piątek, 29 listopada 2013

ROZDZIAŁ 33

** Oczami Miśki **

- Przepraszam - obudził mnie głos mężczyzny, który szturchał mnie w ramię. Szybko otworzyłam oczy. Okazało się, że to lekarz. Odchrząknęłam. Lena, tak jak ja zerwała się na równe nogi.
- I jak panie doktorze? Kiedy będziemy mogły się z nim spotkać? - spytała przyjaciółka pełna nadzieji. Lekarz się zamyślił. Po chwili zaczął:
- Szpik został przeszczepiony, ale niestety nie mam dobrych wieści - oświadczył poważnie. - Podczas zabiegu nastąpiły pewne komplikacje, na które nie mieliśmy wpływu, przez co serce pacjęta, jeszcze przed zakończeniem operacji przestało bić. Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, żeby wznowić akcję serca. Niestety nie udało się. Bardzo mi przykro - w oczach Leny zaczęły zbierać się łzy. Widziałam jak traci równowagę. Powoli pomogłam jej usiąść na krześle. Mężczyzna kontynuował. - Przeszczep został wykonany za późno, o wiele za późno. Organizm pacjęta był w gorszym stanie niż zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Gdybyśmy nie podjęli się zabiegu, pozostałyby mu dwa, może trzy dni. Proszę przynieś pani coś na uspokojenie - ostatnie zdanie skierował do pielęgniarki, która cały czas stała przy jego boku. Lena nadal płakała, wtulając się we mnie. Była w totalnej rozsypce. W sumie nie dziwię jej się. Nie łatwo jest przyjać do wiadomości, że najważniejszy mężczyzna w Twoim życiu, Twój tata, który wychowywał Cię samotnie przez ponad 15 lat, tak poprostu odchodzi. Nie zaprowadzi Cię do ołtarza. Nie będzie na Twoim ślubie. Nie będzie rozpieszczał Twoich dzieci. Jednym słowem nie będzie go już w ogóle.

** Oczami Louis'a **

Nie mogłem spokojnie leżeć na tym cholernym szpitalnym łóżku. Dlaczego to tak długo trwa? Już nie nic nie boli. Czemu nie pozwolą mi wyjść? Na szczęście po chwili do mojej sali wszedł lekarz.
- I co doktorze? - zerwałem się jak poparzony ale ten tylko przecząco pokiwał głową.
- Przykro mi ... - nie czekając na nic więcej oderwałem od siebie te wszystkie duperele i wybiegłem z sali- Dokąd Pan biegnie! Nie wolno Panu! - krzyczał za mną doktor. Teraz nikt nie mógł mnie zatrzymać by pobiec do Leny.
Skierowałem się do sali operacyjnej. Schodami, tak szybciej. Szybko zauważyłem siedzącą na krześle Miśką, która tuliła do siebie roztrzęsioną dziewczyną.Wymieniłem się z blondynką spojrzeniami.
- Już dobrze kochanie. Jestem przy Tobie - przytuliłem Lenę głaszcząc ją po włosach. Ta momentalnie wtuliła się we mnie. - Jakoś wszystko się ułoży i będzie dobrze - plotłem co tylko ślina przyniosła mi na język próbując jakoś ją uspokoić.
Po chwili pielęgniarka przyniosła jakieś tabletki uspokajające. Podałem je dziewczynie, każąc popić. Przetarłem jej oczodoły, wyciągając z nich rozmazany tusz, po czym dziewczyna ponownie wtuliła się w mój tors.
Gdyby nie fakt, że moja miłość cierpi to cieszyłbym się, że wreszcie mam ją tak blisko siebie...

**Kilka dni później**

Niby wszystko dzieje się tak szybko, ale ostatnio godzina ciągnie mi się jak tanie żelki. Miśka rozmawia z Leną w jej pokoju. Kazały mi siedzieć w salonie, słuchać polskiego radia i czekać. Miała ją przekonać do zamieszkania z Londynie. Jakby nie patrzeć, po pogrzebie nic jej w Polsce już nie trzyma. Anglia daje jej możliwości rozwijania się i spełniania marzeń, ale niestety ona już tak na to nie patrzy. Z mojej zawziętej dziewczyny wyciekła cała ambicja. Upiera się, że tu jest jej miejsce i jej dom. Wydaje mi się, że to tylko wymówka, aby nie mieszkać blisko mnie. Niby na pogrzebie płakała wtulając się z moje ramiona, ale to nie daje pewności, że coś do mnie czuje.
Chciałbym wiedzieć o czym teraz rozmawiają. Siedzenie tu jest gorsze niż oddawanie szpiku. Serio. Ta niepewność jest nie do wytrzymania. Aż wstrząsnął głos z radia, który z polskim akcentem wypowiedział "ONE DIRECTION" , po chwili z głośnika zaczęły brzmieć pierwsze dźwięki "One way or another". Nie mogąc tego słuchać szybko wyłączyłem odbiornik. Siedziałem teraz w całkowitej ciszy wsłuchując się z tykanie zegarów.
Już mnie pewnie wywalili z zespołu. Ciekawe czy fani wiedzą?Nie. Na pewno nie. Paul nie odwaliłby za mnie czarnej roboty. Ale w sumie to teraz najmniej istotne.
- Lou! - usłyszałem głos z góry. Nie czekając na nic wbiegłem czym prędzej na górę.
- Tak?
- Zbieraj się. Lecimy do Londynu!- zawołała Miśka. Lena nie odzywała się.
- Naprawdę? Wszyscy razem? - zdziwiłem się uradowany.
- Tak- odpowiedziała dość ponuro brunetka.
Zabraliśmy się za pakowanie. Lena stwierdziła, że skoro już tu nie wróci, to musi zabrać wszystko co tylko się da. Tak więc upychaliśmy w walizkach ubrania, buty, zdjęcia, albumy, ręczniki, pamiątki itp. Dosłownie wszystko co się dało.

**Oczami Leny**

Nie wiem jaką klasą lecimy spoko siedzenia są na trzy osoby.  Nie ważne. Miśka zajęła miejsce przy oknie, by oglądać chmury. Nic dziwnego, nigdy wcześniej nie latała samolotem. Siedziałam w środku unikając spojrzenia Tomlinsona,
- Kochasz mnie jeszcze? - zapytał niespodziewanie.
Razem w przyjaciółką wzdrygnęłyśmy na te słowa.
- A jak myślisz? - odpowiedziałam pytaniem.
- Nie myślę zbyt dobrze...
- Widać - rzuciłam obojętnie.
- ... ale myślę, że tak. Nawet bardzo. Tylko nie mogę zrozumieć dlaczego grasz taką niedostępną. Jesteś dobrą aktorką Kiciu, ale znam Cie chyba już zbyt dobrze.
- Masz całkowitą rację ... nie myślisz zbyt dobrze - zgasiłam do jak ostatnia suka.
- Lena! - Miśka uderzyła mnie w kolano - Skończ te sceny!
- Musze do toalety- nerwowo wstałam, aby uciec od nieprzyjemnego tematu.
"Co Ty kobieto odpierdalasz? On jest Twój. Tylko Twój. Kochasz go przecież." - Hipotetyczne myśli. Miśka ma rację twierdząc, że współczuje Lou ze mną. Jestem zmienna. Wyszłam z toalety z postanowieniem przeproszenia chłopaka.
Gdy weszłam do kabiny pasażerskiej zauważyłam wielki tłum na samym środku. Przeraził mnie fakt, że nie widziałam Miśki, ani Lou. Ktoś zawołał lekarza. Szybko zbliżyłam się do tłumu, ale nic nie mogłam zobaczyć. Gdy weszła kobieta, twierdząca, że jest lekarzem natychmiast rozkazała wszystkim usiąść i zachować spokój. Dopiero wtedy zauważyłam nieprzytomnego Louisa, a nad nim przerażoną Miśkę.
- Co się stało? - wydarłam się ze złami w oczach.
- Zasłab - odpowiedziała drżącym głosem przyjaciółka.
Lekarka przepytała nas o wszystko co mogłoby dać jakąś przyczynę zasłabnięcia. W tym czasie mój Lou został przeniesiony do osobnego pomieszczenia. Po szeregu pytań dalej nie znajoma była przyczyna. Za wszelką cenę próbowałam cokolwiek logicznego wymyślić. 
- Tydzień temu oddał szpik - rzuciła nagle Michalina.- Może to jest przyczyną?
Razem z kobietą spojrzałyśmy na nią ze zdziwieniem. Ją zapewne zdziwił fakt, że po tygodniu leci samolotem, a mnie, że wgl oddał szpik.  Jak to? No tak! 22-letni mężczyzna był dawcą. Dletego nie było go kilka dni. Kurwa! Czemu wcześniej nie poskładałam tych faktów? Skąd Miśka wiedziała? Czemu ja nie wiedziałam?
Lekarka zadała przyjaciółce jakieś pytania, ta odpowiedziała. Nie słyszałam co. Widziałam jak poruszają ustami, ale nie mogłam skupić się na wypowiadanych słowach. Zaczęłam panicznie szlochać. Kazano mnie wyprowadzić. Ukucłam pod drzwiami płacząc. Jak mogłam tego nie zauważyć? Jak mogłam być dla niego taka oschła? On tak się starał: przyleciał tu, zostawił próby, oddał szpik, opatrzył mi rękę, starał się mi pomóc, chciał dobrze.
- Lena... jesteś kretynką! - syknęłam sama do siebie.




____________________________________________

Siemka! 

Jak wam się podoba ? Jednak spłodziłyśmy to inaczej niż podejrzewałyście, no ale ... musi być ten element zaskoczenia XD Myślmy realnie, nie mógł przeżyć. Smutne, ale prawdziwe.
Co do reszty to zostawiam to waszej ocenie :) 
A teraz lecę oglądać "Listy do M."

Kisski Xx ♥

niedziela, 24 listopada 2013

ROZDZIAŁ 32



**Oczami Harry'ego**

- Zawsze mówiliście, że jesteście braćmi, tworzycie jedność. No właśnie. Teraz jesteście jednością bez Louis'a. Sam zakończył swoją przygodę w One Direction - zamarłem. Zresztą nie tylko ja. Nikt nie był w stanie nic powiedzieć. 'To jakiś żart!' - wmawiałem sobie. Paul posłał nam wściekłe spojrzenie. - Koniec na dzisiaj! Wynocha! - krzyknął. Nadal w wielkim szoku opuściliśmy jego gabinet.
- Ej, Niall! Wszystko się ułoży. Damy radę, razem - przytulił chłopaka pocieszająco Zayn. Widać, że on najbardziej to przeżywa.
- Razem? Bez Louis'a? Przecież dobrze wiecie, że to nie ma sensu!
- Nie wierzę. Nie sądziłem, że zespół rozpadnie się gdy będziemy na szczycie - wymamrotał Liam. Dopiero teraz uświadomiłem sobie co tak naprawdę się stało.
- Bez niego nie śpiewam - powiedziałem twardo, lecz spokojnie.
- Hazz... My też nie chcemy, ale nie stać nas by opłacić koszty zerwania umowy - no tak. Jak zwykle, Li potrafi jako jedyny myśleć racjonalnie nawet w najgorszych momentach.
- Jestem ciekawy tylko jednego. Jak on zamierza powiedzieć to fanom... - westchnął Zayn.
- Znając jego, będzie kazał to zrobić Tomlinsonowi - warknąłem. Milczeliśmy. Nikt nie wiedział co dalej. Nagle na korytarz wparowała Miśka.
- Co się stało? Macie miny jakby ktoś umarł -zaczęła radośnie, westchnąłem.
- Później Ci wytłumaczę - szepnąłem, kiedy do podszedłem ciut bliżej niej.
- Mam do Ciebie sprawę... - zaczęła.
- Tak?
- Podczas gdy Lou jest w Polsce próby i tak nie mają większego sensu... - westchnąłem na samo wspomnienie wydarzeń sprzed kilku minut. - Rozmawiałam z trenerką. Chciałabym polecieć do Leny - kontynuowała.
- Bardzo bym chciał, ale nie mogę z Tobą polecieć.
- Nie chcę byś ze mną leciał.
- Jak to? - zdziwiłem się.
- Potrzebuję podwózkę na lotnisko. Za trzy godziny mam samolot- powiedziała obojętnie.
- Nie puszczę Cię samej. Tym bardziej, że możesz spotkać Patryka - twardo trzymałem się swojego zdania.
- Oj, przepraszam! Kim ty do cholery jasnej jesteś? To, że masz bardziej obcisłe spodnie  niż ja, to nie znaczy, że możesz mi rozkazywać! Nie jesteś moją matką - zirytowała się.
- Nigdzie nie pojedziesz - warknąłem starając się puścić mimo uszu jej kąśliwą uwagę.
- Spierdalaj, Styles! - krzyknęła mi w twarz i odeszła. Westchnąłem i obróciłem się do chłopaków, którzy bacznie przyglądali się naszej ostrej wymianie zdań.
- Szczerze? Spierdoliłeś po całości, Harry - poklepał mnie po plecach Zayn.
- Idę się napić. Mam dość - rzuciłem.

**Oczami Leny**

Odkąd wyszedł, do tej pory nie wrócił. Całą noc go nie było. Nawet nie zadzwonił. Co sie z nim dzieje? Nie miał kluczy do domu. Gdzie się podziewa? Naprawdę się o niego martwię. Nie zna miasta. Ba! Nawet nie zna języka. Mało kto w Polsce, w szczególności w takim małym mieście mówi dobrze po angielsku. A fani? Pełno ich tu. Ponadto stan ojca się nie poprawił. Cały czas śpi. Chciałabym z nim porozmawiać, póki jeszcze mam możliwość. Moje rozmyślenia przerwał lekarz, który właśnie wszedł do sali. Za nim podążała pielęgniarka.
- Dzień dobry - przywitałam się.
- Witam - uśmiechnął się miło. - A pani ciągle tutaj? Proszę iść do domu, odpocząć. Zabierzemy teraz pani ojca na przeszczep - powiedział spokojnie.
- Ale jak to? Znalazł się dawca?
- Tak. To 22-letni mężczyzna. Okaz zdrowia. Przepraszam, ale musimy już iść - i zabrali go. Zostałam zupełnie sama ze swoimi myślami. Z tego małego 'transu' wyrwał mnie mój telefon. Szybko odebrałam nawet nie patrząc kto dzwoni.
- Louis?! Martwiłam się! Proszę przyjdź, potrzebuję Cię! Przepraszam... - plotłam bez zastanowienia.
- Lena? Tu Tom... - przerwał mój słowotok.
- O... cześć. Jak tam? - mimowolnie posmutniałam.
- Mów lepiej co u Ciebie? Jak w Polsce?
- Chujowo - rzuciłam po polsku.
- Co?
- Źle. Tata ma zaawansowaną białaczkę. Przed chwilą zabrali go na przeszczep. Są marne szanse, ale mam nadzieję - wytłumaczyłam.
- O Boże, kochanie. Nawet nie wiesz jak mi przykro. Potrzebujesz czegoś? Może przyjechać?
- Nie, nie trzeba. Jakoś daję radę...
- A o co chodzi z Louis'em? Co się stało? Jest w Polsce?
- Długa historia. Nie chcę o tym rozmawiać. Przepraszam, muszę kończyć. Do usłyszenia.
- Dzwoń jak coś. Kocham Cię Mała.
- Dzięki, ja Ciebie też - rozłączyłam się. Schowałam telefon do kieszeni i wyszłam na korytarz. Kupiłam sobie kawę z automatu. Chyba już czwartą dzisiaj, a jest dopiero 10 rano. Ruszyłam w stronę sali operacyjnej. Usiadłam na krześle i popijałam zbawienny napój, dzięki któremu jeszcze jakoś trzymam się na nogach. Przymknęłam oczy.
- Lena? - muszę być naprawdę zmęczona skoro słyszę głos Miśki.
- Hej, Lena! Obudź się! - tym razem ktoś mną potrząsnął. Ledwo podniosłam ciężkie powieki. - No nareszcie!
- Miśka?! - przytuliłam ją mocno co od razu odwzajemniła. - Mój tata... - głos mi się załamał.
- Wszystko wiem. Co z nim? - usiadła koło mnie.
- Operują go. Znalazł się dawca szpiku. Jakiś 22-latek. Nie wiem nic więcej. - Zamyśliła się.
- No mów - uśmiechnęłam się delikatnie, wiedząc, że chce o coś zapytać. Zbyt dobrze ją znam.
- Louis? Gdzie on jest? Przecież przyleciał do Ciebie.
- Pokłóciłam się z nim wczoraj. Znaczy się... Ech.
- Zacznij od początku - zachęciła mnie. Tak jak prosiła opisałąm jej wszystko po kolej poczynając od rozmowy z sąsiadką, kiedy to dowiedziałam się o tym, że ojciec jest w szpitalu.
- No i powiedziałam mu wczoraj żeby mnie zostawił, nie utrudniał i poszedł sobie. I poszedł - posmutniałam i zaczęłam nerwowo bawić się moimi palcami.
- To w czym problem? Masz czego chciałaś - powiedziała obojętnie.
- Nie odzywał się od tamtej pory. Martwię się. Chcę, żeby mnie przytulił, powiedział, że wszystko będzie dobrze...
- Okres masz kobieto?! Boże... Zdecyduj się! Powiedział Ci, że to jego kolega? Że o niczym nie wiedział? To w czym problem? Trochę zaufania kobieto! Kochasz Go, to widać i nikogo tutaj nie oszukasz. Rób tak dalej a na pewno go nie stracisz!- miała rację. Muszę z nim pogadać jak wszystko się uspokoi, jak tata już poczuję się lepiej.
- Dobra pogadam z nim. Tylko jak ty sobie to wszytko wyobrażasz? Ja tu, on tam...
- Ty tu? - zdziwiła się.
- Nie wracam do Londynu. Nie zostawię taty samego - odpowiedziałam spuszczając wzrok.
- Chodź tu do mnie - rozkazała i mocno mnie przytuliła. Rozpłakałam się.

**Oczami Miśki**

Lena zasnęła na moich kolanach. Przykryłam ją swetrem i głaskałam po włosach, by mogła odpocząć. Chwilę rozmyślałam po czym ostrożnie, tak by nie obudzić dziewczyny wyciągnęłam telefon i wystukałam treść sms'a:

Do Lou:
'Gdzie ty do kurwy nędzy jesteś?!'

Od Lou:
'W szpitalu...'

Do Lou:
'No wyobraź sobie, że ja też! Co ty odpierdalasz?! ' 

Od Lou:
'Gdzie jesteś? Przyjdź do sali 353'

Do Lou:
'Lena śpi na moich kolanach. Ty przyjdź. Jestem pod operacyjną'

Po chwili przyszedł do mnie, no w sumie nas. Był ubrany w szpitalną piżamkę i ciągnął ze sobą 'wieszak' z kroplówką.
- Czemu jesteś w Polsce? - zapytał siadając obok.
- Co ty kurwa robisz? - ignorując jego pytanie rzuciłam ostro w jego strone, lecz na tyle cicho, by nie obudzić Leny.
- Oddałem szpik, by ratować jej ojca - odparł spokojnie. No tak to miało sens. 22-letni mężczyzna, do tego nie było go całą noc, nie odzywał się. Nigdy nie sądziłam, że zachowa się tak hmm... szlachetnie? Do tej pory obwiniałam go o wszystko, o wyjazd Leny, o to że jest nieszczęśliwa. No właśnie 'do tej pory...' 
- Wow... Zatkało mnie. Ale czemu jej nie powiedziałeś?
- Nie chcę, by do mnie wróciła tylko dlatego, że jestem dawcą. Nie mów jej, proszę.
- Jesteś wspaniałym chłopakiem - westchnęłam spoglądając na przyjaciółkę. - Nie powiem... - uśmiechnął się. Zapytał mnie o zespół, próby. Odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą, że próby idą kiepsko bez niego, a jeśli chodzi o One Direction to średnio się orientuję, bo pokłóciłam się z Harry'm. Oczywiście zapytał się o co. Opowiedziałam mu całą sytuację jaka miała miejsce i dodałam, że wszyscy nie byli w najlepszych humorkach. Jakby nie patrzeć nic więcej nie wiem.
- A co pan tu robi panie Tomlinson? Powinien pan teraz odpoczywać! - skrzyczała go przechodząca pielęgniarka. Lou pożegnał się ze mną i ucałował Lenę w czoło, i 'pobiegł' do sali.
- Co się dzieje? - spytała zaspana przyjaciółka.
- Pielęgniarka przechodziła. Pytałam się, czy coś wiadomo. Operacja jeszcze trwa.
- Wydawało mi się, że słyszałam Louis'a. Jeszcze pocałował mnie w czoło - przełknęłam głośno ślinę.
- Musiało Ci się przyśnić. Śpij - pogłaskałam ją po włosach. Zasnęła jak dziecko. Ja również przymknęłam oczy. Ciekawa jestem co jeszcze przyniesie nam los. Jak dalej potoczą się losy 1D, Leny i Lou, moje... Ech... Po chwili zasnęłam.

__________________________________

Hej! 

No więc, zgodnie z obietnicą macie rozdział wcześniej :D Jak wam się podoba? Jak myślicie, czy Paul zmieni zdanie? A jeśli nie to co? Czy to koniec One Direction? A może początek czegoś nowego? Co z tatą Leny? Czy dziewczyna dowie się kto był dawcą? I co najważniejsze co dalej z Leną i Louis'em? Czekamy na wasze pomysły :D

A teraz sprawa komentarzy heheh ;p Udowodniliście nam, że jeśli chcecie to potraficie w ciągu 2 dni uzbierać niezłą sumkę, bo aż 18 <brawo>. Następny rozdział dopiero w piątek, gdyż, iż, ponieważ gdybyśmy dodawały co dwa dni to byśmy się później z pisaniem nei wyrobiły, więc nie miejcie na tego za złe :) 

No i jeszcze małe przypomnienie dla Anonimów :) Bardzo proszę o podpisywanie się. Może to być jedna literka, cokolwiek. Chodzi tylko o to, żebyśmy mogły was 'rozpoznać'. To dla nas bardzo ważne :) 

No i jeszcze nie mogłabym nie zapytać o 1DDay :D Kto oglądał? Jak wam się podobało? Rozumiałyście wszystko? O której odpadłyście? Ja o 12 xD Jestem w trakcie kończenia ;D No i chyba najważniejsze pytanie: Jak zareagowałyście na Polskę? Moja siostra prawie na zawał przeze mnie zeszła ;p Jak tylko powiedzieli 'Poland' to zaczęłam sie drzeć jak opentana 'Asia, Asia chodź szybko!' no i moja siostra myśląc, że ktoś mnie zabija biegnie na złamanie karku do mojego pokoju... Jak dla mnie teraz na pewno przyjadą do Polski na koncert ♥

Dobra koniec tego przynudzania
Miłej lektury i do następnego :)
Całuję Hanikkk ♥ 
 

piątek, 22 listopada 2013

ROZDZIAŁ 31


** Oczami Louis'a**

-Przepraszam, doktorze! Możemy porozmawiać? - zaczepiłem mężczyznę w białym fartuchu. Widziałem zdziwienie na jego twarzy. No tak. Niecodziennie chyba ktoś mówi do niego po angielsku.
- Tak, proszę. A w jakiej sprawie? - odetchnąłem, kiedy zaczął mówić w moim ojczystym języku.
- O panu Botek.
- A jest pan kimś z rodziny?
- Yyy... Tak jakby  - podrapałem się nerwowo po karku. - Jego córka... yyy... to moja narzeczona, tylko ona nie wie, że z panem rozmawiam i wolałbym, żeby tak zostało - spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem.
-Ech... no dobrze. Zapraszam do gabinetu - otworzył drzwi. Wszedłem do środka. - Proszę usiąść - wskazał na krzesło przed biurkiem. Sam zajął miejsce na przeciwko. - No więc słucham.
- Przejdę do rzeczy. Czy jest możliwość przeniesienia pacjenta do kliniki w Londynie? - powiedziałem stanowczo. Mężczyzna zaczął przeglądać jakieś papiery.
- Pacjent może nie przeżyć podróży. To zbyt ryzykowne - ugh! Co można by tu jeszcze... przeszczep!
- A co z przeszczepem?
- Nie ma dawcy z rodziny. Czekamy, aż ktoś odda szpik. Jednak, że się przyjmie są małe szanse. Pacjent jest wykończony. Nie zostało mu już wiele czasu...
- Czy mogę być dawcą? Chce się podjąć badań na zgodność szpiku.
- Można spróbować. Proszę się zgłosić do mnie za godzinę. A teraz przepraszam, muszę już iść.
- Dobrze będę, tylko proszę nic nie mówić Lenie. Bardzo mi zależy, żeby nie wiedziała o tym, dobrze?
- Jak pan chce. Do widzenia.

***

- Harry jest sprawa - zacząłem poważnie, gdy tylko usłyszałem go po drugiej stronie.
- Lou jutro widzę Cię na próbie w Londynie! - wysyczał.
- No właśnie. Nie mogę przyjechać.
- Kurwa wiem, że ją kochasz ale pomyśl też o nas. Paul urwie nam jaja!
- Hazz posłuchaj, tu nie chodzi o mnie. Tata Leny jest ciężko chory. Ma ostrą białaczkę. Tylko przeszczep może go uratować. Ona nie może być dawcą, ale ja tak. W dupie mam próby. Zostaję tutaj, bo ona mnie potrzebuję, bo mogę pomóc.
- Ja pierdole - westchnął. - Nie wiedziałem, sorry. Coś wymyślimy. Będziemy Cię kryć.
- Powiedzcie mu prawdę. I tak prędzej, czy później się dowie. Kilka osób mnie tu już widziało, więc pewnie i tak już wie. Nie tak łatwo się ukrywać. Muszę już kończyć. Dzięki stary!  - nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłem połączenie. Wróciłem do sali.
Lena siedziała przy łóżku patrząc na śpiącego ojca. Podałem jej kawę z automatu i usiadłem obok. Milczeliśmy. Nie wiedziałem co jej powiedzieć. Wróć. Wiedziałem co, ale nie wiedziałem jak. Żeby oddać szpik będę musiał zostawić ją na 2-3 dni. Jak jej to przekazać? Nie chcę by wiedziała, że jestem dawcą. O nie!
- Co z trasą? - przerwała ciszę między nami. Nadal jednak nie odrywała wzroku od ojca.
- Trwają próby - powiedziałem obojętnie.
- Bez Ciebie? - zdziwiła sie i na chwilę odwróciła twarz w moją stronę.
- Raczej nie potrafię być w dwóch miejscach jednocześnie - upiłem łyk z plastikowego kubka.
- Louis... - westchnęła. - Nic Cię tu nie trzyma. Wracaj do Londynu. Tam jest Twój dom, Twoje miejsce. miliony fanów na Ciebie liczy - odpowiedziała.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak dużo mnie tu trzyma - powiedziałem jednocześnie głaszcząc ją po ramieniu.
- Przestań! - zirytowała się. - Nie będziemy już razem! Proszę Cię, zrozum to wreszcie. Odejdź i nie utrudniaj mi tego - westchnęła.
- Jak sobie życzysz kochanie - wstałem i wyszedłem. Dam jej możliwość bycia samą, skoro tego chcę. Ruszyłem w stronę pokoju lekarskiego.

** Oczami Harry'ego **

Właśnie mamy przerwę w próbie. Razem z chłopakami postanowiliśmy powiedzieć Paulowi prawdę. Ruszyliśmy do jego gabinetu.
- Paul, musimy pogadać - powiedziałem twardo. - Chodzi o Louis'a.
- Co z nim? Lepiej się czuję? Kiedy przyjdzie? - mówił nie spoglądając na nas.
- Jest w Polsce - rzucił Niall, zanim zdążyłem pomyśleć. Momentalnie spojrzał na nas.
- Chyba sobie jaja robicie! Wakacji mu sie kurwa zachciało?! Dopiero co skończyliście urlop! - wydarł się. Wściekły Paul, to niebezpieczny Paul. Mamy przerąbane. Starałem się jednak zachować spokój.
- Tata  Leny jest ciężko chory. Ona go potrzebuję.
- Ja też jestem ciężko chory - na nerwicę! A Louis chyba na głupotę! Co za szczeniackie myślenie! - krzyczał. - Czyli wcale nie spędził ostatnich dni na kiblu tak? - zacisnąłem wargi w cienką linię. Menager wyjął nerwowo telefon, coś na nim wystukał i przyłożył do ucha.
- Louis! Jak możesz być tak nieodpowiedzialny i zostawić zespół?! - wydarł się do słuchawki. Spojrzeliśmy po sobie. Każdy był zdenerwowany. - Lena to! Lena tamto! Nie czas na amorki, kurwa! Powinieneś się skupić na pracy! 'Where We Are' bez Ciebie nie ruszy! - 'Tomlinson nie odpierdalaj!' - pomyślałem. - Jak to dawcą? - spoważniał. - Jestem za dobry dla was! Grrr... Człowieku... Jak Cię za tydzień nie będzie na próbie to możesz zacząć szukać pracy - 'Kurwa, Lou nie rób nam tego!' - Twój wybór. Dobrze - uspokoił się trochę, ale nadal był zły. Z oczu cisnęły mu pioruny. Zaczął grzebać w papierach.



______________________________________

Siemka wam ! ♥
Co sądzicie? Jak wam się podoba? Dobrze niektóre z was zgadywały, że Lou będzie dawcą ^^. 
Ten rozdział jest krótki, tak tak, wiemy to. Chciałyśmy zakończyć w tym momencie by zachować pewne napięcie i wzbudzić wasze zaciekawienie ;p  Udało nam się? ;> 
No i obowiązkowe pytanko : jak widzicie tę historią dalej? Co z One Direction? 
Jak będzie 15 komentarzy to dodamy rozdział, a jak nie to będziecie czekać tydzień XD huhu 

Ściskam 
Jultek Xx

piątek, 15 listopada 2013

ROZDZIAŁ 30


**Oczami Louis’a**

Po około godzinie drzwi otworzyły się ponownie. Milczałem. Wyszła z nich Lena z tym całym fajfusem. Pożegnali się. Jestem cholernie zazdrosny! Moja dziewczyna, o ile jeszcze mogę ją tak nazwać, siedzi z jakimś debilem u siebie w domu i nawet nie wiem co tam robili. Najgorsze jest to, że nic nie mogę zrobić. Ten fajfus wlazł do swojego samochodu i kiedy Lena mu, pomachała odjechał. Jak już zostaliśmy sami, wstałem i w milczeniu próbowałem spojrzeć jej w oczy, ta jednak unikała mojego wzroku.
- Wejdź, robi się zimno i zbiera się na deszcz… - powiedziała niepewnie i szerzej otworzyła drzwi. – Chcesz herbaty? – zapytała równie cicho jak przed chwilą. Zgodziłem się. Faktycznie, nie było najcieplej. Bez słowa udała się do kuchni i przygotowała dwie herbaty. Usiedliśmy w salonie, na kanapie. Miło było wreszcie usiąść na czymś wygodniejszym, niż chłodne, twarde płytki przed domem. – Czemu przyjechałeś? Przecież macie próby, trasę… Paul Cię zabiję - mówiła patrząc w gorącą ciecz w kubku.
- Lena, Kocham Cię… Nie chcę Cię stracić, ba nie mogę Cię stracić! Nie umiem żyć bez Ciebie!
- Ale przez Ciebie możecie stracić kontrakt, odwołają wam trasę. Zawiedziecie fanów… -ciągnęła dalej swoje.
- Jesteś najważniejsza… Chłopaki to zrozumieją, a jeśli nie to  znaczy, że nigdy nie byliśmy przyjaciółmi - na moje słowa podniosła wzrok i pierwszy raz spojrzała mi w oczy.
- Nie wrócę do Londynu… - znów spuściła wzrok i przetarła oczy.
- Powiedz proszę co zrobiłem źle, że nie chcesz wrócić? – drążyłem.
- Nie chodzi tylko o Ciebie, ale skoro chcesz wiedzieć, czemu w ogóle wyjechałam to proszę. Nie prosiłam Cię, żebyś pomagał mi wygrać casting. Ba! Wiedziałeś, że chcę sama do tego dojść!
- Nie rozumiem…
- Ale czego?! Rozmawiałeś z reżyserem reklamy w dniu castingu. Nie uwierzę, że to nie miało wpływu, na jego wyniki! Cały świat myśli, że jestem dziwką bez uczuć, robiącą karierę przez Twoje łóżko! –wybuchła. Zaniemówiłem. Próbowałem sobie dokładnie odtworzyć tamten dzień… Nic jednak nie przychodziło mi do głowy.
- To jakiś absurd! Nie rozmawiałem z reżyserem! Nie mógłbym!
- To jeszcze mi powiedz, że na zdjęciach, na których wyraźnie widać, że podajesz sobie z nim rękę i gadacie jak starzy znajomi, to Twój zaginiony brat bliźniak – jakie zdjęcia? W tym momencie przerwał nam mój dzwoniący telefon. Harry. Przeprosiłem Lenę, mówiąc, że to ważne i wyszedłem do drugiego pokoju, żeby spokojnie porozmawiać.
- Słuchaj pojebie – nieźle się zaczyna. – Jeśli Paul zadzwoni do Ciebie, mówisz mu, że masz jelitówkę, zatrucie pokarmowe czy jak tam chcesz to sobie nazwać.
- Ale o co chodzi? – nie bardzo go rozumiałem.
- Masz sranie! Wielką srakę, kumasz? Siedzisz na kiblu, źle się czujesz. Nie jesteś w stanie ruszyć się z łazienki, a tym bardziej na próbę. Doceń to, że po raz kolejny ratujemy Ci dupę. Doceń to, bo jak się wyda to mamy przejebane!
- Dz-dzięki… - trochę mnie zatkało. Nie myślałem, że będą mnie kryli.
- Jak wrócisz, to osobiście Cię zabijemy – zaśmiał się nieznacznie. – Masz maksymalnie trzy dni by wrócić do Londynu. Pamiętaj, że Paul nie jest takim debilem i może się zorientować, że ściemniamy.
- Kocham Was chłopaki – ja to mam jednak kurwa zajebistych przyjaciół. Uśmiechnąłem się.
- Już bez tych czułości. Nie wykręcisz się od kary. Osobiście Cię wykastruję, za okłamanie mnie i zostawienie zespołu. Muszę wracać na próbę. Max trzy dni! Pamiętaj! – rzucił. – A i zero zdjęć! Jak Cię ktoś rozpozna to mamy przesrane! – nie czekając na moją reakcję rozłączył się. ‘Czy wrócę, czy zostanę, czy mnie rozpoznają, czy nie i tak mam przesrane, Harry’ – pomyślałem.
 Wróciłem do salonu i zobaczyłem, że Lena usnęła z kubkiem w ręku. Zapewne nie spała dobrych kilkanaście godzin, plus do tego emocje, łzy, lot… Zaniosłem ją na górę. Chwilę musiałem się natrudzić by znaleźć jej pokój, ale w końcu się udało. Ułożyłem ją w łóżku, zdjąłem buty i przykryłem. Nie zasłużyłem by położyć się obok niej, dlatego wziąłem jakiś koc i rozłożyłem się na podłodze niedaleko niej. Szybko odpłynąłem.

**Oczami Leny**

Gdy sie obudziłam znajdowałam się w moim pokoju. Nie wiem jak się tu znalazłam. Zresztą nieważne. Spojrzałam szybko na zegarek – 6:42. Hmm… W szpitalu najwcześniej mogę być o 9:00 więc mam jeszcze sporo czasu.
Nie chciało mi się wstawać. Leżałam więc analizując ostatnie dni. Wiele się działo. Wyjazd do Polski, choroba taty, przyjazd Tomlinsona... No właśnie. Nie wiem co mam robić. Tak cholernie go kocham, ale czy na pewno nie miał nic wspólnego z moją wygraną? Mówił, że z nikim nie rozmawiał, ale zdjęcia mówią same za siebie. Nie wiem już co mam robić, nie mogłabym być z kimś kto mnie oszukuję. Jeszcze tu przyjechał. Mam ochotę się na niego rzucić i mu wszystko wybaczyć, pocałować go... Tylko to nie jest takie proste, ech... 'Nie myśl już tyle!'  Spojrzałam na zegarek: 7:10. 'Czas wstać.' Powoli wygrzebałam się z łóżka i żeby nie obudzić śpiącego na podłodze chłopaka, próbowałam cicho wyjść z pokoju. No tak ale jak to ja musiałam się potknąć i runąć na ziemię. Próbując zamortyzować upadek, złapałam się stojącej obok lampy w efekcie czego i ja i ona z wielkim hukiem znalazłyśmy się na ziemi. Louis usłyszawszy huk zerwał się. No pięknie.
- Boże, Lena, co się stało? - szybko znalazł się obok mnie nie zważając na rozrzucone szkło.
- Uważaj, bo się skaleczysz. Jesteś na boso... - powiedziałam szybko.
- Nie ważne. Wszystko w porządku? Nic Ci nie jest?
- Spoko, żyję jak widać - podniosłam się i zaczęłam zbierać rękami potłuczoną lampę. - Kurwa - syknęłam zacinając się.
- Pokaż to - chłopak chwycił moją 'ranną' rękę. - Chodź trzeba to opatrzyć - nie zważając na nic wziął mnie na ręce i wyszedł z pomieszczenia. Oczywiście wyrywałam mu się, prosiłam żeby mnie puścił, ale ten stwierdził, że znając moją niezdarność to znowu się o coś potknę, poślizgnę lub skaleczę. Posadził mnie na krześle w kuchni. - Gdzie masz apteczkę? - zapytał. Wskazałam mu półkę, a ten wyjął z niej pudełko z lekami, gazikami i innymi duperelami. Uklęknął przede mną z wodą utlenioną.- Uważaj, może trochę szczypać - powiedział i zaczął polewać ranę, która była dość spora.
- Aaaa... - cicho jęknęłam i zacisnęłam zęby. Chwilę później zawijał już moją dłoń bandażem, jak to stwierdził 'żeby się nie babrało'. Nie wnikam. Jak skończył ucałował ją i wstał.
- Już po wszystkim. Co chcesz na śniadanie? - zapytał jakby nigdy nic i podszedł do lodówki, po czym ją otworzył. - Hmmm... Zjemy na mieście.
- Przepraszam, śpieszę się - powiedziałam i poszłam do łazienki wsiąść prysznic. Oczywiście jak to ja zapomniałam zabrać ze sobą ubrań, więc owinięta w sam ręcznik ruszyłam do pokoju. Wybrałam jakieś ubrania, bieliznę i wróciłam do łazienki. Będąc na korytarzu wpadłam prosto w ramiona Louis'a. Ja to mam kurwa szczęście! Ten uśmiechnął się i mnie przytulił. Przylegałam do jego nagiego torsu w samym ręczniku. Spuściłam wzrok i oblałam się rumieńcem.
- Możesz mnie puścić? Chcę się ubrać - powiedziałam cicho nie patrząc na niego. Chłopak uniósł mój podbródek, tak żebym spojrzała prosto w jego oczy. Tylko nie to.
- Wyglądasz cudownie - powiedział i zdecydowanie musnął moje usta. Ja głupia odwzajemniłam pocałunek... Dlaczego? Brakuje mi tego jak cholera... otrząsnęłam się i delikatnie odepchnęłam go od siebie i weszłam do łazienki. Przebrana i lekko umalowana zeszłam na dół. Tommo już tam siedział.
- Louis musimy porozmawiać - powiedziałam stanowczo i usiadłam obok niego na kanapie. - Skoro nie rozmawiałeś z reżyserem to skąd te zdjęcia? - spytałam spokojnie. Chłopak zamyślił się.
- Kurwa... - przeklną. - Jak ten reżyser się nazywa?
- Smith - odpowiedziałam zdezorientowana. Po co mu to wiedzieć.
- Ja pierdole. To mój kolega ze szkoły. Spotkałem się z nim tego dnia. Dawno się nie widzieliśmy i kilka dni wcześniej się umówiliśmy. Lena musisz mi uwierzyć... - powiedział błagalnie. Widziałam w jego oczach, że mówi prawdę, wiedziałam kiedy kłamie.
- Teraz to i tak nic nie zmieni Lou... Nie wracam do Londynu... Nie mogę... To koniec... - powiedziałam cicho, a z oczy poleciały mi łzy.
- Dlaczego? - przybliżył się do mnie.
- Mój tata, on umiera... Nie mogę go zostawić - zaczęłam szlochać na samo wspomnienie o ojcu. Lou przytulił mnie i zaczął głaskać po włosach. Nie opierałam się. Potrzebowałam teraz wsparcia, zrozumienia.
- Co mu jest? - spytał po chwili.
- Ostra białaczka. Na przeszczep trzeba długo czekać. Ja dawcą nie mogę być... Najgorsze jest to, że gdyby zaczął leczyć się rok temu, kiedy sie o tym dowiedział. - znowu zaczęłam płakać. Szybko się ogarnęłam swoje emocje i otarłam policzki.
 - Poradzisz sobie sam w domu? - zapytałam.- Tam jest telewizor, laptop, lodówka.
- Gdzie idziesz? Nie zostawiaj mnie samego - zagrymasił.
- Do szpitala, a gdzie indziej.
- Idę z Tobą!
- Jeszcze czego - warknęłam i zaczęłam iść w kierunku drzwi.
- Rozumiem skarbie... Jesteś na mnie zła, ale proszę... nie skreślaj mnie od razu.
Na sekundę się zatrzymałam. Do głowy przyszła mi myśl, aby go przytulić. Ocknęłam sie jednka szybko. 'I tak nie będziecie razem, Lena, to bez sensu. Teraz tata jest najważniejszy' - powiedziałam sobie w duchu. Ponownie ruszyłam do przodu.
- Lena jesteś roztrzęsiona. Nie powinnaś sama iść. Pozwól sobie pomóc, proszę - ponownie stanęłam.
- Lou, nie utrudniaj tego. To nie ma sensu.
- I tak pójdę z Tobą - stwierdził i ubrał buty. Na głowę założył czapkę chowając przy tym wszystkie włosy, a na nos założył czarne okulary. Wyglądał jak nie on.
- Idziemy? - wyrwał mnie z zamyślenia. Westchnęłam wiedząc, że i tak nie wygram.


***

- Tata nie może wiedzieć, że zerwaliśmy. Przy nim jesteśmy szczęśliwą parą, jasne? Jeszcze tego brakuję, żeby się martwił... - powiedziałam oschle. - I musisz wytłumaczyć dlaczego przyjechałeś - nie pozwalając mu odpowiedzieć, weszłam do sali i przykleiłam do twarzy uśmiech.
- Cześć tatku! - pocałowałam go w czoło. - Przyniosłam Ci trochę owoców - wypakowałam zakupy na stoliczek. - Jak się czujesz? - usiadłam na krześle przy łóżku.
- Dobrze skarbie - uśmiechnął się blado. - Hi Lou! - no tak, czyli przerzucamy się na angielski. Ech...
- Dzień dobry! - poczułam jak kładzie dłonie na moich ramionach.
- Co ty tu robisz chłopcze? Nie powinieneś być w Anglii?
- Martwiłem się... A po za tym nie mogłem wytrzymać sam w Londynie bez mojego serca.
- A jak wam się dzieci układa? - ugh! Chwilę milczałam. Już miałam zmienić temat, kiedy Tomlinson mnie wyprzedził.
- Cudownie... - pocałował mnie we włosy. 'Ciekawe gdzie?' Zabrałam się za krojenie pomarańczy.
- Muszę do toalety. Zaraz wracam - znowu mnie pocałował, tym razem w czoło i wyszedł.  'Po chuj mnie całuję? Miało być normalnie, a nie przesadnie słodko!'.
- Przyleciał tyle kilometrów, bo się martwił i nie mógł bez Ciebie wytrzymać... To złoty chłopak! Nigdy nie myślałem, że trafisz na kogoś AŻ tak troskliwego - westchnął tata.
'Wcale mi nie pomagasz. Nie musiałeś tego mówić.' 



____________________________________

Cześć Wam!
Jak wam się podoba? Takiej spodziewaliście się reakcji Lou? Czy może innej? Czego się spodziewaliście? A czego teraz się spodziewacie? Co z tatą Leny? Co z Lou i Leną? 
Jak zawsze czekamy na wasze propozycje :)

Loffki & Kisski & Przytulaski 

Jultek i Hanikkk ♥
(dziś wyjątkowo dodajemy we dwie ^^)

czwartek, 7 listopada 2013

ROZDZIAŁ 29

***Oczami Leny***


Zrobili mi badania na zgodność szpiku. Dość boleśnie, ale nie myślałam o bólu, myślałam o tacie. Moim ukochanym umierającym tacie...
Podeszłam do automatu, kupiłam dwa batony. Zabrałam je i ruszyłam do sali, w której leżał.
- Możemy szczerze porozmawiać? - zapytałam wchodząc do sali.
- Chyba jestem Ci to winien - westchnął.
Usiadłam obok niego, podałam mu batonika. Wspólnie zaczęliśmy je jeść, jak za starych, dobrych czasów.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że masz białaczkę?
- Nie chciałem, byś się nie potrzebnie martwiła, byś przeze mnie nie realizowała marzeń.
- Oh tato! Nawet tak nie mów!
- Przepraszam córciu. Jestem stary, myślę inaczej niż Ty.
- I dlatego nie zacząłeś wcześniej leczenia?- ciągnęłam.
- Tak. Wolałem uporządkować sprawy finansowe. Nie mogłem dopuścić, abyś spłacała moje długi.
- Tato, ale gdybyś rok temu zaczął się leczyć, teraz byłbyś zdrowy...- łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
- Córciu, nie płacz- pogłaskał mnie po ramieniu, momentalnie wtuliłam się w niego.
- Kiedy zamierzałeś mi to powiedzieć?
Milczeliśmy dłuższą chwilę. Miałam w głowie mnóstwo pytań, ale nie mogłam wypowiedzieć ich na głos. W końcu tata zapytał o mój wcześniejszy powrót. Trafne pytanie. Lecąc do Polski planowałam mu o wszystkim powiedzieć. Ale teraz? O nie. Powiedziałam mu tę drugą wersję, która tłumaczyła mnie tęsknotą. Zrozumiał, mało tego ucieszył się. Jednak zaczął zadawać pytania o Louisa. Trudno mi było skłamać mu prosto w oczy i powiedzieć, że odprowadził mnie na lotnisko. Idealnie skłamałam też, że moja reklama była całkowicie dobrze przyjęta, a ludzie zatrzymywali mnie kilka razy na ulicy. Głupio mi było tak go kłamać, ale chciałam by nie martwił się jeszcze moimi problemami.
Było po dziewiętnastej gdy do sali wszedł lekarz.
- Pani Leno, mam wyniki pani badań - powiedział i podał mi kilka kartek.
Przejrzałam kartki oczami.
- Kurwa - syknęłam gdy zobaczyłam, że nie mogę być dawcą.
- I co córciu? - zapytał tato całkowicie ignorując moje przekleństwo.
Westchnęłam. Próbowałam jakoś powstrzymać napływające mi do oczu łzy.
- Nie mogę być dawcą... Doktorze? Czy jest jakaś inna osoba? - zapytałam przez łzy.
- Czekamy na taką od kilku miesięcy - odpowiedział dość poważnie. - Przykro mi...
Lekarz pożegnał się i wyszedł. Było mi ciężko. Nie chciałam pokazywać słabości przy tacie, który ze spokojem przyjmował te wszystkie wiadomości.
- Kochanie... jesteś przemęczona, nie spałaś w nocy, jedź do domu- zaproponował.
- Nie! Zostaje z Tobą.
- Proszę Cie. Zrób to dla mnie - uśmiechnął się i podał mi klucze. - Jutro do mnie przyjdziesz.
Po długich namowach zgodziłam się, wzięłam od niego klucze, pożegnałam się i wyszłam. Jadąc w dół windą zdałam sobie sprawę, że nie mam pieniędzy na taksówkę. Szybko przypomniałam sobie o przyjacielu z piaskownicy, z którym obiecywaliśmy sobie pomoc zawsze i wszędzie.
- Cześć Michał. Mam prośbę - powiedziałam do słuchawki gdy tylko odebrał.
- To Ty jesteś w Polsce?! - zdziwił się.- Mów co jest.
- Jestem w szpitalu, mógłbyś zawieść mnie do domu?
- Jak to w szpitalu? Coś Ci się stało? Dobra, nie ważne. Już jadę - rzucił i rozłączył się.
Normalnie zaśmiałabym się z jego roztrzepania i dramatyzowania, ale nie dziś.
Przed szpitalem czekałam może z pięć minut i podjechał pod niego stary i mały samochodzik Michała. Ten szybko z niego wysiadł i podbiegł do mnie. Przytuliliśmy się.
- Tęskniłem - szepnął.
- Ja też.
- Co się stało? Wyglądasz strasznie!
- Pogadamy w samochodzie, okej?
Skinął głową i ruszyliśmy w stronę jego samochodu. W środku panował taki sam klimat jak zawsze. Michał twierdził że samochód powinien odzwierciedlać charakter kierowcy. Czy tak było z tym przepadku? Nie wiem. W trakcie drogi wszystko mu opowiedziałam. Bardzo się tym przejął. Nie dziwię się. Nasi rodzice również się znali. Odkąd tylko pamiętam jeździliśmy razem na jakieś rodzinne pikniki. Chłopak chcąc bym choć na chwilę nie myślała o chorobie ojca zmienił temat. Teraz rozmawialiśmy o Londynie. Okazało się, że jego kuzynka jest wielką fanką One Direction i dowiedział on się od niej, że chodzę z Louis’em. Oczywiście zapytał jak nam się układa, a ja nie mogłam dłużej kłamać. Musiałam się komuś zaufanemu wygadać. Opowiedziałam mu wszystko dokładnie. Kiedy kończyłam dojeżdżaliśmy do celu. Zaproponowałam mu, żeby wszedł na herbatę, to jeszcze byśmy pogadali. Na początku nie chciał się zgodzić twierdząc, że na pewno jestem zmęczona i chcę odpocząć, jednak zdołałam go przekonać, że nie chcę teraz być sama. Chłopak wysadził mnie pod domem pani Kwiatek, żebym mogła wziąć swoją walizkę.
- Dobry wieczór. Przepraszam, że tak późno… - powiedziałam, kiedy tylko staruszka otworzyła mi drzwi. To oczywiście zapewniła mnie, że nic się nie stało i podała bagaż. Już miałam odchodzić, kiedy ta jeszcze mnie zatrzymała.
- Lena, kochanie… Pod twoim domem gdzieś od pięciu godzin koczuje jakiś chłopak. Dobijał się do drzwi. Próbowałam mu powiedzieć, że nikogo nie ma, ale nie mówi po polsku – zamarłam. Pierwsza osoba, która mi przyszła na myśl to Lou, ale przecież mają teraz próby. Nie, to nie może być on. A może Tom przyleciał? Podziękowałam jeszcze raz sąsiadce i już razem z Michałem udałam się do mojego mieszkania. Faktycznie ktoś spał pod drzwiami.
- Przepraszam, proszę stąd odejść albo zadzwonię na policję – powiedziałam stanowczo. Mężczyzna szybko się podniósł i spojrzał na mnie. Było ciemno, więc bardzo słabo widziałam jego twarz, jednak widziałam w niej coś znajomego, bliskiego dla mnie.
- Lena, skarbie… - powiedział cicho i już wiedziałam kto to jest. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Michał widząc co się święci objął mnie i ‘interweniował’.
- Słyszałeś co pani powiedziała? Wynoś się! – powiedział twardo po angielsku. Ja zaczęłam nerwowo szukać kluczy w torebce. No tak! Zawsze jak czegoś potrzebuje, to nie mogę tego znaleźć.
- Lena, porozmawiajmy… Co się stało? Dlaczego wyjechałaś? – zignorował wypowiedź mojego przyjaciela.
- Michał, weź moją walizkę do środka, zaraz przyjdę… - powiedziałam w ojczystym języku i podałam mu znalezione już klucze. Chłopak kiwnął głową na znak, że się zgadza i zgodnie z moją prośbą udał się do domu. – Lou, pisałam Ci, żebyś mnie nie szukał, nie dzwonił… Chciałam sobie wszystko przemyśleć, ułożyć… Jednak wszystko się zmieniło… Nie możemy być już razem… Przepraszam – próbując powstrzymać łzy, cicho wypowiedziałam wszystkie słowa skierowane w jego stronę.
- Ale dlaczego? Co źle zrobiłem? To przez niego? Powiedz! – jego oczy momentalnie się powiększyły…
- Nie, to nie przez Michała… po prostu ja nie wracam do Londynu… Nie mogę… - teraz już nie wytrzymałam i rozpłakałam się na dobre, przypominając sobie mojego ojca w szpitalu.
- Dlaczego?! Co źle zrobiłem? Daj mi to naprawić! Lena kocham Cię – powiedział i wpił się w moje usta. Nie mogąc się powstrzymać odwzajemniłam jego pocałunek, lecz kiedy tylko się od siebie oderwaliśmy musiałam się opamiętać.
- Na początku chodziło o Ciebie… Oszukałeś mnie, dlatego tutaj przyleciałam… Ale teraz to nie ma najmniejszego znaczenia… Nie mogę wrócić do Anglii… - powiedziałam i szybko pobiegłam do domu. Zamknęłam drzwi, oparłam się o nie i powoli zsunęłam dając upust emocją. Słyszałam jak Lou wali w drzwi prosząc bym je otworzyła. Nie mogłam… Nie potrafiłam…


** Oczami Harry’ego**

Ja pierdole. Paul nas zabiję. Dlaczego mnie okłamał?
- Harry, będzie dobrze… - z rozmyśleń wyrwał mnie głos Miśki. Zorientowałem się, że jesteśmy na miejscu. Super kurwa. Styles idioto, całą drogę się nie odzywałeś. Bardziej spieprzyć nie mogłeś!
- Michalina, przepraszam – stanąłem naprzeciwko niej. – Zachowuję się jak skończony dupek. Przez cały spacer cię ignorowałem… - zacząłem się tłumaczyć. Ta tylko się uśmiechnęła.
- Nie przepraszaj… Rozumiem Cię. Martwisz się o Lou, zespół. Swoją drogą nieźle was urządził. Co powiecie Paulowi?
- Nie mam pojęcia… Muszę pogadać z chłopakami – podrapałem się nerwowo po karku ciężko wzdychając.
- Na co jeszcze czekasz?! Leć! Spotkamy się później – ucałowała mnie w policzek i przytuliła. Szybko odwzajemniłem ten gest zaciągając się jej perfumami. Szepnąłem jeszcze ciche ‘dziękuję’ i pobiegłem do garderoby, gdzie powinni znajdować się inni. Na całe szczęście w pomieszczeniu nie było nikogo prócz chłopaków, więc mogliśmy spokojnie pogadać.
- Mamy problem…



___________________________________

Ta da!
Jest 29 ;D Jak wam sie podoba? Jest trochę wcześniej no ale jutro wyjeżdżamy z Julką na dwa dni i nie miał by kto dodać a nie chciałyśmy was tak długo 'męczyć' bez rozdziału ;)
Nie wiem jak wy ale ja nie mogę uwierzyć, że niedługo 30 rozdział... Jak to szybko minęło...

Hmm... Mam pomysł ! xD hehe niech KAŻDY  kto przeczyta ten rozdział zostawi po sobie ślad w postaci komentarza okey? Przypominam również o ankiecie, która znajduje się na prawym pasku ;) To chyba tyle... Udanego, długiego weekendu ;)

Hanikkk ♥

sobota, 2 listopada 2013

ROZDZIAŁ 28



** W tym samym czasie oczami Leny **


Gdy taksówka podwiozła mnie pod dom zapłaciłam kierowcy. Było po dziesiątej. Idealna pora by złapać tatę przed wyjściem do pracy. Zmęczona podróżą, nieprzespaną nocą i całą tą sytuacją wyjęłam walizkę z samochodu. Zaczęłam dzwonić do drzwi. Raz, drugi, trzeci… Nic. Nikogo nie było w domu. ‘Czyżby tata wcześniej pojechał do pracy?’
-Lena?! Skarbeńku! – zawoła do mnie pani Kwiatowa – przesympatyczna sąsiadka. – Co ty tutaj robisz, kochanie? Miałaś przecież wrócić we wrześniu.
- Tak jakoś wyszło. Stęskniłam się- wytłumaczyłam się.
- Widziałam Twoją reklamę! Dobra robota – zagadała mnie.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się. – Nie wie Pani może przypadkiem, czy tata pojechał już do pracy? Nie ma go w domu.
- Nie. Od wczoraj jest w szpitalu – powiedziała smutno.
- Ale jak to? Co się stało? – zaczęłam panikować. Przecież ojciec zawsze był okazem zdrowia. Mało kiedy chorował.
- Wydaję mi się, że nie powinnaś się tego dowiedzieć ode mnie. Przykro mi – pogłaskała mnie po ramieniu. Milczałam. Miałam wielką gulę w gardle. Co się stało? Dlaczego w szpitalu? Czemu nic mi nie powiedział? Przecież zawsze byliśmy ze sobą szczerzy. Od zawsze byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic.
- Może wejdziesz, napijesz się herbaty. Na pewno jesteś zmęczona po podróży – zaproponowała.
- Nie, dziękuję. Muszę jechać do szpitala. Do widzenia! – już odchodziłam kiedy zorientowałam się, że przecież mam ze sobą walizkę. – Przepraszam! – krzyknęłam jeszcze za kobietą, która już znikała za drzwiami. Kiedy usłyszała mój głos jednak znów je otworzyła. – Czy byłby to problem gdybym zostawiła u pani moją walizkę? Nie chcę jej targać do szpitala…
- Ależ oczywiście, Słońce – uśmiechnęła się i zabrała ode mnie przedmiot.
- Dziękuję! – krzyknęłam jeszcze na odchodne i pobiegłam przed siebie. Chciałam jak najszybciej znaleźć się przy tacie.



** Oczami Harry’ego **



Siedzieliśmy we czwórkę na kanapie, przed telewizorem oglądając jakieś show. Nagle usłyszeliśmy trzask drzwi.
- Lou? – krzyknąłem. Nic nie odpowiedział tylko szybko pobiegł na górę i znowu trzask.  Co się stało? Przecież jeszcze rano miał taki dobry humor.
- Ja pójdę – powiedziałem i ruszyłem w stronę pokoju chłopaka. Podszedłem do drzwi i przystawiłem do nich ucho, by ocenić sytuację. Niestety nic konkretnego nie słyszałem więc niepewnie zapukałem. Nic. Drugi raz. Znowu nic.
- Lou, to ja Harry… - ciągle cisza. Delikatnie uchyliłem drzwi i wsunąłem głowę do pomieszczenia. – Mogę? – nie czekając na odpowiedź cały wślizgnąłem się do pokoju i cicho zamknąłem drzwi. Chłopak niedbale wrzucał ubrania do walizki. – Lou, co się dzieje? – spytałem a ten odwrócił się do mnie. Był smutny, ale jednocześnie zły. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie.  Co się mogło stać? - Co się stało? – po chwili ponowiłem swoje pytanie.
- Lena… - powiedział cicho. Przeraziłem się.
- Miała wypadek?!
- Nie! – szybko zaprzeczył.
- No więc o co chodzi? – pogubiłem się.
- Pojechała do ojca…
- No ale, przecież wróci – starałem się go pocieszyć.
- Zostawiła mi list. Napisała, że musi sobie wszystko poukładać, że mam nie dzwonić i jej nie szukać. Rozumiesz?! Zostawiła mnie! – krzyknął.
- Co zamierzasz? – zapytałem.
- Lecę do Polski. Wrócę albo z nią, albo wcale – powiedział wrzucając buty do walizki.
- Popierdoliło Cię?! – zirytowałem się. – Przecież zaczęły się próby. Paul Cię zabije.
- Hmmm… Jakby Ci to powiedzieć byś zrozumiał – zastanowił się. – W dupie to mam! – warknął.
- Ale ja nie! Nigdzie nie jedziesz! Co powiesz fanom? ‘Moja dziewczyna wyjechała bez słowa i lecę za nią a wy się cmoknijcie w dupę’. Lena jest moją przyjaciółką, ale zachowała się szczeniacko! Dzwonię do Paula – nerwowo wyjąłem telefon.
- Nie zrobisz tego! – wysyczał przez zęby.
- To patrz! – krzyknąłem i zacząłem wybierać numer. Ten rzucił się na mnie jak jakieś wygłodzone zwierze. – Louis! Ogarnij się! – zaczęliśmy się bić jak małe dzieci o ostatniego cukierka. Po chwili tej chaotycznej szarpaniny upadliśmy na podłogę zrzucając z komody lampkę nocną, która roztrzaskała się na miliardy kawałeczków. Momentalnie do pokoju wparowali chłopcy.
- Kurwa… - skomentował Zayn. No tak, widok dość ciekawy: dwóch dorosłych facetów bijących się o telefon, wokoło pełno  szkła, a na środku niedopakowana walizka. – Co tu się stało?!
- Nic – odpowiedział Lou podnosząc się z podłogi. Wykorzystał chwilę mojej nieuwagi i zabrawszy urządzenie zamknął się w łazience. Przekląłem pod nosem.
- Hazz, co jest? - spytał Liam.
- Stracił głowę. Dzwońcie po Paula- rozkazałem.
Liam sięgnął po telefon i wyszedł, a my bezskutecznie próbowaliśmy skontaktować sie z Louisem.
- Lou, to bez sensu. Zespół jest najważniejszy- mówiłem do drzwi licząc, że mnie usłyszy.
- Siedząc tam zachowujesz się jak małe dziecko - skomentował Zayn.
Nagle drzwi się otworzyły. Stanął w nich Lou, wyraźnie było widać jego zdenerwowanie.
- Dobra. Macie racje. Zostaje. Nie dzwońcie po Paula - powiedział.
- Za późno - zawołął Liam wchodząc do pokoju.
- Oddzwoń by nie przyjeżdżał- rzucił Louis.
- No panowie. Co wy? Okres macie? To już Danielle jest mniej zmienna- skomentował i wyszedł.
- Chodź Lou, zrobię Ci naleśniki i coś mocniejszego do picia -zaproponował Niall.
- Nie, dzięki.Pójdę się umyć i spać. Mam dosyć.
- No jak chcesz stary. Jak coś, to będziemy na dole - odparł Zayn.
- Ufam, że nie wyjedziesz - poklepałem go po ramieniu.- Zostać z Tobą?
- Nie, Dzięki Harry - uśmiechnął się słabo. - Twój telefon pływa w klozecie. Jak chcesz to go weź, ale pewnie już jest zalany. Przepraszam, poniosło mnie.
- Okej, nic się nie stało - odpowiedziałem kłamstwem. Po co go jeszcze męczyć tym telefonem? Trudno. Stało się.



***Oczami Leny***



Szybko wyszłam z taksówki i skierowałam się w stonę recepcji.
- W której sali leży Mariusz Botek ? - rzuciłam pytaniem bez przywitania.
- Przykro mi, ale nie mogę udzielać takich informacji, jeśli pacjent sobie tego nie życzy.
- Jestem jego córką! - krzyknęłam tak doniośle, że ludzie będący w pobliżu gwałtownie zwrócili na mnie uwagę.
Recepcjonistka troszkę się zmieszała. Widać, że jakaś nowa, albo stażystka.
- Chwileczkę... Sala numer 520 , drugie piętro- odpowiedziała.
Nie mówiąc nawet "dziękuję" biegiem ruszyłam w stronę wyznaczonej sali. Zapukałam do drzwi z numerem 502, delikatnie uchyliłam drzwi i weszłam do środka. 
- Cześć tato- podeszłam do jego łóżka by go przytulić, Był strasznie blady.
- Lena? Co Ty tu robisz? - zdziwił się.
- Przyleciałam Cię odwiedzić. W domu nikogo nie było, Pani Kwiatowa powiedziała mi, że tu Cię znajdę- odpowiedziałam - Co się stało? 
- A nic takiego. Zabrali mnie na kontrolne badania, wiesz tak na stare lata.
- Tato, nie kłam. Sąsiadka powiedziała by mi o zwykłych badaniach. Nie kręciła by się odpowiadając  że powinnam dowiedzieć się tego od Ciebie. Co się stało? - drążyłam temat. 
- Aj tam sie ojcem przejmujesz. Kochanie, opowiadaj jak w Londynie. Co się stało, że wcześniej przyjechałaś? 
- Tato! Nie zmieniaj tematu! - zirytowałam się, 
Nagle do sali wszedł Lekarz i pielęgniarka z jakimś pudełeczkiem leków.
- Dzień dobry, jak się Pan dziś czuje? - zapytał serdecznie lekarz.
- Dziękuję, dobrze a Pan? - odpowiedział.
Spojrzałam na tatę, który wyraźnie coś przede mną ukrywał. Spojrzałam na uśmiechniętego lekarza. Nagle zapaliła mi się w głowie żarówka.
- Przepraszam, mogłabym z Panem porozmawiać? - zwróciłam się do lekarza.
- A pani to... 
- No tak, nie przedstawiłam się. Lena Botka, to mój tata.
- Oczywiście, to może chodźmy do mojego gabinetu. 
Zadowolona odpowiedzią, na którą liczyłam podążyłam za lekarzem. 
Weszliśmy do gabinetu. Było tam pełno medycznych sprzętów, jakiś papierów i plataków. Jednym słowem nie moje klimaty, zawsze byłam noga z biologii.
- Pani jesy córką Pana Mariusza, tak? - zaczął.
- Tak. Panie Doktorze. Proszę mi powiedzieć, co mu dolega?
- Pani ojciec ma zaawansowaną białaczkę - otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.- Jak mam być szczery, to pierwszy raz spotkałem się z takim pacjentem. To wyjątkowy przypadek - westchnął.
- Takim czyli jakim?
- Pan Botek już od dawna wiedział o chorobie, mimo to nie zgłosił się do szpitala.
- Jak to wiedział? - byłam w szoku! Czemu nic mi nie powiedział? Czemu nie zaczał się leczyć?
- Wiedział od ponad roku. Jest Pani najbliższą rodziną pacjenta, więc przejdę do konkretów - lekarz wziął głęboki oddech a ja poczułam że blednę na samą myśl.- Przy tak zaawansowanej białaczce obawiam się, że nawet przeszczep szpiku nie pomoże...
Zamilkłam. Mało tego! Zamarłam! Zaczęłam powoli analizować wypowiedź lekarza. Zaawansowana białaczka. Nieleczona ponad rok, jak i nie dłużej. Konieczny przeszczep szpiku, który nie daje żadnej gwarancji na poprawę. Tata może umrzeć... Rozpłakałam się.
Zbyt dużo. Zbyt szybko. Zbyt trudno.
- Mogę być dawcą? - zapytałam przez łzy gdy tylko nadeszła jasność umysłu.
- Oczywiście. Tylko musimy zrobić Pani odpowiednie badania - odpowiedział. - Najlepiej jak najszybciej.
- Teraz - powiedziałam stanowczo.



** Oczami Miśki **



Harry wyciągnął mnie na kawę przed próbą. Bez wahania się zgodziłam, bo ostatnio bardzo miło spędzam z nim czas. Pomógł mi zapomnieć o Patryku.
Zamówiliśmy kawę. Styles zapodał jakiegoś suchara, z którego jak zawsze zaśmiałam się tylko z grzeczności. Gdy otrzymaliśmy zamówienie Harry zaczął temat Leny.
- Czemu Lana wyjechała bez słowa? - zapytał.
- A Ty skąd wiesz? - zdziwiłam się.
- Zostawiła Louisowi jakiś list. Chłopak się załamał. Wczoraj chciał do niej lecieć - odparł dość spokojnie.
- No nie wierzę! Chciał zostawić zespół? Próby? Trasę? - naprawdę zszokował mnie tą wiadomością.
- Stwierdził, że Lena jest najważniejsza. Czemu wyjechała? - ciągnął.
- Stęskniła się za ojcem.
- Czemu się nie pożegnała?
- Jej się spytaj, nie mnie.
- Kobiety - westchnął.
- Faceci - westchnęłam i zaczęłam się śmiać, aby uciec od tematu.
Upiłam kilka małych łyczków i zadzwonił mój telefon.
- Przepraszam Cię najmocniej - wyjęłam telefon z torebki.- O wilku mowa! Lou dzwoni.
- Pewnie zapomniał na którą próba - rzucił Harry, a ja odebrałam.
- Hej Miska! Mam do Ciebie wielką prośbę. Pomożesz mi?- zapytał ze zdenerwowaniem.
- Tak, jasne. Co się stało?
- Przesłałabyś mi sms'em polski adres Leny. No wiesz, tego domu jej taty.
- E...- zdziwiłam się. - No okej, ale po co Ci? Gdzie ty tak właściwie jesteś?- zapytałam biorąc łyka kawy.
- No w Polsce, na lotnisku - odpowiedział spokojnie, a ja ze zdziwienia wyplułam całą kawę.
- CO KURWA?! JAK TO ?
- Musiałem, przepraszam. To wyślesz mi czy nie?
- ... tak - odpowiedziałam próbując się opanować.
- Jesteś wielka, dziękuję- rzucił i się rozłączył.
Nie myśląc jeszcze dokładnie wysłałam mu tego sms'a.
- Co się stało? - spytał Harry.- Co Cie tak zdziwiło?
- Louis jest w Polsce.





_________________________________________________

Cześć wam <3
Jak wam się podobają nasze ostatnie wypociny? Dobra, może i nie wypociny, bo bardzo dobrze i miło nam się teraz pisze (jak my to z Hanią mówimy 'płodzi'. Co do tego płodzenia to dość zabawne, kiedyś kuzyn bawił się moim telefonem i napisała do mnie Hania z pytaniem "Płodziłaś już coś?" Hahahha jego mina była bezcenna XD. No ale do rzeczy xD)
Co sądzicie? Nie za szybko? Chciałyśmy podkręcić tempo, chyba dość nieźle nam to wyszło ;p

Zachęcamy do zagłosowania w naszej ankiecie, bardzo chciałybyśmy wiedzieć ilu mamy czytelników :) 
Jeszcze raz prosimy o to aby Anonimy sie podpisywały, chociaż imieniem, chociaż literką :p
O i właśnie. Serdecznie dziękujemy stałym czytelnikom i pozdrawiamy nowych (podziwiam takich ludzi, który chcą zaczynać od początku gdy dodawany jest prawie trzydziesty rozdział)

Co przewidujecie dalej? Co zrobi Louis? Co zrobi Lena? Czy Paul zabije Lou XD ? Zgadujcie ^^

Jultek Xx