertu w Polsce, abyśmy miały okazję spotkać siebie nawzajem i zobaczyć naszych chłopców. A wszystkim, dosłownie wszystkim, życzymy spotkania ze swoimi idolami, no i WESOŁYCH ŚWIĄT ♥

!UWAGA WAŻNE!
Mamy do was takie małe pytanko, a mianowicie : Macie do nas jakieś pytania? Jakiekolwiek. Może związane z blogiem, z tym jak go piszemy itp, a może jakieś całkowicie inne. Śmiało! Zadawajcie je :) 

Ściskam
Jultek Xx

piątek, 20 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 36

Niezauważalnie wślizgnęłam się do studia tylnym wejściem. Usłyszałam donośny krzyk Paula. Powoli zbliżyłam się w stronę głosu i zza ściany obserwowałam.
- Co ty kurwa odpierdalasz?! - wydarł się na Louis'a.
- Tak jak prosiłeś, udzieliłem z chłopakami ostatniego wywiadu - odpowiedział spokojnie.
- Nie udawaj głupca! Miałeś powiedzieć zupełnie co innego!
- Nie będę okłamywał fanów.
- Ty sukinsynie! - zamachnął się.
- No śmiało, uderz mnie. Na co czekasz? Już widzę jutrzejsze nagłówki w gazetach: 'Menager pobił swojego podopiecznego, bo ten powiedział prawdę' - mężczyzna próbował się uspokoić. - Coś jeszcze? Śpieszę się - dokończył, a Paul odszedł podenerwowany.
- Louis! - podbiegłam rzucając mu się na szyję.
- Co ty tu robisz? Miałaś na mnie czekać w domu.
- Oglądałam wywiad. Nazwałeś mnie rodziną - wtuliłam się w niego mocniej. Chłopak głaskał po włosach.
- Bo nią jesteś, Skarbie - wyszeptał.
- A co z Paul'em?
- Co ma być? To już zamknięty rozdział.
- Martwię się.
- Nie masz o co - ucałował mnie we włosy. - Wezmę swoje rzeczy i jedziemy - poszedł w stronę garderoby. Czekałam na chłopaka, gdy nagle poczułam jak ktoś rzuca się na moje plecy. Odwróciłam i moim oczom ukazała się rozradowana Perrie. Szybko padłyśmy sobie w ramiona.
- Boże, jak ja się za Tobą stęskniłam! Co tam u Ciebie słychać? - zaczęła jak tylko się od siebie oderwałyśmy.
- Szczerze? Do dupy...
- Coś z Lou?
- Nie! - zaprzeczyłam. - Mój tata zmarł - powiedziałam smutno.
- Nie wiedziałam, tak mi przykro - przytuliła mnie. - Jak się trzymasz?
- Ciężko. Louis bardzo mi pomaga. Gdyby nie on, pewnie zostałabym w Polsce i płakała w poduszkę zupełnie sama - wytarłam delikatnie oczy.
- No właśnie, a jak tam z Tomlinsonem? Zayn coś wspominał, że się pokłuciliście.
- Tak, ale było minęło. Już jest okey. Wybacz, ale nie chcę do tego już wracać. Lepiej opowiadaj jak tam u was - poruszyłam znacząco brwiami. Blondynka nic nie powiedziała, tylko wyciągnęła w moją stronę lewą dłoń. Na jej serdecznym palcu był pierścionek. Szybko skojarzyłam fakty.
- Aaaa! - zaczęłam krzyczeć i ściskać przyjaciółkę. - Gratuluję Kochanie! Pokaż to cudeńko - wzięłam jej rękę i dokładnie przyglądałam się błyskotce. Był to piękny pierścionek z brylantem. Nie był wymyślny i to dodawało mu uroku. - Ty to masz szczęście - westchnęłam.
- A ty to nie? - spytał mnie głos, który rozpoznam wszędzie. Chłopak przytulił mnie od tyłu, kładąc swoją głowę na moim ramieniu. Cicho zachichotałam. - Chodź, musimy się zbierać - chwycił moją dłoń splatając nasze palce. Rzuciłam jeszcze szybkie 'cześć' przyjaciołom i wyszliśmy z budynku, gdzie czekało na nas, a w sumie to na Tomlinsona, pełno paparazzi. Czego ja się mogłam spodziewać? Że tak poprostu zostawią go w spokoju po tym jak ogłosił swoje odejście z zespołu? Głupia ja. Starając się ignorować fotoreporterów weszliśmy do samochodu.

***

Poczułam delikatne dźgnięcie w ramię. Ocknęłam się.
- Lena, Skarbie wstawaj. Już dojechaliśmy - powiedział Lou. Przetarłam oczy i po chwili obraz stał się wyraźniejszy. Rozejrzałam sie i moim oczom ukazało się przytulne miasteczko z samymi ślicznymi domkami, a przed nimi zadbane, kolorowe ogródki. Chłopak niespodziewanie otworzył drzwi od strony pasażera, a ja wypadłam z samochodu.
- Ałć! - wyrwało się z moich ust.
- Boże, Lena przepraszam. Nic Ci nie jest? Nie chciałem. Nie wiedziałem, że się opierasz - zaczął panikować i zbierać mnie z ziemi.
- Spokojnie, żyję. Nic się nie stało - odparłam otrzepując piasek z ubrań. W tym samym czasie z domu wybiegła kobieta.
- Louis! Synku! - zawołała przytulając się do chłopaka. - Tak się za Tobą stęskniłam!
- Mamo... dusisz... - powiedział prawie niesłyszalnie. Zaśmiałam się cicho. Gdy kobieta 'uwolniła' mojego chłopaka, ten podszedł do mnie obejmując mnie w pasie. - To jest właśnie Lena, mamuś. Mój Skarb - ucałował mnie w skroń, a ja poczułam jak moje policzki przybierają koloru dorodnego buraka.
- Miło Cię poznać, Kochanie. Lou mi tyle o Tobie opowiadał - przytuliła mnie.
- Mnie panią również - odwzajemniłam uścisk.
- Jaka pani?! Aż taka stara to ja chyba nie jestem. Mów mi Jay.
- Ale... będzie mi głupio - westchnęłam. Taka prawda. Dziwnie bym się czuła mówiąc do starszej ode mnie o ponad dwadzieścia lat kobiety na 'ty'.
- To może 'mamo' - powiedział radośnie Tommo, a mnie szczęka opadła. Kurwa, Tomlinson, czasem mam ochotę Cię zabić!
- Louis - skarciłam go wzrokiem.
- To dobry pomysł - uśmiechnęła się jego rodzicielka. - W końcu jesteś prawie jak rodzina!
- Pani mamo? - zapytałam niepewnie.
- Po prostu 'mamo', Słonko - uśmiechnęła się pogodnie i zaprosiła mnie do środka, a chłopakowi kazała przynieść walizki z samochodu. - Napijesz się czegoś? Kawy? Herbaty? A może jesteś głodna? Kolacja będzie koło 20, bo dziewczynki są u koleżanek. A może chcesz się odświeżyć i położyć? Na pewno jesteś zmęczona po podróży - stałam i nie bardzo wiedziałam co zrobić. Na ratunek przyszedł mi Lou.
- Najpierw napijemy się herbaty - zarządził, po czym wstawił wodę w czajniku. Mam Louisa zaproponowała by chłopak oprowadził mnie trochę po domu. Pokazał mi swój stary pokój. Usiadłam na dwuosobowym łóżku.
- Co zamierzasz dalej zrobić? - zapytałam niepewnie.
- Napić się herbaty z dwiema najważniejszymi kobietami w moim życiu.
- Tomlinson! Wiesz, że chodzi mi o przyszłość, zespół, pracę - ciężko westchnął opadając obok mnie. Chwycił moją dłoń bawiąc się palcami.
- Kochanie. Jak na razie nie mam pojęcia, co dalej. Najprawdopodobniej znajdę sobie jakąś pracę. Dobra, ale nie przyjechaliśmy tutaj, żeby zajmować się takimi sprawami. Chodź, idziemy na dół - zaciągnął mnie do salonu. Pani Jay ukroiła nam placka i naszykowała różnych słodyczy do herbaty. Jednak nie usiadłam przy stole, gdyż mój wzrok skupił się na rodzinnych zdjęciach powieszonych na ścianie.
- Jaki słodziak! - zawołałam widząc zdjęcie małego Louis'a umazanego czekoladą.
- Mamo! - jęknął. - Miałaś schować to zdjęcie! – zachichotałam. Po chwili w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk telefonu.
- To Fizzy, przepraszam na chwilkę – westchnęła pani Tomlinson, po czym odebrała połączenie wychodząc do kuchni. Usiadłam obok chłopaka sącząc ciepły napój. W salonie znowu pojawiła się kobieta.
- Lou, Kochanie. Pojechałbyś po siostry? Ucieszą się na pewno. Po drodze jakbyś jeszcze mógł wejść do sklepu, bo trzeba na jutro zrobić jakieś zakupy na śniadanie – uśmiechnęła się do niego słodko.
- No tak. Ledwo przyjechałem, a już mnie wykorzystują – zaczął marudzić. – Chodź, Kochanie – wyciągnął do mnie rękę.
- O nie, nie! Lena zostaje ze mną! Już, uciekaj!

__________________________________

Cześć Miśki ;) 

Jak tam ostatni dzień w szkole w tym roku? U mnie super :D Trochę mi się smutno zrobiło, bo to była moja ostatnia wigilia klasowa w tej szkole ;c No ale my nie o tym ;p Jak wam się podoba nowy rozdział? Zadowoleni? Mam nadzieję, że tak :) Jak myślicie co z Lou? Gdzie będzie pracował? 

Dobra to teraz może trochę mniej przyjemna sprawa... Jak pewnie zauważyłyście pojawiło się znacznie więcej komentarzy niż normalnie, bo aż 27. Jesteśmy z tego powodu przeszczęśliwe, tylko trochę nam przykro, gdyż niektóre komentarze są dodane minuta po minucie... i jeszcze to:



Jak widać wyżej liczba komentarzy jest znacznie większa niż liczba wyświetleń, co dla nas jest śmieszne... Nie chcemy na was krzyczeć, bo to nie ma żadnego sensu. Chcemy tylko wam powiedzieć, że nie chodzi nam o liczbę komentarzy. Oczywiście, motywują nas i to bardzo, lecz wystarczy nam od jednej osoby jeden komentarz. I bardzo proszę o podpisywanie się anonimów, żebyśmy mogły kojarzyć was chociaż trochę :) 


Wesłych Świąt :) 
Hanikkk ♥

piątek, 13 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 35


Zapukałem do drzwi gabinetu Paula. Gdy usłyszałem "proszę" posłusznie wszedłem. Paul siedział na fotelu pisząc coś na komputerze. Wzdrygnął na mój widok.
-No proszę, proszę. A któż to mnie odwiedził? Sam wielki pan Tomlinson - zaczął dość arogancko.
- Co tam u ciebie Paul? - zapytałem sympatycznie.
- A wiesz... Man dużo papierkowej roboty. Zmiana składu tak popularnego boysbandu, jak One Direction, to nie lada wyczyn.
-Zdaję sobie z tego sprawę -przytaknąłem.
-No ja myślę! Louis powiedz mi, bo ja nie mogę tego pojąć... Co było AŻ tak ważne? Co było ważniejsze od zespołu?
- Oddałem szpik, by ratować ojca Leny- odpowiedziałem pewnie.
-Wow - trochę go zgasiłem.- I co?
-Niestety mimo wszystko zmarł. Musiałem zostać na pogrzebie.
-Czyli podsumowując, zmarnowałeś dwa tygodnie - zsumował. Zagotowało się we mnie że złości. Jak on śmie?!
-Nie zmarnowałem. Nawet teraz, wiedząc, że i tak umrze zrobiłbym dokładnie tak samo. Ale skoro Ty musisz wszystko przeliczać na pieniądze... Wiesz co Paul? Są rzeczy ważniejsze od pieniędzy.
- I kto to mówi? Bogacz, człowiek milioner - zadrwił.
- Coś jeszcze? - Zapytałem zirytowany.
- Jutro na wywiadzie powiesz całemu światu, że odchodzisz z One Direction, bo znudziło ci się bycie gwiazdą. Możesz iść - opuściłem pomieszczenie bez słowa. W sumie czuję się taki hmmm... wolny? Tak. Nareszcie nie będzie mi dyktował co mam robić. Najgorsze jest to, że ucierpiał na tym zespół. Nie wiem czy będę miał jeszcze okazję robić coś co kocham. Ciekawe jak zareagują fani. Szkoda mi ich, ale nie mogłem postąpić inaczej. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk sms'a. Wyjąłem telefon.
'Jak tam poszło Miśku? Bardzo masz przesrane przeze mnie? Lena xx'
Spojrzałem na zegarek: 13:50. Idealna pora na obiad. Szybko wybrałem numer dziewczyny. Odebrała po trzech sygnałach.
- Lou?
- Ty, ja, obiad za pół godziny, na mieście, przyjadę po Ciebie, ok? - rzuciłem radośnie słysząc jej głos. Ta tylko zachichotała.
-Będę czekać. Kocham Cię.

***

- Jutro mam wywiad o 12, na żywo.
- Czyli Niall miał rację? - w jej oczach pojawiła się nutka nadzieji.
- Nie... - zgasiłem jej entuzjazm. - Mam jutro powiedzieć, że sam zrezygnowałem z zespołu, bo 'znudziło mi się bycie gwiazdą'. Ale nie rozmawiajmy o tym.
- Przepraszam - mruknęła cicho.
- Ej, Miśku za co mnie przepraszasz? Przecież to nie Twoja wina. Już dość długo miałem na pieńku z Paulem. Szkoda mi tylko chłopaków i fanek. Ale my nie o tym. Co powiesz na małe wakacje?
- Nie mam za bardzo nastroju na żadne wyjazdy, przepraszam. Wolę zostać, ale ty jedź, zasłużyłeś.
- Tylko to nie byłyby takie zwykłe wakacje. Chciałbym Cię zabrać do Doncaster. Wiesz może być głośno po tym wywiadzie. Nie moglibyśmy nigdzie spokojnie wyjść. A po za tym poznałabyś moją rodzinkę. Mama ciągle o Ciebie pyta. Już Cię polubiła. O dziewczynkach nie wspomnę. Uwielbiają Cię.
- Przecież mnie nie znają. Nie, Lou. Wybacz - westchnęła.
- Proszę... Odpoczniesz po... - zaciąłem się trochę. - po ostatnich wydarzeniach. Tam będziemy mieli spokój. Zero reporterów. Nie daj się prosić. Nie musisz mi teraz odpowiadać. Przemyśl to na spokojnie i powiesz mi wieczorem ok? - złapałem jej dłoń.
- No dobrze - uśmiechnęła się. - Wiesz może o co poszło Miśce i Harry'emu? Jeszcze nie miałam czasu by z nią o tym pogadać.
- Zabronił jej samej lecieć do Polski. Zirytowała się, że ma ją za małą dziewczynkę. Coś takiego. Hazz mówił, że to było zaraz po tym jak się dowiedział o tym, że odchodzę. Działał pod wpływem emocji.
- Rozumiem. Jakby nie patrzeć, Miśka jest dość wybuchowa.
- Ponoć pocisnęła jego obcisłe spodnie - rzuciłem.
- Oooł! Ostro - zaśmiała się. - Tylko czemu o wszystkim dowiaduję się ostatnia?
- To już nie moja wina - rozłożyłem ręce. - A i jeszcze jedno. Zayn mówił, że chce się oświadczyć Perrie.
- Ojejku - rozmarzyła się.
- Tylko nie mów jej nic. Malik planuję niespodziankę.
- Ta to ma szczęście - westchnęła.

**Następnego dnia**
**Oczami Leny**

Wstałam dziś dość późno. Ostatnio bardzo długo śpię. Może to przemęcznie? Wywlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę i spakowałam kosmetyczkę. Wróciłam do pokoju i domknęłam swoją walizkę, po czym zniosłam ją na dół.
- A ty gdzie znowu jedziesz? - zapytała z wyrzutem moja rodzicielka wyglądając z kuchni. Ruszyłam w jej stronę.
- Przecież Ci mówiłam wczoraj, że jadę z Lou do Doncaster - westchnęłam wyjmując sok z lodówki.
- Nie mówiłaś, że dzisiaj.
- Widać jak słuchasz, kiedy do Ciebie mówię - rzuciłam cicho i poszłam do salonu, gdyż za chwilę ma się zacząć wywiad. Rozsiadłam się wygodnie i włączyłam odpowiedni kanał. Momentalnie obok mnie pojawiła się Bridget.
- Oddawaj pilota - rzuciła i próbowała wyrwać mi z ręki urządzenie.
- Oglądam, nie widzisz?
- Ale zaraz będzie wywiad!
- Przymknij się - i właśnie w studio pojawili się chłopcy. Najpierw tradycyjne pytania o zespół, później życie prywatne. Nudy.
- Louis, czy to prawda, że One Direction będzie miało teraz czterech członków? - zapytał, a w studio można było usłyszeć szeptających ludzi. Zacisnęłam usta w wąską linię i zerknęłam na dziewczynę obok mnie. Była zdezorientowana, zresztą nie dziwię się. Swoją uwagę z powrotem skupiłam na ekranie telewizora.
- Tak - westchnął. - Dzisiaj oficjalnie odchodzę z zespołu - z sekundy na sekundę szmer był coraz to głośniejszy.
- Dlaczego?
- Zostało mi postawione ultimatum. Miałem do wyboru zostawić rodzinę, która potrzebowała pomocy albo odejść z zespołu. To była tylko i wyłącznie moja decyzja. Nikt nie miał na nią wpływu. Przepraszam, że zawiodłem naszych fanów, ale nie mogłem postąpić inaczej. Chłopaki zrozumieli, mam nadzieję, że wy też będziecie w stanie to uczynić - uśmiechnął się blado. Jakaś fanka na widowni krzyknęła 'NIE'. Słychać było jakieś krzyki, płacze.
- Co teraz z One Direction? Czy to koniec? Co z płytą, trasą?
- Jest nam bardzo, ale to bardzo przykro. Zawsze byliśmy jednością, zresztą wciąż nią jesteśmy. Mimo, że One Direction będzie teraz bez Lou, to my i tak będziemy piątką najlepszych przyjaciół - odparł Harry i przetarł twarz dłońmi. Widać, że bardzo to przeżywa, zresztą tak jak wszyscy.
- Trasa się odbędzie, płyta również powstanie - rzekł ponuro Zayn.
- Louis, powiedz nam - zaczął prowadzący. - Chcesz rezygnować z zespołu? - chłopak chwilę milczał.
- Nie. Oczywiście, że nie. Gdybym tylko mógł dalej bym spełniał swoje marzenia. Niestety ultimatum daje możliwość wyboru tylko jednej opcji. Jak już wspomniałem rodzina mnie potrzebowała. Zawsze stawiam ją na pierwszym miejscu - z moich oczu poleciały łzy.
- Nazwał mnie rodziną - wyszeptałam prawie niesłyszalnie.
- TO TWOJA WINA! - wydarła się Bridget. - ZNISZCZYŁAŚ ICH! NIGDY CI TEGO NIE WYBACZĘ! - pobiegła cała zapłakana na górę. Westchnęłam.
- Nie pozostaje mi już nic innego jak zaprosić was na 'Little things' po raz ostatni w wykonaniu starego składu One Direction! - zakończył dziennkikarz. Bez zastanowienia zerwałam się z kanapy, chwyciłam torebkę i wybiegłam z domu w stronę studia. Miałam czekać na niego w domu, ale nie mogłam wytrzymać. Musiałam go zobaczyć. Złapałam taksówkę i podałam kierowcy adres.





_____________________________________


Noo cześć ^^ 
Jak tam u was? Czujecie już święta? Ja wcale, ale dziś pokupowałam wszystkim bliskim prezentu ; ]. Jaka Hania jest niezdecydowana. no nie mogę, ale my nie o tym ;p . 
Co sądzicie o rozdziale? Jakoś nic specjalnego moim zdaniem. Podoba wam się? Widzicie jakoś dalszy ciąg? Co Lena zrobi w studiu? Kogo tam spotka? Co będzie się działo w rodzinnym mieście Lou? A jak Bridget? Jakby nie patrzeć jest załamana. Też bym była, gdyby taka sytuacja miała na prawdę miejsce ;p 
Następny rozdział tradycyjnie w piątek wieczorkiem. 

Ściskam Xx
Jultek ;p





piątek, 6 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 34


Po dłuższej chwili zza drzwi wyłoniła się Miśka. Nie pytając o nic usiadła obok mnie.
- Miśka, jestem kretynką - zaczęłam.
- Nooo i to wielką!
- Dzięki, wiesz - zirytowałam się.
- Co Cię będę kłamać? - westchnęła. Chwilę milczałyśmy.
- Co z nim?
- Ocknął się, to kazali mi wyjść - znou cisza.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że oddał szpik?
- Zabronił mi. Nie chciał byś wiedziała - rozprostowała nogi.
- Nie rozumiem.
- Nie chciał byś wróciła do niego tylko dlatego, że był dawcą dla Twojego ojca. Wiedział, że by tak było. Teraz rozumiesz?
Schowałam twarz w dłoniach.
- Miśka, jestem cholerną kretynką ...

***

Siedzieliśmy na lotnisku czekając na bagaże. Od momentu gdy Louisowi się polepszyło i wyszedł z tej komórki, nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy.
- Napiłabym się kawy. Chcecie też? - zaproponowała Miśka.
Oboje przytaknęliśmy. Blondynka posłała mi porozumiewawcze spojrzenia i ruszyła w stronę automatu.
- Lou... przepraszam - zaczęłam niepewnie. - Naprawdę mi przykro. Wstyd mi, że tak Cię traktowałam. Jesteś wspaniałym facetem. Nawet nie wiesz jak mi wstyd. Przepraszam ...
Louis uśmiechnął się serdecznie, wstał i przytulił mnie mocno. Poczułam to upragnione ciepło i szybko się od niego oderwałam. Spojrzałam w jego śliczne błękitne oczka i zaczęłam go namiętnie całować.
- Ojejku! Ojejku! Ojejku! - krzyknęła Miśka upuszczając tekturową tackę z kawą.

***

Wysiedliśmy z taksówki, która podwiozła nas pod willę chłopaków. Trochę było mi głupio. Jesteśmy przyjaciółmi, a ja wyjechałam bez słowa. Louis pewnie wszystko im powiedział, ale sam fakt. Troche nie fair z mojej strony. W sumie Lou też ich zostawił i to on jest w gorszej sytuacji, ale i tak głupio mi. Wyjęliśmy swoje walizki z taksówki i ruszyliśmy z stronę drzwi.
- Ja się będę zbierać - rzuciła Miśka zmieniając kierunek.
- Nie wejdziesz z nami? - zdziwiłam się. No tak, niech mnie samą z samcami zostawi. Jeszcze czego.
- Śpieszę się - widać było, że wymówkę wymyśliła na poczekaniu, ale no cóż. Dała mi buziaka w policzek i uciekła. Spoglądałam za nią ze zmieszaną miną.
- Pokłóciła się z Harrym - powiedział Lou. - Chodź- pociągnął mnie za rękę.
- Jak zawsze o wszystkim dowiaduję się ostatnia - burknęłam.


** Oczami Louisa**


Serca wali mi jak młotem. Boje się. Cholernie się boje. Zostawiłem ich, zawiodłem po całości. Przez telefon to jednak inaczej niż twarzą w twarz. Nie mogę pokazać moich obaw. Nie chcę by Lena wiedziała, że się stresuję. Ona nie wie, że nie nalezę już do zespołu.
Zapukałem do drzwi. Było otwarte. Weszliśmy do środka zostawiając walizki w holu. Cisza. Jedyne co słyszałem to walenie serducha.
- Nie ma ich? Może siedzą przy basenie? - zgadywała Lena, po czym ruszyła w stronę tarasu.
Zdenerwowany podążyłem za nią. Faktycznie. Byli tam. Siedzieli na murku, a gdy tylko mnie zobaczyli przyjeli grobowe miny. Nic dziwnego.
- Cześć wam! - przywitała się rzucając każdemu na szyję.
- Cześć chłopaki - pokachałem im niepewnie.
- Kogo my tu mamy? - rzucił Zayn puszczając z objęć dziewczynę. Wyglądali strasznie, jak zawodowi zabójcy.
- Ja was przepraszam, strasznie mi przykro - zacząłem się cofać.
- Nie przepraszaj - odparł Niall idąc naprzeciw mnie. Ustawili się jakby w lini i powoli szli w moim kierunku - Już i tak jest za późno.
- Zaczynam się was bać.
- I dobrze - dopowiedział Liam wciąż idąc na przód. Wymusili moje cofanie się.
Nagle zatrzymali się. Ja też. Patrzyli mi prosto w oczy zdeterminowanymi spojrzeniami. Jak jakieś roboty.
- Ukarać gnoja! - niespodziewanie wydarł się Harry. Rzucili się na mnie wrzucając do basenu. Szybko się wynurzyłem. Cała czwórka i Lena śmiali się.
- Mam nowe buty! - jęknąłem.
- Na bombę! - wydarł się Hazz. Nagle wszyscy wskoczyli do wody. Włącznie z Leną, która wpadła przypadkowo.
- Ej nooo! - wydarła się brunetka gdy tylko się wynurzyła.
Chłopaki się śmiali. Zaczęli mnie podtapiać i chlapać.
- Dobra wystarczy mu! Panowie no! - zawołała Lena. Kątem oka zauważyłem, że wyszła z basenu.
- Mówiłem, że wracając stracisz życie - rzucił Harry puszczając mnie. Potargał mnie i podpłynął do drabinki.
- O nie! - zawołałem rzucając się na niego. I zaczęło się od nowa. Śmialiśmy się, podtapialiśmy i żartowaliśmy. Jak małe dzieci. Dosłownie. Nigdy nie sądziłem, że tak zareagują. To są jednak debile.

***

Siedzieliśmy wszyscy razem w salonie. Rozmawialiśmy jakby nigdy nic unikając smutnych tematów. Tuliłem do siebie mój największy skarb. Na samą myśl o tej dziewczynie uśmiech mi sie poszerzał.
- A jak tam Twój tata ? - wysadził Niall. Kurwa! A było tak milutko. Zmroziłam go wzrokiem.
- Chyba dobrze mu tam na górze - odpowiedziała niepewnie. Widziałem zdezorientowanie u chłopaków. - A jak próby? - zmieniła temat.
- Lipnie. W czwórkę to nie to samo. Pójdziemy jutro wszyscy do Paula. Może da się to jakoś odkręcić - rzucił Niall. Ugh! Posłałem mu jeszcze mroźniejsze spojrzenie. Zmieszał się.
- Ale co odkręcić? - podniosła się z mojego torsu.
- Nie jestem już w zespole - przełknąłem ślinę po odpowiedzi.
- Jak to ?!
- Nie chciałem Cie martwić. Wolałem oddać szpik, niż tu wtedy wrócić i Cie zostawić - odpowiedziałem.
- Paul pewnie tylko tak gadał. One Direction bez Lou to nie to samo. To nie przejdzie... Dobra ide po kanapkę, chce ktoś? - Niall próbował uciec, dlatego nie czekając na odpowiedź wyszedł do kuchni.
- Zniszczyłam One Direction - załamała się chowając twarz. - Przepraszam.
- Nawet tak nie mów - zirytowałem sie. - Lena to była tylko i wyłącznie moja decyzja. Nie obwiniaj się - przytuliłem ją.




_________________________________________
No cześć! 
Jak tam wam minął tydzień? U mnie masakra... Przyszły nie zapowiada się wcale lepiej -.- 
No ale przechodząc do rozdziału... Ech... Jak dla mnie mogłoby być lepiej, ale wyszło jak wyszło... Mam nadzieję, że nam to wybaczycie :) 
Czytajcie, komentujcie, oceniajcie :) Chcemy znać waszą opinię :) A i pamiętajcie! Im więcej komentarzy tym większy uśmiech na naszych twarzach co sie wiąże z tym, że mamy jeszcze większą przyjemność z pisania : )
Do następnego :) 
Hanikkk ♥


piątek, 29 listopada 2013

ROZDZIAŁ 33

** Oczami Miśki **

- Przepraszam - obudził mnie głos mężczyzny, który szturchał mnie w ramię. Szybko otworzyłam oczy. Okazało się, że to lekarz. Odchrząknęłam. Lena, tak jak ja zerwała się na równe nogi.
- I jak panie doktorze? Kiedy będziemy mogły się z nim spotkać? - spytała przyjaciółka pełna nadzieji. Lekarz się zamyślił. Po chwili zaczął:
- Szpik został przeszczepiony, ale niestety nie mam dobrych wieści - oświadczył poważnie. - Podczas zabiegu nastąpiły pewne komplikacje, na które nie mieliśmy wpływu, przez co serce pacjęta, jeszcze przed zakończeniem operacji przestało bić. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, żeby wznowić akcję serca. Niestety nie udało się. Bardzo mi przykro - w oczach Leny zaczęły zbierać się łzy. Widziałam jak traci równowagę. Powoli pomogłam jej usiąść na krześle. Mężczyzna kontynuował. - Przeszczep został wykonany za późno, o wiele za późno. Organizm pacjęta był w gorszym stanie niż zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Gdybyśmy nie podjęli się zabiegu, pozostałyby mu dwa, może trzy dni. Proszę przynieś pani coś na uspokojenie - ostatnie zdanie skierował do pielęgniarki, która cały czas stała przy jego boku. Lena nadal płakała, wtulając się we mnie. Była w totalnej rozsypce. W sumie nie dziwię jej się. Nie łatwo jest przyjać do wiadomości, że najważniejszy mężczyzna w Twoim życiu, Twój tata, który wychowywał Cię samotnie przez ponad 15 lat, tak poprostu odchodzi. Nie zaprowadzi Cię do ołtarza. Nie będzie na Twoim ślubie. Nie będzie rozpieszczał Twoich dzieci. Jednym słowem nie będzie go już w ogóle.

** Oczami Louis'a **

Nie mogłem spokojnie leżeć na tym cholernym szpitalnym łóżku. Dlaczego to tak długo trwa? Już nie nic nie boli. Czemu nie pozwolą mi wyjść? Na szczęście po chwili do mojej sali wszedł lekarz.
- I co doktorze? - zerwałem się jak poparzony ale ten tylko przecząco pokiwał głową.
- Przykro mi ... - nie czekając na nic więcej oderwałem od siebie te wszystkie duperele i wybiegłem z sali- Dokąd Pan biegnie! Nie wolno Panu! - krzyczał za mną doktor. Teraz nikt nie mógł mnie zatrzymać by pobiec do Leny.
Skierowałem się do sali operacyjnej. Schodami, tak szybciej. Szybko zauważyłem siedzącą na krześle Miśką, która tuliła do siebie roztrzęsioną dziewczyną.Wymieniłem się z blondynką spojrzeniami.
- Już dobrze kochanie. Jestem przy Tobie - przytuliłem Lenę głaszcząc ją po włosach. Ta momentalnie wtuliła się we mnie. - Jakoś wszystko się ułoży i będzie dobrze - plotłem co tylko ślina przyniosła mi na język próbując jakoś ją uspokoić.
Po chwili pielęgniarka przyniosła jakieś tabletki uspokajające. Podałem je dziewczynie, każąc popić. Przetarłem jej oczodoły, wyciągając z nich rozmazany tusz, po czym dziewczyna ponownie wtuliła się w mój tors.
Gdyby nie fakt, że moja miłość cierpi to cieszyłbym się, że wreszcie mam ją tak blisko siebie...

**Kilka dni później**

Niby wszystko dzieje się tak szybko, ale ostatnio godzina ciągnie mi się jak tanie żelki. Miśka rozmawia z Leną w jej pokoju. Kazały mi siedzieć w salonie, słuchać polskiego radia i czekać. Miała ją przekonać do zamieszkania z Londynie. Jakby nie patrzeć, po pogrzebie nic jej w Polsce już nie trzyma. Anglia daje jej możliwości rozwijania się i spełniania marzeń, ale niestety ona już tak na to nie patrzy. Z mojej zawziętej dziewczyny wyciekła cała ambicja. Upiera się, że tu jest jej miejsce i jej dom. Wydaje mi się, że to tylko wymówka, aby nie mieszkać blisko mnie. Niby na pogrzebie płakała wtulając się z moje ramiona, ale to nie daje pewności, że coś do mnie czuje.
Chciałbym wiedzieć o czym teraz rozmawiają. Siedzenie tu jest gorsze niż oddawanie szpiku. Serio. Ta niepewność jest nie do wytrzymania. Aż wstrząsnął głos z radia, który z polskim akcentem wypowiedział "ONE DIRECTION" , po chwili z głośnika zaczęły brzmieć pierwsze dźwięki "One way or another". Nie mogąc tego słuchać szybko wyłączyłem odbiornik. Siedziałem teraz w całkowitej ciszy wsłuchując się z tykanie zegarów.
Już mnie pewnie wywalili z zespołu. Ciekawe czy fani wiedzą?Nie. Na pewno nie. Paul nie odwaliłby za mnie czarnej roboty. Ale w sumie to teraz najmniej istotne.
- Lou! - usłyszałem głos z góry. Nie czekając na nic wbiegłem czym prędzej na górę.
- Tak?
- Zbieraj się. Lecimy do Londynu!- zawołała Miśka. Lena nie odzywała się.
- Naprawdę? Wszyscy razem? - zdziwiłem się uradowany.
- Tak- odpowiedziała dość ponuro brunetka.
Zabraliśmy się za pakowanie. Lena stwierdziła, że skoro już tu nie wróci, to musi zabrać wszystko co tylko się da. Tak więc upychaliśmy w walizkach ubrania, buty, zdjęcia, albumy, ręczniki, pamiątki itp. Dosłownie wszystko co się dało.

**Oczami Leny**

Nie wiem jaką klasą lecimy spoko siedzenia są na trzy osoby.  Nie ważne. Miśka zajęła miejsce przy oknie, by oglądać chmury. Nic dziwnego, nigdy wcześniej nie latała samolotem. Siedziałam w środku unikając spojrzenia Tomlinsona,
- Kochasz mnie jeszcze? - zapytał niespodziewanie.
Razem w przyjaciółką wzdrygnęłyśmy na te słowa.
- A jak myślisz? - odpowiedziałam pytaniem.
- Nie myślę zbyt dobrze...
- Widać - rzuciłam obojętnie.
- ... ale myślę, że tak. Nawet bardzo. Tylko nie mogę zrozumieć dlaczego grasz taką niedostępną. Jesteś dobrą aktorką Kiciu, ale znam Cie chyba już zbyt dobrze.
- Masz całkowitą rację ... nie myślisz zbyt dobrze - zgasiłam do jak ostatnia suka.
- Lena! - Miśka uderzyła mnie w kolano - Skończ te sceny!
- Musze do toalety- nerwowo wstałam, aby uciec od nieprzyjemnego tematu.
"Co Ty kobieto odpierdalasz? On jest Twój. Tylko Twój. Kochasz go przecież." - Hipotetyczne myśli. Miśka ma rację twierdząc, że współczuje Lou ze mną. Jestem zmienna. Wyszłam z toalety z postanowieniem przeproszenia chłopaka.
Gdy weszłam do kabiny pasażerskiej zauważyłam wielki tłum na samym środku. Przeraził mnie fakt, że nie widziałam Miśki, ani Lou. Ktoś zawołał lekarza. Szybko zbliżyłam się do tłumu, ale nic nie mogłam zobaczyć. Gdy weszła kobieta, twierdząca, że jest lekarzem natychmiast rozkazała wszystkim usiąść i zachować spokój. Dopiero wtedy zauważyłam nieprzytomnego Louisa, a nad nim przerażoną Miśkę.
- Co się stało? - wydarłam się ze złami w oczach.
- Zasłab - odpowiedziała drżącym głosem przyjaciółka.
Lekarka przepytała nas o wszystko co mogłoby dać jakąś przyczynę zasłabnięcia. W tym czasie mój Lou został przeniesiony do osobnego pomieszczenia. Po szeregu pytań dalej nie znajoma była przyczyna. Za wszelką cenę próbowałam cokolwiek logicznego wymyślić. 
- Tydzień temu oddał szpik - rzuciła nagle Michalina.- Może to jest przyczyną?
Razem z kobietą spojrzałyśmy na nią ze zdziwieniem. Ją zapewne zdziwił fakt, że po tygodniu leci samolotem, a mnie, że wgl oddał szpik.  Jak to? No tak! 22-letni mężczyzna był dawcą. Dletego nie było go kilka dni. Kurwa! Czemu wcześniej nie poskładałam tych faktów? Skąd Miśka wiedziała? Czemu ja nie wiedziałam?
Lekarka zadała przyjaciółce jakieś pytania, ta odpowiedziała. Nie słyszałam co. Widziałam jak poruszają ustami, ale nie mogłam skupić się na wypowiadanych słowach. Zaczęłam panicznie szlochać. Kazano mnie wyprowadzić. Ukucłam pod drzwiami płacząc. Jak mogłam tego nie zauważyć? Jak mogłam być dla niego taka oschła? On tak się starał: przyleciał tu, zostawił próby, oddał szpik, opatrzył mi rękę, starał się mi pomóc, chciał dobrze.
- Lena... jesteś kretynką! - syknęłam sama do siebie.




____________________________________________

Siemka! 

Jak wam się podoba ? Jednak spłodziłyśmy to inaczej niż podejrzewałyście, no ale ... musi być ten element zaskoczenia XD Myślmy realnie, nie mógł przeżyć. Smutne, ale prawdziwe.
Co do reszty to zostawiam to waszej ocenie :) 
A teraz lecę oglądać "Listy do M."

Kisski Xx ♥

niedziela, 24 listopada 2013

ROZDZIAŁ 32



**Oczami Harry'ego**

- Zawsze mówiliście, że jesteście braćmi, tworzycie jedność. No właśnie. Teraz jesteście jednością bez Louis'a. Sam zakończył swoją przygodę w One Direction - zamarłem. Zresztą nie tylko ja. Nikt nie był w stanie nic powiedzieć. 'To jakiś żart!' - wmawiałem sobie. Paul posłał nam wściekłe spojrzenie. - Koniec na dzisiaj! Wynocha! - krzyknął. Nadal w wielkim szoku opuściliśmy jego gabinet.
- Ej, Niall! Wszystko się ułoży. Damy radę, razem - przytulił chłopaka pocieszająco Zayn. Widać, że on najbardziej to przeżywa.
- Razem? Bez Louis'a? Przecież dobrze wiecie, że to nie ma sensu!
- Nie wierzę. Nie sądziłem, że zespół rozpadnie się gdy będziemy na szczycie - wymamrotał Liam. Dopiero teraz uświadomiłem sobie co tak naprawdę się stało.
- Bez niego nie śpiewam - powiedziałem twardo, lecz spokojnie.
- Hazz... My też nie chcemy, ale nie stać nas by opłacić koszty zerwania umowy - no tak. Jak zwykle, Li potrafi jako jedyny myśleć racjonalnie nawet w najgorszych momentach.
- Jestem ciekawy tylko jednego. Jak on zamierza powiedzieć to fanom... - westchnął Zayn.
- Znając jego, będzie kazał to zrobić Tomlinsonowi - warknąłem. Milczeliśmy. Nikt nie wiedział co dalej. Nagle na korytarz wparowała Miśka.
- Co się stało? Macie miny jakby ktoś umarł -zaczęła radośnie, westchnąłem.
- Później Ci wytłumaczę - szepnąłem, kiedy do podszedłem ciut bliżej niej.
- Mam do Ciebie sprawę... - zaczęła.
- Tak?
- Podczas gdy Lou jest w Polsce próby i tak nie mają większego sensu... - westchnąłem na samo wspomnienie wydarzeń sprzed kilku minut. - Rozmawiałam z trenerką. Chciałabym polecieć do Leny - kontynuowała.
- Bardzo bym chciał, ale nie mogę z Tobą polecieć.
- Nie chcę byś ze mną leciał.
- Jak to? - zdziwiłem się.
- Potrzebuję podwózkę na lotnisko. Za trzy godziny mam samolot- powiedziała obojętnie.
- Nie puszczę Cię samej. Tym bardziej, że możesz spotkać Patryka - twardo trzymałem się swojego zdania.
- Oj, przepraszam! Kim ty do cholery jasnej jesteś? To, że masz bardziej obcisłe spodnie  niż ja, to nie znaczy, że możesz mi rozkazywać! Nie jesteś moją matką - zirytowała się.
- Nigdzie nie pojedziesz - warknąłem starając się puścić mimo uszu jej kąśliwą uwagę.
- Spierdalaj, Styles! - krzyknęła mi w twarz i odeszła. Westchnąłem i obróciłem się do chłopaków, którzy bacznie przyglądali się naszej ostrej wymianie zdań.
- Szczerze? Spierdoliłeś po całości, Harry - poklepał mnie po plecach Zayn.
- Idę się napić. Mam dość - rzuciłem.

**Oczami Leny**

Odkąd wyszedł, do tej pory nie wrócił. Całą noc go nie było. Nawet nie zadzwonił. Co sie z nim dzieje? Nie miał kluczy do domu. Gdzie się podziewa? Naprawdę się o niego martwię. Nie zna miasta. Ba! Nawet nie zna języka. Mało kto w Polsce, w szczególności w takim małym mieście mówi dobrze po angielsku. A fani? Pełno ich tu. Ponadto stan ojca się nie poprawił. Cały czas śpi. Chciałabym z nim porozmawiać, póki jeszcze mam możliwość. Moje rozmyślenia przerwał lekarz, który właśnie wszedł do sali. Za nim podążała pielęgniarka.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Witam - uśmiechnął się miło. - A pani ciągle tutaj? Proszę iść do domu, odpocząć. Zabierzemy teraz pani ojca na przeszczep - powiedział spokojnie.
- Ale jak to? Znalazł się dawca?
- Tak. To 22-letni mężczyzna. Okaz zdrowia. Przepraszam, ale musimy już iść - i zabrali go. Zostałam zupełnie sama ze swoimi myślami. Z tego małego 'transu' wyrwał mnie mój telefon. Szybko odebrałam nawet nie patrząc kto dzwoni.
- Louis?! Martwiłam się! Proszę przyjdź, potrzebuję Cię! Przepraszam... - plotłam bez zastanowienia.
- Lena? Tu Tom... - przerwał mój słowotok.
- O... cześć. Jak tam? - mimowolnie posmutniałam.
- Mów lepiej co u Ciebie? Jak w Polsce?
- Chujowo - rzuciłam po polsku.
- Co?
- Źle. Tata ma zaawansowaną białaczkę. Przed chwilą zabrali go na przeszczep. Są marne szanse, ale mam nadzieję - wytłumaczyłam.
- O Boże, kochanie. Nawet nie wiesz jak mi przykro. Potrzebujesz czegoś? Może przyjechać?
- Nie, nie trzeba. Jakoś daję radę...
- A o co chodzi z Louis'em? Co się stało? Jest w Polsce?
- Długa historia. Nie chcę o tym rozmawiać. Przepraszam, muszę kończyć. Do usłyszenia.
- Dzwoń jak coś. Kocham Cię Mała.
- Dzięki, ja Ciebie też - rozłączyłam się. Schowałam telefon do kieszeni i wyszłam na korytarz. Kupiłam sobie kawę z automatu. Chyba już czwartą dzisiaj, a jest dopiero 10 rano. Ruszyłam w stronę sali operacyjnej. Usiadłam na krześle i popijałam zbawienny napój, dzięki któremu jeszcze jakoś trzymam się na nogach. Przymknęłam oczy.
- Lena? - muszę być naprawdę zmęczona skoro słyszę głos Miśki.
- Hej, Lena! Obudź się! - tym razem ktoś mną potrząsnął. Ledwo podniosłam ciężkie powieki. - No nareszcie!
- Miśka?! - przytuliłam ją mocno co od razu odwzajemniła. - Mój tata... - głos mi się załamał.
- Wszystko wiem. Co z nim? - usiadła koło mnie.
- Operują go. Znalazł się dawca szpiku. Jakiś 22-latek. Nie wiem nic więcej. - Zamyśliła się.
- No mów - uśmiechnęłam się delikatnie, wiedząc, że chce o coś zapytać. Zbyt dobrze ją znam.
- Louis? Gdzie on jest? Przecież przyleciał do Ciebie.
- Pokłóciłam się z nim wczoraj. Znaczy się... Ech.
- Zacznij od początku - zachęciła mnie. Tak jak prosiła opisałąm jej wszystko po kolej poczynając od rozmowy z sąsiadką, kiedy to dowiedziałam się o tym, że ojciec jest w szpitalu.
- No i powiedziałam mu wczoraj żeby mnie zostawił, nie utrudniał i poszedł sobie. I poszedł - posmutniałam i zaczęłam nerwowo bawić się moimi palcami.
- To w czym problem? Masz czego chciałaś - powiedziała obojętnie.
- Nie odzywał się od tamtej pory. Martwię się. Chcę, żeby mnie przytulił, powiedział, że wszystko będzie dobrze...
- Okres masz kobieto?! Boże... Zdecyduj się! Powiedział Ci, że to jego kolega? Że o niczym nie wiedział? To w czym problem? Trochę zaufania kobieto! Kochasz Go, to widać i nikogo tutaj nie oszukasz. Rób tak dalej a na pewno go nie stracisz!- miała rację. Muszę z nim pogadać jak wszystko się uspokoi, jak tata już poczuję się lepiej.
- Dobra pogadam z nim. Tylko jak ty sobie to wszytko wyobrażasz? Ja tu, on tam...
- Ty tu? - zdziwiła się.
- Nie wracam do Londynu. Nie zostawię taty samego - odpowiedziałam spuszczając wzrok.
- Chodź tu do mnie - rozkazała i mocno mnie przytuliła. Rozpłakałam się.

**Oczami Miśki**

Lena zasnęła na moich kolanach. Przykryłam ją swetrem i głaskałam po włosach, by mogła odpocząć. Chwilę rozmyślałam po czym ostrożnie, tak by nie obudzić dziewczyny wyciągnęłam telefon i wystukałam treść sms'a:

Do Lou:
'Gdzie ty do kurwy nędzy jesteś?!'

Od Lou:
'W szpitalu...'

Do Lou:
'No wyobraź sobie, że ja też! Co ty odpierdalasz?! ' 

Od Lou:
'Gdzie jesteś? Przyjdź do sali 353'

Do Lou:
'Lena śpi na moich kolanach. Ty przyjdź. Jestem pod operacyjną'

Po chwili przyszedł do mnie, no w sumie nas. Był ubrany w szpitalną piżamkę i ciągnął ze sobą 'wieszak' z kroplówką.
- Czemu jesteś w Polsce? - zapytał siadając obok.
- Co ty kurwa robisz? - ignorując jego pytanie rzuciłam ostro w jego strone, lecz na tyle cicho, by nie obudzić Leny.
- Oddałem szpik, by ratować jej ojca - odparł spokojnie. No tak to miało sens. 22-letni mężczyzna, do tego nie było go całą noc, nie odzywał się. Nigdy nie sądziłam, że zachowa się tak hmm... szlachetnie? Do tej pory obwiniałam go o wszystko, o wyjazd Leny, o to że jest nieszczęśliwa. No właśnie 'do tej pory...' 
- Wow... Zatkało mnie. Ale czemu jej nie powiedziałeś?
- Nie chcę, by do mnie wróciła tylko dlatego, że jestem dawcą. Nie mów jej, proszę.
- Jesteś wspaniałym chłopakiem - westchnęłam spoglądając na przyjaciółkę. - Nie powiem... - uśmiechnął się. Zapytał mnie o zespół, próby. Odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą, że próby idą kiepsko bez niego, a jeśli chodzi o One Direction to średnio się orientuję, bo pokłóciłam się z Harry'm. Oczywiście zapytał się o co. Opowiedziałam mu całą sytuację jaka miała miejsce i dodałam, że wszyscy nie byli w najlepszych humorkach. Jakby nie patrzeć nic więcej nie wiem.
- A co pan tu robi panie Tomlinson? Powinien pan teraz odpoczywać! - skrzyczała go przechodząca pielęgniarka. Lou pożegnał się ze mną i ucałował Lenę w czoło, i 'pobiegł' do sali.
- Co się dzieje? - spytała zaspana przyjaciółka.
- Pielęgniarka przechodziła. Pytałam się, czy coś wiadomo. Operacja jeszcze trwa.
- Wydawało mi się, że słyszałam Louis'a. Jeszcze pocałował mnie w czoło - przełknęłam głośno ślinę.
- Musiało Ci się przyśnić. Śpij - pogłaskałam ją po włosach. Zasnęła jak dziecko. Ja również przymknęłam oczy. Ciekawa jestem co jeszcze przyniesie nam los. Jak dalej potoczą się losy 1D, Leny i Lou, moje... Ech... Po chwili zasnęłam.

__________________________________

Hej! 

No więc, zgodnie z obietnicą macie rozdział wcześniej :D Jak wam się podoba? Jak myślicie, czy Paul zmieni zdanie? A jeśli nie to co? Czy to koniec One Direction? A może początek czegoś nowego? Co z tatą Leny? Czy dziewczyna dowie się kto był dawcą? I co najważniejsze co dalej z Leną i Louis'em? Czekamy na wasze pomysły :D

A teraz sprawa komentarzy heheh ;p Udowodniliście nam, że jeśli chcecie to potraficie w ciągu 2 dni uzbierać niezłą sumkę, bo aż 18 <brawo>. Następny rozdział dopiero w piątek, gdyż, iż, ponieważ gdybyśmy dodawały co dwa dni to byśmy się później z pisaniem nei wyrobiły, więc nie miejcie na tego za złe :) 

No i jeszcze małe przypomnienie dla Anonimów :) Bardzo proszę o podpisywanie się. Może to być jedna literka, cokolwiek. Chodzi tylko o to, żebyśmy mogły was 'rozpoznać'. To dla nas bardzo ważne :) 

No i jeszcze nie mogłabym nie zapytać o 1DDay :D Kto oglądał? Jak wam się podobało? Rozumiałyście wszystko? O której odpadłyście? Ja o 12 xD Jestem w trakcie kończenia ;D No i chyba najważniejsze pytanie: Jak zareagowałyście na Polskę? Moja siostra prawie na zawał przeze mnie zeszła ;p Jak tylko powiedzieli 'Poland' to zaczęłam sie drzeć jak opentana 'Asia, Asia chodź szybko!' no i moja siostra myśląc, że ktoś mnie zabija biegnie na złamanie karku do mojego pokoju... Jak dla mnie teraz na pewno przyjadą do Polski na koncert ♥

Dobra koniec tego przynudzania
Miłej lektury i do następnego :)
Całuję Hanikkk ♥ 
 

piątek, 22 listopada 2013

ROZDZIAŁ 31


** Oczami Louis'a**

-Przepraszam, doktorze! Możemy porozmawiać? - zaczepiłem mężczyznę w białym fartuchu. Widziałem zdziwienie na jego twarzy. No tak. Niecodziennie chyba ktoś mówi do niego po angielsku.
- Tak, proszę. A w jakiej sprawie? - odetchnąłem, kiedy zaczął mówić w moim ojczystym języku.
- O panu Botek.
- A jest pan kimś z rodziny?
- Yyy... Tak jakby  - podrapałem się nerwowo po karku. - Jego córka... yyy... to moja narzeczona, tylko ona nie wie, że z panem rozmawiam i wolałbym, żeby tak zostało - spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem.
-Ech... no dobrze. Zapraszam do gabinetu - otworzył drzwi. Wszedłem do środka. - Proszę usiąść - wskazał na krzesło przed biurkiem. Sam zajął miejsce na przeciwko. - No więc słucham.
- Przejdę do rzeczy. Czy jest możliwość przeniesienia pacjenta do kliniki w Londynie? - powiedziałem stanowczo. Mężczyzna zaczął przeglądać jakieś papiery.
- Pacjent może nie przeżyć podróży. To zbyt ryzykowne - ugh! Co można by tu jeszcze... przeszczep!
- A co z przeszczepem?
- Nie ma dawcy z rodziny. Czekamy, aż ktoś odda szpik. Jednak, że się przyjmie są małe szanse. Pacjent jest wykończony. Nie zostało mu już wiele czasu...
- Czy mogę być dawcą? Chce się podjąć badań na zgodność szpiku.
- Można spróbować. Proszę się zgłosić do mnie za godzinę. A teraz przepraszam, muszę już iść.
- Dobrze będę, tylko proszę nic nie mówić Lenie. Bardzo mi zależy, żeby nie wiedziała o tym, dobrze?
- Jak pan chce. Do widzenia.

***

- Harry jest sprawa - zacząłem poważnie, gdy tylko usłyszałem go po drugiej stronie.
- Lou jutro widzę Cię na próbie w Londynie! - wysyczał.
- No właśnie. Nie mogę przyjechać.
- Kurwa wiem, że ją kochasz ale pomyśl też o nas. Paul urwie nam jaja!
- Hazz posłuchaj, tu nie chodzi o mnie. Tata Leny jest ciężko chory. Ma ostrą białaczkę. Tylko przeszczep może go uratować. Ona nie może być dawcą, ale ja tak. W dupie mam próby. Zostaję tutaj, bo ona mnie potrzebuję, bo mogę pomóc.
- Ja pierdole - westchnął. - Nie wiedziałem, sorry. Coś wymyślimy. Będziemy Cię kryć.
- Powiedzcie mu prawdę. I tak prędzej, czy później się dowie. Kilka osób mnie tu już widziało, więc pewnie i tak już wie. Nie tak łatwo się ukrywać. Muszę już kończyć. Dzięki stary!  - nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłem połączenie. Wróciłem do sali.
Lena siedziała przy łóżku patrząc na śpiącego ojca. Podałem jej kawę z automatu i usiadłem obok. Milczeliśmy. Nie wiedziałem co jej powiedzieć. Wróć. Wiedziałem co, ale nie wiedziałem jak. Żeby oddać szpik będę musiał zostawić ją na 2-3 dni. Jak jej to przekazać? Nie chcę by wiedziała, że jestem dawcą. O nie!
- Co z trasą? - przerwała ciszę między nami. Nadal jednak nie odrywała wzroku od ojca.
- Trwają próby - powiedziałem obojętnie.
- Bez Ciebie? - zdziwiła sie i na chwilę odwróciła twarz w moją stronę.
- Raczej nie potrafię być w dwóch miejscach jednocześnie - upiłem łyk z plastikowego kubka.
- Louis... - westchnęła. - Nic Cię tu nie trzyma. Wracaj do Londynu. Tam jest Twój dom, Twoje miejsce. miliony fanów na Ciebie liczy - odpowiedziała.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak dużo mnie tu trzyma - powiedziałem jednocześnie głaszcząc ją po ramieniu.
- Przestań! - zirytowała się. - Nie będziemy już razem! Proszę Cię, zrozum to wreszcie. Odejdź i nie utrudniaj mi tego - westchnęła.
- Jak sobie życzysz kochanie - wstałem i wyszedłem. Dam jej możliwość bycia samą, skoro tego chcę. Ruszyłem w stronę pokoju lekarskiego.

** Oczami Harry'ego **

Właśnie mamy przerwę w próbie. Razem z chłopakami postanowiliśmy powiedzieć Paulowi prawdę. Ruszyliśmy do jego gabinetu.
- Paul, musimy pogadać - powiedziałem twardo. - Chodzi o Louis'a.
- Co z nim? Lepiej się czuję? Kiedy przyjdzie? - mówił nie spoglądając na nas.
- Jest w Polsce - rzucił Niall, zanim zdążyłem pomyśleć. Momentalnie spojrzał na nas.
- Chyba sobie jaja robicie! Wakacji mu sie kurwa zachciało?! Dopiero co skończyliście urlop! - wydarł się. Wściekły Paul, to niebezpieczny Paul. Mamy przerąbane. Starałem się jednak zachować spokój.
- Tata  Leny jest ciężko chory. Ona go potrzebuję.
- Ja też jestem ciężko chory - na nerwicę! A Louis chyba na głupotę! Co za szczeniackie myślenie! - krzyczał. - Czyli wcale nie spędził ostatnich dni na kiblu tak? - zacisnąłem wargi w cienką linię. Menager wyjął nerwowo telefon, coś na nim wystukał i przyłożył do ucha.
- Louis! Jak możesz być tak nieodpowiedzialny i zostawić zespół?! - wydarł się do słuchawki. Spojrzeliśmy po sobie. Każdy był zdenerwowany. - Lena to! Lena tamto! Nie czas na amorki, kurwa! Powinieneś się skupić na pracy! 'Where We Are' bez Ciebie nie ruszy! - 'Tomlinson nie odpierdalaj!' - pomyślałem. - Jak to dawcą? - spoważniał. - Jestem za dobry dla was! Grrr... Człowieku... Jak Cię za tydzień nie będzie na próbie to możesz zacząć szukać pracy - 'Kurwa, Lou nie rób nam tego!' - Twój wybór. Dobrze - uspokoił się trochę, ale nadal był zły. Z oczu cisnęły mu pioruny. Zaczął grzebać w papierach.



______________________________________

Siemka wam ! ♥
Co sądzicie? Jak wam się podoba? Dobrze niektóre z was zgadywały, że Lou będzie dawcą ^^. 
Ten rozdział jest krótki, tak tak, wiemy to. Chciałyśmy zakończyć w tym momencie by zachować pewne napięcie i wzbudzić wasze zaciekawienie ;p  Udało nam się? ;> 
No i obowiązkowe pytanko : jak widzicie tę historią dalej? Co z One Direction? 
Jak będzie 15 komentarzy to dodamy rozdział, a jak nie to będziecie czekać tydzień XD huhu 

Ściskam 
Jultek Xx

piątek, 15 listopada 2013

ROZDZIAŁ 30


**Oczami Louis’a**

Po około godzinie drzwi otworzyły się ponownie. Milczałem. Wyszła z nich Lena z tym całym fajfusem. Pożegnali się. Jestem cholernie zazdrosny! Moja dziewczyna, o ile jeszcze mogę ją tak nazwać, siedzi z jakimś debilem u siebie w domu i nawet nie wiem co tam robili. Najgorsze jest to, że nic nie mogę zrobić. Ten fajfus wlazł do swojego samochodu i kiedy Lena mu, pomachała odjechał. Jak już zostaliśmy sami, wstałem i w milczeniu próbowałem spojrzeć jej w oczy, ta jednak unikała mojego wzroku.
- Wejdź, robi się zimno i zbiera się na deszcz… - powiedziała niepewnie i szerzej otworzyła drzwi. – Chcesz herbaty? – zapytała równie cicho jak przed chwilą. Zgodziłem się. Faktycznie, nie było najcieplej. Bez słowa udała się do kuchni i przygotowała dwie herbaty. Usiedliśmy w salonie, na kanapie. Miło było wreszcie usiąść na czymś wygodniejszym, niż chłodne, twarde płytki przed domem. – Czemu przyjechałeś? Przecież macie próby, trasę… Paul Cię zabiję - mówiła patrząc w gorącą ciecz w kubku.
- Lena, Kocham Cię… Nie chcę Cię stracić, ba nie mogę Cię stracić! Nie umiem żyć bez Ciebie!
- Ale przez Ciebie możecie stracić kontrakt, odwołają wam trasę. Zawiedziecie fanów… -ciągnęła dalej swoje.
- Jesteś najważniejsza… Chłopaki to zrozumieją, a jeśli nie to  znaczy, że nigdy nie byliśmy przyjaciółmi - na moje słowa podniosła wzrok i pierwszy raz spojrzała mi w oczy.
- Nie wrócę do Londynu… - znów spuściła wzrok i przetarła oczy.
- Powiedz proszę co zrobiłem źle, że nie chcesz wrócić? – drążyłem.
- Nie chodzi tylko o Ciebie, ale skoro chcesz wiedzieć, czemu w ogóle wyjechałam to proszę. Nie prosiłam Cię, żebyś pomagał mi wygrać casting. Ba! Wiedziałeś, że chcę sama do tego dojść!
- Nie rozumiem…
- Ale czego?! Rozmawiałeś z reżyserem reklamy w dniu castingu. Nie uwierzę, że to nie miało wpływu, na jego wyniki! Cały świat myśli, że jestem dziwką bez uczuć, robiącą karierę przez Twoje łóżko! –wybuchła. Zaniemówiłem. Próbowałem sobie dokładnie odtworzyć tamten dzień… Nic jednak nie przychodziło mi do głowy.
- To jakiś absurd! Nie rozmawiałem z reżyserem! Nie mógłbym!
- To jeszcze mi powiedz, że na zdjęciach, na których wyraźnie widać, że podajesz sobie z nim rękę i gadacie jak starzy znajomi, to Twój zaginiony brat bliźniak – jakie zdjęcia? W tym momencie przerwał nam mój dzwoniący telefon. Harry. Przeprosiłem Lenę, mówiąc, że to ważne i wyszedłem do drugiego pokoju, żeby spokojnie porozmawiać.
- Słuchaj pojebie – nieźle się zaczyna. – Jeśli Paul zadzwoni do Ciebie, mówisz mu, że masz jelitówkę, zatrucie pokarmowe czy jak tam chcesz to sobie nazwać.
- Ale o co chodzi? – nie bardzo go rozumiałem.
- Masz sranie! Wielką srakę, kumasz? Siedzisz na kiblu, źle się czujesz. Nie jesteś w stanie ruszyć się z łazienki, a tym bardziej na próbę. Doceń to, że po raz kolejny ratujemy Ci dupę. Doceń to, bo jak się wyda to mamy przejebane!
- Dz-dzięki… - trochę mnie zatkało. Nie myślałem, że będą mnie kryli.
- Jak wrócisz, to osobiście Cię zabijemy – zaśmiał się nieznacznie. – Masz maksymalnie trzy dni by wrócić do Londynu. Pamiętaj, że Paul nie jest takim debilem i może się zorientować, że ściemniamy.
- Kocham Was chłopaki – ja to mam jednak kurwa zajebistych przyjaciół. Uśmiechnąłem się.
- Już bez tych czułości. Nie wykręcisz się od kary. Osobiście Cię wykastruję, za okłamanie mnie i zostawienie zespołu. Muszę wracać na próbę. Max trzy dni! Pamiętaj! – rzucił. – A i zero zdjęć! Jak Cię ktoś rozpozna to mamy przesrane! – nie czekając na moją reakcję rozłączył się. ‘Czy wrócę, czy zostanę, czy mnie rozpoznają, czy nie i tak mam przesrane, Harry’ – pomyślałem.
 Wróciłem do salonu i zobaczyłem, że Lena usnęła z kubkiem w ręku. Zapewne nie spała dobrych kilkanaście godzin, plus do tego emocje, łzy, lot… Zaniosłem ją na górę. Chwilę musiałem się natrudzić by znaleźć jej pokój, ale w końcu się udało. Ułożyłem ją w łóżku, zdjąłem buty i przykryłem. Nie zasłużyłem by położyć się obok niej, dlatego wziąłem jakiś koc i rozłożyłem się na podłodze niedaleko niej. Szybko odpłynąłem.

**Oczami Leny**

Gdy sie obudziłam znajdowałam się w moim pokoju. Nie wiem jak się tu znalazłam. Zresztą nieważne. Spojrzałam szybko na zegarek – 6:42. Hmm… W szpitalu najwcześniej mogę być o 9:00 więc mam jeszcze sporo czasu.
Nie chciało mi się wstawać. Leżałam więc analizując ostatnie dni. Wiele się działo. Wyjazd do Polski, choroba taty, przyjazd Tomlinsona... No właśnie. Nie wiem co mam robić. Tak cholernie go kocham, ale czy na pewno nie miał nic wspólnego z moją wygraną? Mówił, że z nikim nie rozmawiał, ale zdjęcia mówią same za siebie. Nie wiem już co mam robić, nie mogłabym być z kimś kto mnie oszukuję. Jeszcze tu przyjechał. Mam ochotę się na niego rzucić i mu wszystko wybaczyć, pocałować go... Tylko to nie jest takie proste, ech... 'Nie myśl już tyle!'  Spojrzałam na zegarek: 7:10. 'Czas wstać.' Powoli wygrzebałam się z łóżka i żeby nie obudzić śpiącego na podłodze chłopaka, próbowałam cicho wyjść z pokoju. No tak ale jak to ja musiałam się potknąć i runąć na ziemię. Próbując zamortyzować upadek, złapałam się stojącej obok lampy w efekcie czego i ja i ona z wielkim hukiem znalazłyśmy się na ziemi. Louis usłyszawszy huk zerwał się. No pięknie.
- Boże, Lena, co się stało? - szybko znalazł się obok mnie nie zważając na rozrzucone szkło.
- Uważaj, bo się skaleczysz. Jesteś na boso... - powiedziałam szybko.
- Nie ważne. Wszystko w porządku? Nic Ci nie jest?
- Spoko, żyję jak widać - podniosłam się i zaczęłam zbierać rękami potłuczoną lampę. - Kurwa - syknęłam zacinając się.
- Pokaż to - chłopak chwycił moją 'ranną' rękę. - Chodź trzeba to opatrzyć - nie zważając na nic wziął mnie na ręce i wyszedł z pomieszczenia. Oczywiście wyrywałam mu się, prosiłam żeby mnie puścił, ale ten stwierdził, że znając moją niezdarność to znowu się o coś potknę, poślizgnę lub skaleczę. Posadził mnie na krześle w kuchni. - Gdzie masz apteczkę? - zapytał. Wskazałam mu półkę, a ten wyjął z niej pudełko z lekami, gazikami i innymi duperelami. Uklęknął przede mną z wodą utlenioną.- Uważaj, może trochę szczypać - powiedział i zaczął polewać ranę, która była dość spora.
- Aaaa... - cicho jęknęłam i zacisnęłam zęby. Chwilę później zawijał już moją dłoń bandażem, jak to stwierdził 'żeby się nie babrało'. Nie wnikam. Jak skończył ucałował ją i wstał.
- Już po wszystkim. Co chcesz na śniadanie? - zapytał jakby nigdy nic i podszedł do lodówki, po czym ją otworzył. - Hmmm... Zjemy na mieście.
- Przepraszam, śpieszę się - powiedziałam i poszłam do łazienki wsiąść prysznic. Oczywiście jak to ja zapomniałam zabrać ze sobą ubrań, więc owinięta w sam ręcznik ruszyłam do pokoju. Wybrałam jakieś ubrania, bieliznę i wróciłam do łazienki. Będąc na korytarzu wpadłam prosto w ramiona Louis'a. Ja to mam kurwa szczęście! Ten uśmiechnął się i mnie przytulił. Przylegałam do jego nagiego torsu w samym ręczniku. Spuściłam wzrok i oblałam się rumieńcem.
- Możesz mnie puścić? Chcę się ubrać - powiedziałam cicho nie patrząc na niego. Chłopak uniósł mój podbródek, tak żebym spojrzała prosto w jego oczy. Tylko nie to.
- Wyglądasz cudownie - powiedział i zdecydowanie musnął moje usta. Ja głupia odwzajemniłam pocałunek... Dlaczego? Brakuje mi tego jak cholera... otrząsnęłam się i delikatnie odepchnęłam go od siebie i weszłam do łazienki. Przebrana i lekko umalowana zeszłam na dół. Tommo już tam siedział.
- Louis musimy porozmawiać - powiedziałam stanowczo i usiadłam obok niego na kanapie. - Skoro nie rozmawiałeś z reżyserem to skąd te zdjęcia? - spytałam spokojnie. Chłopak zamyślił się.
- Kurwa... - przeklną. - Jak ten reżyser się nazywa?
- Smith - odpowiedziałam zdezorientowana. Po co mu to wiedzieć.
- Ja pierdole. To mój kolega ze szkoły. Spotkałem się z nim tego dnia. Dawno się nie widzieliśmy i kilka dni wcześniej się umówiliśmy. Lena musisz mi uwierzyć... - powiedział błagalnie. Widziałam w jego oczach, że mówi prawdę, wiedziałam kiedy kłamie.
- Teraz to i tak nic nie zmieni Lou... Nie wracam do Londynu... Nie mogę... To koniec... - powiedziałam cicho, a z oczy poleciały mi łzy.
- Dlaczego? - przybliżył się do mnie.
- Mój tata, on umiera... Nie mogę go zostawić - zaczęłam szlochać na samo wspomnienie o ojcu. Lou przytulił mnie i zaczął głaskać po włosach. Nie opierałam się. Potrzebowałam teraz wsparcia, zrozumienia.
- Co mu jest? - spytał po chwili.
- Ostra białaczka. Na przeszczep trzeba długo czekać. Ja dawcą nie mogę być... Najgorsze jest to, że gdyby zaczął leczyć się rok temu, kiedy sie o tym dowiedział. - znowu zaczęłam płakać. Szybko się ogarnęłam swoje emocje i otarłam policzki.
 - Poradzisz sobie sam w domu? - zapytałam.- Tam jest telewizor, laptop, lodówka.
- Gdzie idziesz? Nie zostawiaj mnie samego - zagrymasił.
- Do szpitala, a gdzie indziej.
- Idę z Tobą!
- Jeszcze czego - warknęłam i zaczęłam iść w kierunku drzwi.
- Rozumiem skarbie... Jesteś na mnie zła, ale proszę... nie skreślaj mnie od razu.
Na sekundę się zatrzymałam. Do głowy przyszła mi myśl, aby go przytulić. Ocknęłam sie jednka szybko. 'I tak nie będziecie razem, Lena, to bez sensu. Teraz tata jest najważniejszy' - powiedziałam sobie w duchu. Ponownie ruszyłam do przodu.
- Lena jesteś roztrzęsiona. Nie powinnaś sama iść. Pozwól sobie pomóc, proszę - ponownie stanęłam.
- Lou, nie utrudniaj tego. To nie ma sensu.
- I tak pójdę z Tobą - stwierdził i ubrał buty. Na głowę założył czapkę chowając przy tym wszystkie włosy, a na nos założył czarne okulary. Wyglądał jak nie on.
- Idziemy? - wyrwał mnie z zamyślenia. Westchnęłam wiedząc, że i tak nie wygram.


***

- Tata nie może wiedzieć, że zerwaliśmy. Przy nim jesteśmy szczęśliwą parą, jasne? Jeszcze tego brakuję, żeby się martwił... - powiedziałam oschle. - I musisz wytłumaczyć dlaczego przyjechałeś - nie pozwalając mu odpowiedzieć, weszłam do sali i przykleiłam do twarzy uśmiech.
- Cześć tatku! - pocałowałam go w czoło. - Przyniosłam Ci trochę owoców - wypakowałam zakupy na stoliczek. - Jak się czujesz? - usiadłam na krześle przy łóżku.
- Dobrze skarbie - uśmiechnął się blado. - Hi Lou! - no tak, czyli przerzucamy się na angielski. Ech...
- Dzień dobry! - poczułam jak kładzie dłonie na moich ramionach.
- Co ty tu robisz chłopcze? Nie powinieneś być w Anglii?
- Martwiłem się... A po za tym nie mogłem wytrzymać sam w Londynie bez mojego serca.
- A jak wam się dzieci układa? - ugh! Chwilę milczałam. Już miałam zmienić temat, kiedy Tomlinson mnie wyprzedził.
- Cudownie... - pocałował mnie we włosy. 'Ciekawe gdzie?' Zabrałam się za krojenie pomarańczy.
- Muszę do toalety. Zaraz wracam - znowu mnie pocałował, tym razem w czoło i wyszedł.  'Po chuj mnie całuję? Miało być normalnie, a nie przesadnie słodko!'.
- Przyleciał tyle kilometrów, bo się martwił i nie mógł bez Ciebie wytrzymać... To złoty chłopak! Nigdy nie myślałem, że trafisz na kogoś AŻ tak troskliwego - westchnął tata.
'Wcale mi nie pomagasz. Nie musiałeś tego mówić.' 



____________________________________

Cześć Wam!
Jak wam się podoba? Takiej spodziewaliście się reakcji Lou? Czy może innej? Czego się spodziewaliście? A czego teraz się spodziewacie? Co z tatą Leny? Co z Lou i Leną? 
Jak zawsze czekamy na wasze propozycje :)

Loffki & Kisski & Przytulaski 

Jultek i Hanikkk ♥
(dziś wyjątkowo dodajemy we dwie ^^)

czwartek, 7 listopada 2013

ROZDZIAŁ 29

***Oczami Leny***


Zrobili mi badania na zgodność szpiku. Dość boleśnie, ale nie myślałam o bólu, myślałam o tacie. Moim ukochanym umierającym tacie...
Podeszłam do automatu, kupiłam dwa batony. Zabrałam je i ruszyłam do sali, w której leżał.
- Możemy szczerze porozmawiać? - zapytałam wchodząc do sali.
- Chyba jestem Ci to winien - westchnął.
Usiadłam obok niego, podałam mu batonika. Wspólnie zaczęliśmy je jeść, jak za starych, dobrych czasów.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że masz białaczkę?
- Nie chciałem, byś się nie potrzebnie martwiła, byś przeze mnie nie realizowała marzeń.
- Oh tato! Nawet tak nie mów!
- Przepraszam córciu. Jestem stary, myślę inaczej niż Ty.
- I dlatego nie zacząłeś wcześniej leczenia?- ciągnęłam.
- Tak. Wolałem uporządkować sprawy finansowe. Nie mogłem dopuścić, abyś spłacała moje długi.
- Tato, ale gdybyś rok temu zaczął się leczyć, teraz byłbyś zdrowy...- łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
- Córciu, nie płacz- pogłaskał mnie po ramieniu, momentalnie wtuliłam się w niego.
- Kiedy zamierzałeś mi to powiedzieć?
Milczeliśmy dłuższą chwilę. Miałam w głowie mnóstwo pytań, ale nie mogłam wypowiedzieć ich na głos. W końcu tata zapytał o mój wcześniejszy powrót. Trafne pytanie. Lecąc do Polski planowałam mu o wszystkim powiedzieć. Ale teraz? O nie. Powiedziałam mu tę drugą wersję, która tłumaczyła mnie tęsknotą. Zrozumiał, mało tego ucieszył się. Jednak zaczął zadawać pytania o Louisa. Trudno mi było skłamać mu prosto w oczy i powiedzieć, że odprowadził mnie na lotnisko. Idealnie skłamałam też, że moja reklama była całkowicie dobrze przyjęta, a ludzie zatrzymywali mnie kilka razy na ulicy. Głupio mi było tak go kłamać, ale chciałam by nie martwił się jeszcze moimi problemami.
Było po dziewiętnastej gdy do sali wszedł lekarz.
- Pani Leno, mam wyniki pani badań - powiedział i podał mi kilka kartek.
Przejrzałam kartki oczami.
- Kurwa - syknęłam gdy zobaczyłam, że nie mogę być dawcą.
- I co córciu? - zapytał tato całkowicie ignorując moje przekleństwo.
Westchnęłam. Próbowałam jakoś powstrzymać napływające mi do oczu łzy.
- Nie mogę być dawcą... Doktorze? Czy jest jakaś inna osoba? - zapytałam przez łzy.
- Czekamy na taką od kilku miesięcy - odpowiedział dość poważnie. - Przykro mi...
Lekarz pożegnał się i wyszedł. Było mi ciężko. Nie chciałam pokazywać słabości przy tacie, który ze spokojem przyjmował te wszystkie wiadomości.
- Kochanie... jesteś przemęczona, nie spałaś w nocy, jedź do domu- zaproponował.
- Nie! Zostaje z Tobą.
- Proszę Cie. Zrób to dla mnie - uśmiechnął się i podał mi klucze. - Jutro do mnie przyjdziesz.
Po długich namowach zgodziłam się, wzięłam od niego klucze, pożegnałam się i wyszłam. Jadąc w dół windą zdałam sobie sprawę, że nie mam pieniędzy na taksówkę. Szybko przypomniałam sobie o przyjacielu z piaskownicy, z którym obiecywaliśmy sobie pomoc zawsze i wszędzie.
- Cześć Michał. Mam prośbę - powiedziałam do słuchawki gdy tylko odebrał.
- To Ty jesteś w Polsce?! - zdziwił się.- Mów co jest.
- Jestem w szpitalu, mógłbyś zawieść mnie do domu?
- Jak to w szpitalu? Coś Ci się stało? Dobra, nie ważne. Już jadę - rzucił i rozłączył się.
Normalnie zaśmiałabym się z jego roztrzepania i dramatyzowania, ale nie dziś.
Przed szpitalem czekałam może z pięć minut i podjechał pod niego stary i mały samochodzik Michała. Ten szybko z niego wysiadł i podbiegł do mnie. Przytuliliśmy się.
- Tęskniłem - szepnął.
- Ja też.
- Co się stało? Wyglądasz strasznie!
- Pogadamy w samochodzie, okej?
Skinął głową i ruszyliśmy w stronę jego samochodu. W środku panował taki sam klimat jak zawsze. Michał twierdził że samochód powinien odzwierciedlać charakter kierowcy. Czy tak było z tym przepadku? Nie wiem. W trakcie drogi wszystko mu opowiedziałam. Bardzo się tym przejął. Nie dziwię się. Nasi rodzice również się znali. Odkąd tylko pamiętam jeździliśmy razem na jakieś rodzinne pikniki. Chłopak chcąc bym choć na chwilę nie myślała o chorobie ojca zmienił temat. Teraz rozmawialiśmy o Londynie. Okazało się, że jego kuzynka jest wielką fanką One Direction i dowiedział on się od niej, że chodzę z Louis’em. Oczywiście zapytał jak nam się układa, a ja nie mogłam dłużej kłamać. Musiałam się komuś zaufanemu wygadać. Opowiedziałam mu wszystko dokładnie. Kiedy kończyłam dojeżdżaliśmy do celu. Zaproponowałam mu, żeby wszedł na herbatę, to jeszcze byśmy pogadali. Na początku nie chciał się zgodzić twierdząc, że na pewno jestem zmęczona i chcę odpocząć, jednak zdołałam go przekonać, że nie chcę teraz być sama. Chłopak wysadził mnie pod domem pani Kwiatek, żebym mogła wziąć swoją walizkę.
- Dobry wieczór. Przepraszam, że tak późno… - powiedziałam, kiedy tylko staruszka otworzyła mi drzwi. To oczywiście zapewniła mnie, że nic się nie stało i podała bagaż. Już miałam odchodzić, kiedy ta jeszcze mnie zatrzymała.
- Lena, kochanie… Pod twoim domem gdzieś od pięciu godzin koczuje jakiś chłopak. Dobijał się do drzwi. Próbowałam mu powiedzieć, że nikogo nie ma, ale nie mówi po polsku – zamarłam. Pierwsza osoba, która mi przyszła na myśl to Lou, ale przecież mają teraz próby. Nie, to nie może być on. A może Tom przyleciał? Podziękowałam jeszcze raz sąsiadce i już razem z Michałem udałam się do mojego mieszkania. Faktycznie ktoś spał pod drzwiami.
- Przepraszam, proszę stąd odejść albo zadzwonię na policję – powiedziałam stanowczo. Mężczyzna szybko się podniósł i spojrzał na mnie. Było ciemno, więc bardzo słabo widziałam jego twarz, jednak widziałam w niej coś znajomego, bliskiego dla mnie.
- Lena, skarbie… - powiedział cicho i już wiedziałam kto to jest. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Michał widząc co się święci objął mnie i ‘interweniował’.
- Słyszałeś co pani powiedziała? Wynoś się! – powiedział twardo po angielsku. Ja zaczęłam nerwowo szukać kluczy w torebce. No tak! Zawsze jak czegoś potrzebuje, to nie mogę tego znaleźć.
- Lena, porozmawiajmy… Co się stało? Dlaczego wyjechałaś? – zignorował wypowiedź mojego przyjaciela.
- Michał, weź moją walizkę do środka, zaraz przyjdę… - powiedziałam w ojczystym języku i podałam mu znalezione już klucze. Chłopak kiwnął głową na znak, że się zgadza i zgodnie z moją prośbą udał się do domu. – Lou, pisałam Ci, żebyś mnie nie szukał, nie dzwonił… Chciałam sobie wszystko przemyśleć, ułożyć… Jednak wszystko się zmieniło… Nie możemy być już razem… Przepraszam – próbując powstrzymać łzy, cicho wypowiedziałam wszystkie słowa skierowane w jego stronę.
- Ale dlaczego? Co źle zrobiłem? To przez niego? Powiedz! – jego oczy momentalnie się powiększyły…
- Nie, to nie przez Michała… po prostu ja nie wracam do Londynu… Nie mogę… - teraz już nie wytrzymałam i rozpłakałam się na dobre, przypominając sobie mojego ojca w szpitalu.
- Dlaczego?! Co źle zrobiłem? Daj mi to naprawić! Lena kocham Cię – powiedział i wpił się w moje usta. Nie mogąc się powstrzymać odwzajemniłam jego pocałunek, lecz kiedy tylko się od siebie oderwaliśmy musiałam się opamiętać.
- Na początku chodziło o Ciebie… Oszukałeś mnie, dlatego tutaj przyleciałam… Ale teraz to nie ma najmniejszego znaczenia… Nie mogę wrócić do Anglii… - powiedziałam i szybko pobiegłam do domu. Zamknęłam drzwi, oparłam się o nie i powoli zsunęłam dając upust emocją. Słyszałam jak Lou wali w drzwi prosząc bym je otworzyła. Nie mogłam… Nie potrafiłam…


** Oczami Harry’ego**

Ja pierdole. Paul nas zabiję. Dlaczego mnie okłamał?
- Harry, będzie dobrze… - z rozmyśleń wyrwał mnie głos Miśki. Zorientowałem się, że jesteśmy na miejscu. Super kurwa. Styles idioto, całą drogę się nie odzywałeś. Bardziej spieprzyć nie mogłeś!
- Michalina, przepraszam – stanąłem naprzeciwko niej. – Zachowuję się jak skończony dupek. Przez cały spacer cię ignorowałem… - zacząłem się tłumaczyć. Ta tylko się uśmiechnęła.
- Nie przepraszaj… Rozumiem Cię. Martwisz się o Lou, zespół. Swoją drogą nieźle was urządził. Co powiecie Paulowi?
- Nie mam pojęcia… Muszę pogadać z chłopakami – podrapałem się nerwowo po karku ciężko wzdychając.
- Na co jeszcze czekasz?! Leć! Spotkamy się później – ucałowała mnie w policzek i przytuliła. Szybko odwzajemniłem ten gest zaciągając się jej perfumami. Szepnąłem jeszcze ciche ‘dziękuję’ i pobiegłem do garderoby, gdzie powinni znajdować się inni. Na całe szczęście w pomieszczeniu nie było nikogo prócz chłopaków, więc mogliśmy spokojnie pogadać.
- Mamy problem…



___________________________________

Ta da!
Jest 29 ;D Jak wam sie podoba? Jest trochę wcześniej no ale jutro wyjeżdżamy z Julką na dwa dni i nie miał by kto dodać a nie chciałyśmy was tak długo 'męczyć' bez rozdziału ;)
Nie wiem jak wy ale ja nie mogę uwierzyć, że niedługo 30 rozdział... Jak to szybko minęło...

Hmm... Mam pomysł ! xD hehe niech KAŻDY  kto przeczyta ten rozdział zostawi po sobie ślad w postaci komentarza okey? Przypominam również o ankiecie, która znajduje się na prawym pasku ;) To chyba tyle... Udanego, długiego weekendu ;)

Hanikkk ♥