piątek, 27 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 38

**Oczami Louis'a**

Powoli zacząłem się budzić. Do moich nozdrzy doszedł najpiękniejszy zapach jaki istnieje. Zaciągnąłem się nim nadal nie otwierając oczu. Zważając na moje lenistwo nie chciało mi się ruszyć więc tylko mocniej wtuliłem się w mój Skarb.
- Kocham Cię, Mała - mruknąłem i zacząłem odpływać, jednak przeszkodziło mi w tym otwieranie drzwi.
- Mamo! Znalazłam go! - usłyszałem krzyk Fizzy. 'No pięknie' - pomyślałem.
- Gdzie jest?!
- Jak myślisz? U Leny w łóżku - poczułem jak osoba obok mnie zaczyna się wiercić. Świadczy  to tylko o tym, że krzyki mojej rodzinki ją obudziły. Dzięki siostra. Nie pozostało mi już nic innego jak otworzyć oczy. Podniosłem się na łokciach i ujrzałem zaspaną dziewczynę rozglądającą się po pokoju. No tak Fizzy zdążyła już nawiać.
- Dzień dobry, Skarbie - mruknąłem i złączyłem nasze usta.
- Eghem! - przerwała nam moja rodzicielka stojąca w drzwiach. Zaczyna się.
- Cześć - uśmiechnąłem się promiennie jak gdyby nigdy nic.
- Dzień dobry - dziewczyna trochę się speszyła. No w sumie jej się nie dziwie. Miałem spać na kanapie, w nocy do niej przyszedłem a rano moja mama przyłapuję nas w łóżku jak się całujemy. Oczywiście bez żadnych podtekstów mi tutaj.
- Za chwilę będzie śniadanie. Lena, Kochanie odśwież się, a ty mój drogi - zmieniła ton na bardziej surowy i wskazała na mnie palcem - do kuchni. Musimy porozmawiać - dokończyła i zniknęła.
- Masz przesrane Tomilnson - mruknąłem i usłyszałem śmiech.
- Czyżbyś bał się swojej mamy?
- To Twoja wina! - broniłem się.
- Niby dlaczego?
- Tomlinson! - krzyknęła z dołu kobieta, co spowodowało jeszcze większy śmiech mojej ukochanej.
- Bo uzależniłem się od Ciebie - musnąłem jej usta i ruszyłem do kuchni.
- Możesz mi wytłumaczyć co ty wyprawiasz? Miałeś spać na kanapie - zaczęła gdy tylko mnie zobaczyła.
- Wiem, ale tak jakoś wyszło, że nie mogłem zasnąć. Oj mamo, mam 22 lata. Wiem, co robię. Zresztą do niczgo nie doszło, nie martw się - przytuliłem i ucałowałem ją w skroń.
- Louis... Nie chodzi o Ciebie i Lenę. Nie wnikam co robicie w łóżku. Wiem jesteście dorośli, ale nie zapominaj, że masz młodsze siostry. Może Lottie i Fizzy to rozumieją, ale bliźniaczki mają 9 lat. Jeszcze nie wiedzą wszystkiego. Zaczną komentować, docinać.
- Przecież Ci mówię, że ja tylko spałem przytulony do niej.
- Tylko mówię.
- Przesadzasz. Jak dziewczynki będą miały jakieś pytania, to z nimi o tym porozmawiam, dobrze?
- Jak chcesz - westchnęła. - A jak zespół? - zapytała po krótkiej ciszy.
- Mam urlop. Rozmawialiśmy o tym, prawda? Zero rozmów na temat pracy. Powiedz lepiej jak się czujesz? Kiedy byłaś u lekarza?
- Dobrze. Byłam dwa tygodnie temu. Będą bliźniaki.
- Naprawdę? No to moje gratulację, mamuś - przytuliłem ją do siebie.
- Myślisz, że Lena chciałaby być chrzestną?
- O to, to musisz ja zapytać, ale myślę, że by się ucieszyła - odpowiedziałem.

**Oczami Miśki**

Wczoraj Lena razem z Louis'em na małe 'wakacje'. Już za nią tęsknię. Ona sobie odpoczywa a ja musze popylać na próbę. Zamknęłam drzwi i ruszyłam w stronę areny. Miałam jeszcze sporo czasu więc postanowiłam się przejść. Mały spacer dobrze mi zrobi.
- Miśka! - usłyszałam jak ktoś mnie woła z ulicy. Zwróciłam swój wzrok w tatą stronę i zobaczyłam w aucie Harry'ego. Jechał bardzo wolno by mnie nie wyprzedzić. - Wskakuj, podrzucę Cię - zachowywał sie tak jakby nasza ostatnia rozmowa nie miała miejsce. Zlałam go i szłam dalej. - No, piękna. Nie daj się prosić - marudził. Rozzłoszczona ugościłam go moim środkowym palcem. Usłyszałam jak przyśpiesz. Odetchnęłam z ulgą, jednak nie na długo. Styles wyskoczył zza roku.
- Czemu mnie ignorujesz? - zapytał, gdy tylko dorównał mi kroku.
- Nie mam ochoty na Twoje towarzystwo - mruknęłam oschle.
- Dlaczego? - ciągnął.
- Bo nie! - warknęłam i przyśpieszyłam.
- Mogłabyś rozwinąć swoją wypowiedź?
- Bo kurwa nie mam ochoty na twoje towarzystwo! - warknęłam głośnie.
- Zataczasz błędne koło. Ale dlaczego? Przecież wszystkie chcą ze mną spędzać czas - poruszył brwiami. Zatrzymałam się i stanęłam naprzeciwko niego.
- Teraz słuchaj mnie uważnie. Nie jestem jak wszystkie i nie jestem każda. Nie jestem na każde Twoje skinienie. Nie padam przed Tobą na kolana, bo jesteś wielkim Harry'm Styles'em z One Direction. Gówno mnie obchodzi kim jesteś.
- Dlatego mnie ignorujesz?
- Męczysz Styles.
- Zapraszam Cię na kawę! - krzyknął radośnie jak pięciolatek, który dostał upragnioną zabawkę. Przewróciłam oczami.
- Nie mam czasu.
- Chodzi Ci o naszą ostatnią wymianę zdań?
- Brawo! W końcu zrozumiałeś, że myślenie nie boli?
- Nie złość się - zrobił maślane oczka.
- Nikt nie będzie mi mówił co, jak, gdzie i kiedy mam robić. Tak trudno to zrozumieć?- próbowałam zachować spokój.
- Nie.
- To daj mi spokój.
- Czyli się gniewasz - mruknął.
- Boże, widzisz i nie grzmisz? Nie gniewam się, ale nie mam ochoty na Twoje towarzystwo.
- Jesteś dziwna.
- Dzięki.
- Kręci mnie to - mrugnął do mnie. Nie komentując tego szybko ruszyłam w stronę areny.
- Planowałem iść w tamtą stronę, ale w sumie masz rację. Tu jest lepsza kawiarnia - wyrównał ze mną kroku. Westchnęłam zrezygnowana.

***

Rozmowa zaczęła się kleić, gdy przyniesiono nasze zamówienia. Nie, że go nie lubię, wręcz przeciwnie. Lubię go i to bardzo. Jest mega przystojny, zabawny, a spędzenie z nim czasu jest przyjemnością, ale nie może być tak, że samiec traktuję mnie jak 'little girl', która nie potrafi sama o siebie zadbać. Jestem niezależna i samodzielna. Harry musi o tym pamiętać. Podczas rozmowy starałam się go uświadomić, że kontakty ze mną nigdy nie należały do najłatwiejszych i normalnych. Stwierdził, że to go we mnie pociąga. Rozbawił mnie tym. Czego, jak czego ale takiej reakcji się po nim nie spodziewałam. Rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Aktualnie zeszliśmy na temat fetyszy i dziwnych upodobań. Zagiął mnie chyba ze wszystkim. Miałam przewagę w zwyczajach żywieniowych, bo tylko Polacy jedzą kanapki posmarowane majonezem zamiast masłem. Na końcu zaczęło się robić najciekawiej, niestety wybiła dwunasta i musieliśmy zbierać się na próbę.


_________________________________
Siemka :D

Jak tam święta? Tradycyjnie w piąteczek rozdział :D Mam nadzieję, że się podoba ;) Dzisiaj nie będę wam przynudzać ;D 3majcie się ciepło 

Hanikk ♥

poniedziałek, 23 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 37

Lou poszedł jakiś czas temu. Od tej pory siedziałyśmy w ciszy. Pani Jay była widocznie zamyślona, jakby nad czym się zastanawiała, bała się o coś spytać.
- Jak tam, Kochanie wam się układa? - przerwała tą, jak dla mnie, niezręczną cisze. Uśmiechnęłam się mimowolnie na myśl o moim chłopaku.
- Cudownie, Lou jest kochany.
- Musisz być dla niego naprawdę ważna, bo jesteś pierwszą dziewczyną w jego karierze, którą przywiózł tutaj. Jeśli miał jakąś to mówił mi o niej przez telefon, a jeśli ją poznałam to jak ja byłam w Londynie - czułam jak moje policzki zachodzą rumieńcem.
- Bardzo miło mi to słyszeć - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Wreszcie wydoroślał. Wierz mi lub nie ale coż czuję, że mój syn ma co do Ciebie pewne plany na przyszłość. No właśnie jeśli już jesteśmy w tym temacie - przerwała na chwilę. - Jako jego matka, bardzo się o niego martwię.
- Proszę być spokojną. Nie chodzi mi o jego sławę czy pieniądze. Kocham go takim, jakim jest - powiedziałam trochę zdenerwowana. Przecież Lou bardzo liczy się z jej zdaniem.
-  Nie chodzi o to. Cieszę się, że znalazł kogoś takiego jak ty. W Twoich oczach widać miłość. Nie tylko jak na niego patrzysz, ale jak tylko o ktoś wspomina - uff... - Chodzi mi o jego przyszłość. Może przejdę od razu do rzeczy - spojrzała na mnie pytająco, na co kiwnęłam głową by mówiła dalej. - Kiedy Lou zadzwonił do mnie i powiedział, że przyjedzie prosił, bym go nie pytała o prace, w ogóle nie poruszała tego tematu. Zgodziłam się, gdyż rzadko mnie o cokolwiek prosi. Jeśli już to robi wiem, że bardzo mu na tym zależy. No ale nie byłabym jego matką gdybym się nie martwiła... Do tego zrzera mnie ciekawość. Mogłabyś mi powiedzieć dlaczego zrezygnował z zespołu? Domyślam się, że mówiąc dzisiaj o rodzinie chodziło mu o Ciebie, bo u nas nic się nie wydarzyło. Powiesz mi co się stało? - patrzyła na mnie. W jej oczach mogłam wyczytać troskę, ale i właśnie nutkę ciekawości. Chwilę milczałam analizując wszystko po kolei.
- To dość długo historia - westchnęłam.
- Mamy czas. Oczywiście jeśli nie chcesz nie musisz nic mówić, nie mam prawa Cię do niczego zmuszać.
- Nie, ma pa...- skarciła mnie wzrokiem -...ni mamo prawo wiedzieć co się wydarzyło. No więc zaczeło się od tego, że się pokłóciliśmy. To dość skomplikowane. Miałam wszystkiego dość, musiałam przemyśleć sobie wszystko. Poleciałam do Polski mówiąc o tym tylko przyjaciółce. Zostawiłam dla niego list, który przekazała mu moja mama. Napisałam mu tam, że muszę odpocząć, przemyśleć wszystko, żeby mnie nie szukał. Będąc już w Polsce od sąsiadki dowiedziałam się, że mój tata jest w szpitalu - kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Może wyjaśnię. Moi rodzice rozwiedli się jak byłam mała. Ja zostałam z tatą w kraju, a mama przeprowadziła się do Londynu zaczynając 'nowe' życie - kobieta przytaknęła. - No więc w Polsce okazało się, że mój tata ma zaawansowaną białaczkę. Dowiedział się o niej rok temu, lecz nie podjął się leczenia. Chcąc go ratować zrobiłam badania na zgodność szpiku. Niestety nie mogłam być dawcą. Wracając późnym wieczorem do domu pod drzwiami siedział Louis.
- To on był w Polsce? - była widocznie zdziwiona.
- Tak, ale to dopiero początek.
- Poczekaj chwilkę. Zaparze zielonej herbaty - mama chłopaka poszła do kuchni i po chwili wróciła z dwoma filiżankami i małym dzbanuszkiem.
- Kontynuując - zaczęłam, a kobieta nalała nam gorącego płynu. - Byłam na niego zła. Chciałam wszystko na spokojnie przemyśleć, a on przyjechał, mimo iż prosiłam żeby tego nie robił. Do tego jeszcze choroba ojca. Nie pogodziliśmy się. Następnego dnia poszedł ze mną do szpitala. Przed tatą udawaliśmy szczęśliwą parę, by nie musiał się martwić. Któregoś dnia powiedziałam mu żeby dał mi spokój. Wyszedł i nie widziałam go kilka dni. Martwiłam się. Lekarz powiedział, że znalazł się dawca. Ucieszyłam się. Zabrali go wtedy na salę. Tego samego dnia przyleciała moja przyjaciółka. Była ze mną przez cały zabieg, wspierała mnie. Zmęczona ostatnimi wydarzeniami nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie lekarz, który prowadził operacje. Powiedział, że tata zmarł na stole. Jego organizm nie wytrzymał, był za słaby - przetarłam oczy.
- Przykro mi... - powiedziała głaszcząc mnie po ramieniu.
- W porządku. Ale wracając. Wtedy pojawił się Lou, przytulił, pocieszył. Razem z moją przyjaciółką zorganizował pogrzeb. Potem razem namówili mnie na powrót tutaj, do Anglii. W samolocie Louis zasłabł. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że to właśnie on był dawcą szpiku dla taty - na jej twarzy malowało się zdziwienie.
- Zawsze bał się lekarzy, igieł. I co dalej się działo? - zachęciła bym kontynuowała, domyśliła się, że to nie wszystko.
- Na lotnisku w Londynie się pogodziliśmy. Z tamtąd ruszyliśmy prosto do domu chłopaków. Dopiero tam zaczął się temat zespołu. Niczego nie świadoma myślałam, że wszystko jest okey. Niestety okazało się, że podczas pobytu w Polsce Paul zadzwonił do niego i powiedział, że jeśli nie wróci na próby to będzie dla niego koniec w One Direction. Czuję się winna temu wszystkiemu. Przecież gdyby nie ja, to wszystko byłoby teraz po staremu. Rozmawiałam z nim o tym, ale on twierdzi, że to była jego decyzja i wie co robi. Martwię się.
- Rozumiem - odparła. Chwilę milczała analizując moje słowa. - Wiesz, gdyby ktoś mi powiedział miesiąc temu, że Louis będzie zdolny do takich poświęceń z miłości... nie uwierzyłabym. Stałaś się dla niego jak rodzina, którą zawsze stawia na pierwszym miejscu.
- Przepraszam. Przeze mnie nie może dalej spełniać marzeń. Ciągle mnie to męczy.
- Kochanie, nie masz mnie za co przepraszać. Nie zmuszałaś go do niczego. Sama powiedziałaś, że nawet nie wiedziałaś, że to on jest dawcą. Postaram się z nim na ten temat jeszcze porozmawiać, ale ty mi musisz obiecać, że nie będziesz się tym przejmowała dobrze? - przytaknęłam i w tym momencie usłyszałyśmy otwieranie drzwi. Do salonu przybiegły bliźniaczki.
- Mamo! Mamo! - zaczęły się przekrzykiwać.
- Phoebe! Daisy! Może byście się tak przywitały?
- Dzień dobry - powiedziały jednocześnie. Zaśmiałam się pod nosem.
- Cześć.
- Mamo, a Louis powiedział, że zostanie dłużej niż ostatnio!
- I obiecał nas zabrać do wesołego miasteczka!
- Cieszę się - kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- A ta pani przyszła sprawdzić co z dzidziusiem? - spytała jedna z nich.
- Nie, kochanie - kobieta pogłaskała się po brzuchu. - To jest Lena, dziewczyna Twojego brata.
- Ładna jest pani - powiedziała tym razem do mnie.
- Dziękuję, ale mów mi Lena, dobrze?
- Mhy - przytaknęła.
- A pobawisz się z nami? - spytała druga.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się promiennie, a dziewczynki od razu zaciągnęły mnie, jak mnie mam, do ich pokoju.


***

Siedziałam w ramionach Louis’a  w salonie i razem z jego rodziną mieliśmy mały maraton filmowy w piżamach.
- No dobrze dospania raz, raz – zakomunikowała pani Jay po skończonym filmie.
- Ale mamo – jęknęły bliźniaczki.
- Nie ma żadnego ‘ale’! Już was tu nie ma – dziewczynki ze spuszczonymi głowami powlekły się na górę. – Lottie, Fizzy, do was też się to tyczyło! – te również niechętnie ruszyły do pokoi.
- Nie wiem jak Lou, ale ja też już będę się kładła. Dobranoc wszystkim – wstałam z kanapy. Chłopak idąc w moje ślady stał już koło mnie, złapał moją dłoń i skierowaliśmy się do sypialni.
- E, Tomlinson! Gdzie się wybierasz? – krzyknęła jego mama.
- Spać? – spytał głupio.
- O nie mój drogi! Śpisz na kanapie! Gdybyś mnie uprzedził wcześniej, że przyjedziesz z Leną, to naszykowałabym jej osobny pokój. Gościa nie będę kładła przecież w salonie.
- Mamo – jęknął dokładnie tak samo jak jego siostry. Zachichotałam pod nosem uświadamiając sobie ich rażące podobieństwo do brata.
- Raz, dwa – chłopak zrezygnowany musnął moje usta i niezadowolony wrócił na sofę. Ja natomiast  ponownie ruszyłam w stronę jego pokoju. Położyłam się na łóżku przykrywając kołdrą, nadal rozbawiona zaistniałą sytuacją. Nie mogąc zasnąć, wierciłam się. Leżałam tak już jakiś czas, kiedy poczułam, że druga strona łóżka ugina się pod czyimś ciężarem. Po chwili owa osoba ‘przykleiła’ się do moich pleców. Od razu rozpoznałam charakterystyczny zapach. Swoją dłoń Louis umiejscowił na moim brzuchu delikatnie go masując, natomiast głowę wtulił w moje ramię.
- A pan przypadkiem nie powinien spać na kanapie?
- Mhy… Tylko tak jakoś nie miałem się do kogo przytulić, co uniemożliwiło mi zaśnięcie.
- Uważaj, bo Ci uwierzę – zaśmiałam się.
- Skoro ty też nie śpisz, to miałaś ten sam problem co ja, więc nie widzę to jest wręcz konieczne, żebym tutaj z Tobą spał. Przecież oboje wiemy, że beze mnie nie zaśniesz – mruknął. 
- Tak se wmawiaj. No ale nich Ci będzie, śpij już sobie ze mną. Dobranoc Kotku – zamknęłam oczy nadal w niego wtulona.
- Kolorowych i erotycznych ze mną w roli głównej, Kiciu – mruknął.
- Chciałbyś…




____________________________________

Cześć Wam!
Mała niespodzianka na święta w postaci nowego rozdziału ;] Podoba się? Co sądzicie o takim prezenciku od nas ?

Chciałybyśmy życzyć wam na święta wszystkiego co najlepsze! Zdrowia, szczęścia, dobrych wyników w nauce, zadowolenia z życia, dużo miłości, odnalezienia idealnego samca/samicy do towarzystwa na długie lata i śmiechu, bardzo dużo śmiechu, wspaniałych przyjaciół, zero smutków i spełniania najskrytszych marzeń. Wszystkim Directioner życzymy szybkiego koncertu w Polsce, abyśmy miały okazję spotkać siebie nawzajem i zobaczyć naszych chłopców. A wszystkim, dosłownie wszystkim, życzymy spotkania ze swoimi idolami, no i WESOŁYCH ŚWIĄT ♥

!UWAGA WAŻNE!
Mamy do was takie małe pytanko, a mianowicie : Macie do nas jakieś pytania? Jakiekolwiek. Może związane z blogiem, z tym jak go piszemy itp, a może jakieś całkowicie inne. Śmiało! Zadawajcie je :) 

Ściskam
Jultek Xx

piątek, 20 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 36

Niezauważalnie wślizgnęłam się do studia tylnym wejściem. Usłyszałam donośny krzyk Paula. Powoli zbliżyłam się w stronę głosu i zza ściany obserwowałam.
- Co ty kurwa odpierdalasz?! - wydarł się na Louis'a.
- Tak jak prosiłeś, udzieliłem z chłopakami ostatniego wywiadu - odpowiedział spokojnie.
- Nie udawaj głupca! Miałeś powiedzieć zupełnie co innego!
- Nie będę okłamywał fanów.
- Ty sukinsynie! - zamachnął się.
- No śmiało, uderz mnie. Na co czekasz? Już widzę jutrzejsze nagłówki w gazetach: 'Menager pobił swojego podopiecznego, bo ten powiedział prawdę' - mężczyzna próbował się uspokoić. - Coś jeszcze? Śpieszę się - dokończył, a Paul odszedł podenerwowany.
- Louis! - podbiegłam rzucając mu się na szyję.
- Co ty tu robisz? Miałaś na mnie czekać w domu.
- Oglądałam wywiad. Nazwałeś mnie rodziną - wtuliłam się w niego mocniej. Chłopak głaskał po włosach.
- Bo nią jesteś, Skarbie - wyszeptał.
- A co z Paul'em?
- Co ma być? To już zamknięty rozdział.
- Martwię się.
- Nie masz o co - ucałował mnie we włosy. - Wezmę swoje rzeczy i jedziemy - poszedł w stronę garderoby. Czekałam na chłopaka, gdy nagle poczułam jak ktoś rzuca się na moje plecy. Odwróciłam i moim oczom ukazała się rozradowana Perrie. Szybko padłyśmy sobie w ramiona.
- Boże, jak ja się za Tobą stęskniłam! Co tam u Ciebie słychać? - zaczęła jak tylko się od siebie oderwałyśmy.
- Szczerze? Do dupy...
- Coś z Lou?
- Nie! - zaprzeczyłam. - Mój tata zmarł - powiedziałam smutno.
- Nie wiedziałam, tak mi przykro - przytuliła mnie. - Jak się trzymasz?
- Ciężko. Louis bardzo mi pomaga. Gdyby nie on, pewnie zostałabym w Polsce i płakała w poduszkę zupełnie sama - wytarłam delikatnie oczy.
- No właśnie, a jak tam z Tomlinsonem? Zayn coś wspominał, że się pokłuciliście.
- Tak, ale było minęło. Już jest okey. Wybacz, ale nie chcę do tego już wracać. Lepiej opowiadaj jak tam u was - poruszyłam znacząco brwiami. Blondynka nic nie powiedziała, tylko wyciągnęła w moją stronę lewą dłoń. Na jej serdecznym palcu był pierścionek. Szybko skojarzyłam fakty.
- Aaaa! - zaczęłam krzyczeć i ściskać przyjaciółkę. - Gratuluję Kochanie! Pokaż to cudeńko - wzięłam jej rękę i dokładnie przyglądałam się błyskotce. Był to piękny pierścionek z brylantem. Nie był wymyślny i to dodawało mu uroku. - Ty to masz szczęście - westchnęłam.
- A ty to nie? - spytał mnie głos, który rozpoznam wszędzie. Chłopak przytulił mnie od tyłu, kładąc swoją głowę na moim ramieniu. Cicho zachichotałam. - Chodź, musimy się zbierać - chwycił moją dłoń splatając nasze palce. Rzuciłam jeszcze szybkie 'cześć' przyjaciołom i wyszliśmy z budynku, gdzie czekało na nas, a w sumie to na Tomlinsona, pełno paparazzi. Czego ja się mogłam spodziewać? Że tak poprostu zostawią go w spokoju po tym jak ogłosił swoje odejście z zespołu? Głupia ja. Starając się ignorować fotoreporterów weszliśmy do samochodu.

***

Poczułam delikatne dźgnięcie w ramię. Ocknęłam się.
- Lena, Skarbie wstawaj. Już dojechaliśmy - powiedział Lou. Przetarłam oczy i po chwili obraz stał się wyraźniejszy. Rozejrzałam sie i moim oczom ukazało się przytulne miasteczko z samymi ślicznymi domkami, a przed nimi zadbane, kolorowe ogródki. Chłopak niespodziewanie otworzył drzwi od strony pasażera, a ja wypadłam z samochodu.
- Ałć! - wyrwało się z moich ust.
- Boże, Lena przepraszam. Nic Ci nie jest? Nie chciałem. Nie wiedziałem, że się opierasz - zaczął panikować i zbierać mnie z ziemi.
- Spokojnie, żyję. Nic się nie stało - odparłam otrzepując piasek z ubrań. W tym samym czasie z domu wybiegła kobieta.
- Louis! Synku! - zawołała przytulając się do chłopaka. - Tak się za Tobą stęskniłam!
- Mamo... dusisz... - powiedział prawie niesłyszalnie. Zaśmiałam się cicho. Gdy kobieta 'uwolniła' mojego chłopaka, ten podszedł do mnie obejmując mnie w pasie. - To jest właśnie Lena, mamuś. Mój Skarb - ucałował mnie w skroń, a ja poczułam jak moje policzki przybierają koloru dorodnego buraka.
- Miło Cię poznać, Kochanie. Lou mi tyle o Tobie opowiadał - przytuliła mnie.
- Mnie panią również - odwzajemniłam uścisk.
- Jaka pani?! Aż taka stara to ja chyba nie jestem. Mów mi Jay.
- Ale... będzie mi głupio - westchnęłam. Taka prawda. Dziwnie bym się czuła mówiąc do starszej ode mnie o ponad dwadzieścia lat kobiety na 'ty'.
- To może 'mamo' - powiedział radośnie Tommo, a mnie szczęka opadła. Kurwa, Tomlinson, czasem mam ochotę Cię zabić!
- Louis - skarciłam go wzrokiem.
- To dobry pomysł - uśmiechnęła się jego rodzicielka. - W końcu jesteś prawie jak rodzina!
- Pani mamo? - zapytałam niepewnie.
- Po prostu 'mamo', Słonko - uśmiechnęła się pogodnie i zaprosiła mnie do środka, a chłopakowi kazała przynieść walizki z samochodu. - Napijesz się czegoś? Kawy? Herbaty? A może jesteś głodna? Kolacja będzie koło 20, bo dziewczynki są u koleżanek. A może chcesz się odświeżyć i położyć? Na pewno jesteś zmęczona po podróży - stałam i nie bardzo wiedziałam co zrobić. Na ratunek przyszedł mi Lou.
- Najpierw napijemy się herbaty - zarządził, po czym wstawił wodę w czajniku. Mam Louisa zaproponowała by chłopak oprowadził mnie trochę po domu. Pokazał mi swój stary pokój. Usiadłam na dwuosobowym łóżku.
- Co zamierzasz dalej zrobić? - zapytałam niepewnie.
- Napić się herbaty z dwiema najważniejszymi kobietami w moim życiu.
- Tomlinson! Wiesz, że chodzi mi o przyszłość, zespół, pracę - ciężko westchnął opadając obok mnie. Chwycił moją dłoń bawiąc się palcami.
- Kochanie. Jak na razie nie mam pojęcia, co dalej. Najprawdopodobniej znajdę sobie jakąś pracę. Dobra, ale nie przyjechaliśmy tutaj, żeby zajmować się takimi sprawami. Chodź, idziemy na dół - zaciągnął mnie do salonu. Pani Jay ukroiła nam placka i naszykowała różnych słodyczy do herbaty. Jednak nie usiadłam przy stole, gdyż mój wzrok skupił się na rodzinnych zdjęciach powieszonych na ścianie.
- Jaki słodziak! - zawołałam widząc zdjęcie małego Louis'a umazanego czekoladą.
- Mamo! - jęknął. - Miałaś schować to zdjęcie! – zachichotałam. Po chwili w pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk telefonu.
- To Fizzy, przepraszam na chwilkę – westchnęła pani Tomlinson, po czym odebrała połączenie wychodząc do kuchni. Usiadłam obok chłopaka sącząc ciepły napój. W salonie znowu pojawiła się kobieta.
- Lou, Kochanie. Pojechałbyś po siostry? Ucieszą się na pewno. Po drodze jakbyś jeszcze mógł wejść do sklepu, bo trzeba na jutro zrobić jakieś zakupy na śniadanie – uśmiechnęła się do niego słodko.
- No tak. Ledwo przyjechałem, a już mnie wykorzystują – zaczął marudzić. – Chodź, Kochanie – wyciągnął do mnie rękę.
- O nie, nie! Lena zostaje ze mną! Już, uciekaj!

__________________________________

Cześć Miśki ;) 

Jak tam ostatni dzień w szkole w tym roku? U mnie super :D Trochę mi się smutno zrobiło, bo to była moja ostatnia wigilia klasowa w tej szkole ;c No ale my nie o tym ;p Jak wam się podoba nowy rozdział? Zadowoleni? Mam nadzieję, że tak :) Jak myślicie co z Lou? Gdzie będzie pracował? 

Dobra to teraz może trochę mniej przyjemna sprawa... Jak pewnie zauważyłyście pojawiło się znacznie więcej komentarzy niż normalnie, bo aż 27. Jesteśmy z tego powodu przeszczęśliwe, tylko trochę nam przykro, gdyż niektóre komentarze są dodane minuta po minucie... i jeszcze to:



Jak widać wyżej liczba komentarzy jest znacznie większa niż liczba wyświetleń, co dla nas jest śmieszne... Nie chcemy na was krzyczeć, bo to nie ma żadnego sensu. Chcemy tylko wam powiedzieć, że nie chodzi nam o liczbę komentarzy. Oczywiście, motywują nas i to bardzo, lecz wystarczy nam od jednej osoby jeden komentarz. I bardzo proszę o podpisywanie się anonimów, żebyśmy mogły kojarzyć was chociaż trochę :) 


Wesłych Świąt :) 
Hanikkk ♥

piątek, 13 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 35


Zapukałem do drzwi gabinetu Paula. Gdy usłyszałem "proszę" posłusznie wszedłem. Paul siedział na fotelu pisząc coś na komputerze. Wzdrygnął na mój widok.
-No proszę, proszę. A któż to mnie odwiedził? Sam wielki pan Tomlinson - zaczął dość arogancko.
- Co tam u ciebie Paul? - zapytałem sympatycznie.
- A wiesz... Man dużo papierkowej roboty. Zmiana składu tak popularnego boysbandu, jak One Direction, to nie lada wyczyn.
-Zdaję sobie z tego sprawę -przytaknąłem.
-No ja myślę! Louis powiedz mi, bo ja nie mogę tego pojąć... Co było AŻ tak ważne? Co było ważniejsze od zespołu?
- Oddałem szpik, by ratować ojca Leny- odpowiedziałem pewnie.
-Wow - trochę go zgasiłem.- I co?
-Niestety mimo wszystko zmarł. Musiałem zostać na pogrzebie.
-Czyli podsumowując, zmarnowałeś dwa tygodnie - zsumował. Zagotowało się we mnie że złości. Jak on śmie?!
-Nie zmarnowałem. Nawet teraz, wiedząc, że i tak umrze zrobiłbym dokładnie tak samo. Ale skoro Ty musisz wszystko przeliczać na pieniądze... Wiesz co Paul? Są rzeczy ważniejsze od pieniędzy.
- I kto to mówi? Bogacz, człowiek milioner - zadrwił.
- Coś jeszcze? - Zapytałem zirytowany.
- Jutro na wywiadzie powiesz całemu światu, że odchodzisz z One Direction, bo znudziło ci się bycie gwiazdą. Możesz iść - opuściłem pomieszczenie bez słowa. W sumie czuję się taki hmmm... wolny? Tak. Nareszcie nie będzie mi dyktował co mam robić. Najgorsze jest to, że ucierpiał na tym zespół. Nie wiem czy będę miał jeszcze okazję robić coś co kocham. Ciekawe jak zareagują fani. Szkoda mi ich, ale nie mogłem postąpić inaczej. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk sms'a. Wyjąłem telefon.
'Jak tam poszło Miśku? Bardzo masz przesrane przeze mnie? Lena xx'
Spojrzałem na zegarek: 13:50. Idealna pora na obiad. Szybko wybrałem numer dziewczyny. Odebrała po trzech sygnałach.
- Lou?
- Ty, ja, obiad za pół godziny, na mieście, przyjadę po Ciebie, ok? - rzuciłem radośnie słysząc jej głos. Ta tylko zachichotała.
-Będę czekać. Kocham Cię.

***

- Jutro mam wywiad o 12, na żywo.
- Czyli Niall miał rację? - w jej oczach pojawiła się nutka nadzieji.
- Nie... - zgasiłem jej entuzjazm. - Mam jutro powiedzieć, że sam zrezygnowałem z zespołu, bo 'znudziło mi się bycie gwiazdą'. Ale nie rozmawiajmy o tym.
- Przepraszam - mruknęła cicho.
- Ej, Miśku za co mnie przepraszasz? Przecież to nie Twoja wina. Już dość długo miałem na pieńku z Paulem. Szkoda mi tylko chłopaków i fanek. Ale my nie o tym. Co powiesz na małe wakacje?
- Nie mam za bardzo nastroju na żadne wyjazdy, przepraszam. Wolę zostać, ale ty jedź, zasłużyłeś.
- Tylko to nie byłyby takie zwykłe wakacje. Chciałbym Cię zabrać do Doncaster. Wiesz może być głośno po tym wywiadzie. Nie moglibyśmy nigdzie spokojnie wyjść. A po za tym poznałabyś moją rodzinkę. Mama ciągle o Ciebie pyta. Już Cię polubiła. O dziewczynkach nie wspomnę. Uwielbiają Cię.
- Przecież mnie nie znają. Nie, Lou. Wybacz - westchnęła.
- Proszę... Odpoczniesz po... - zaciąłem się trochę. - po ostatnich wydarzeniach. Tam będziemy mieli spokój. Zero reporterów. Nie daj się prosić. Nie musisz mi teraz odpowiadać. Przemyśl to na spokojnie i powiesz mi wieczorem ok? - złapałem jej dłoń.
- No dobrze - uśmiechnęła się. - Wiesz może o co poszło Miśce i Harry'emu? Jeszcze nie miałam czasu by z nią o tym pogadać.
- Zabronił jej samej lecieć do Polski. Zirytowała się, że ma ją za małą dziewczynkę. Coś takiego. Hazz mówił, że to było zaraz po tym jak się dowiedział o tym, że odchodzę. Działał pod wpływem emocji.
- Rozumiem. Jakby nie patrzeć, Miśka jest dość wybuchowa.
- Ponoć pocisnęła jego obcisłe spodnie - rzuciłem.
- Oooł! Ostro - zaśmiała się. - Tylko czemu o wszystkim dowiaduję się ostatnia?
- To już nie moja wina - rozłożyłem ręce. - A i jeszcze jedno. Zayn mówił, że chce się oświadczyć Perrie.
- Ojejku - rozmarzyła się.
- Tylko nie mów jej nic. Malik planuję niespodziankę.
- Ta to ma szczęście - westchnęła.

**Następnego dnia**
**Oczami Leny**

Wstałam dziś dość późno. Ostatnio bardzo długo śpię. Może to przemęcznie? Wywlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę i spakowałam kosmetyczkę. Wróciłam do pokoju i domknęłam swoją walizkę, po czym zniosłam ją na dół.
- A ty gdzie znowu jedziesz? - zapytała z wyrzutem moja rodzicielka wyglądając z kuchni. Ruszyłam w jej stronę.
- Przecież Ci mówiłam wczoraj, że jadę z Lou do Doncaster - westchnęłam wyjmując sok z lodówki.
- Nie mówiłaś, że dzisiaj.
- Widać jak słuchasz, kiedy do Ciebie mówię - rzuciłam cicho i poszłam do salonu, gdyż za chwilę ma się zacząć wywiad. Rozsiadłam się wygodnie i włączyłam odpowiedni kanał. Momentalnie obok mnie pojawiła się Bridget.
- Oddawaj pilota - rzuciła i próbowała wyrwać mi z ręki urządzenie.
- Oglądam, nie widzisz?
- Ale zaraz będzie wywiad!
- Przymknij się - i właśnie w studio pojawili się chłopcy. Najpierw tradycyjne pytania o zespół, później życie prywatne. Nudy.
- Louis, czy to prawda, że One Direction będzie miało teraz czterech członków? - zapytał, a w studio można było usłyszeć szeptających ludzi. Zacisnęłam usta w wąską linię i zerknęłam na dziewczynę obok mnie. Była zdezorientowana, zresztą nie dziwię się. Swoją uwagę z powrotem skupiłam na ekranie telewizora.
- Tak - westchnął. - Dzisiaj oficjalnie odchodzę z zespołu - z sekundy na sekundę szmer był coraz to głośniejszy.
- Dlaczego?
- Zostało mi postawione ultimatum. Miałem do wyboru zostawić rodzinę, która potrzebowała pomocy albo odejść z zespołu. To była tylko i wyłącznie moja decyzja. Nikt nie miał na nią wpływu. Przepraszam, że zawiodłem naszych fanów, ale nie mogłem postąpić inaczej. Chłopaki zrozumieli, mam nadzieję, że wy też będziecie w stanie to uczynić - uśmiechnął się blado. Jakaś fanka na widowni krzyknęła 'NIE'. Słychać było jakieś krzyki, płacze.
- Co teraz z One Direction? Czy to koniec? Co z płytą, trasą?
- Jest nam bardzo, ale to bardzo przykro. Zawsze byliśmy jednością, zresztą wciąż nią jesteśmy. Mimo, że One Direction będzie teraz bez Lou, to my i tak będziemy piątką najlepszych przyjaciół - odparł Harry i przetarł twarz dłońmi. Widać, że bardzo to przeżywa, zresztą tak jak wszyscy.
- Trasa się odbędzie, płyta również powstanie - rzekł ponuro Zayn.
- Louis, powiedz nam - zaczął prowadzący. - Chcesz rezygnować z zespołu? - chłopak chwilę milczał.
- Nie. Oczywiście, że nie. Gdybym tylko mógł dalej bym spełniał swoje marzenia. Niestety ultimatum daje możliwość wyboru tylko jednej opcji. Jak już wspomniałem rodzina mnie potrzebowała. Zawsze stawiam ją na pierwszym miejscu - z moich oczu poleciały łzy.
- Nazwał mnie rodziną - wyszeptałam prawie niesłyszalnie.
- TO TWOJA WINA! - wydarła się Bridget. - ZNISZCZYŁAŚ ICH! NIGDY CI TEGO NIE WYBACZĘ! - pobiegła cała zapłakana na górę. Westchnęłam.
- Nie pozostaje mi już nic innego jak zaprosić was na 'Little things' po raz ostatni w wykonaniu starego składu One Direction! - zakończył dziennkikarz. Bez zastanowienia zerwałam się z kanapy, chwyciłam torebkę i wybiegłam z domu w stronę studia. Miałam czekać na niego w domu, ale nie mogłam wytrzymać. Musiałam go zobaczyć. Złapałam taksówkę i podałam kierowcy adres.





_____________________________________


Noo cześć ^^ 
Jak tam u was? Czujecie już święta? Ja wcale, ale dziś pokupowałam wszystkim bliskim prezentu ; ]. Jaka Hania jest niezdecydowana. no nie mogę, ale my nie o tym ;p . 
Co sądzicie o rozdziale? Jakoś nic specjalnego moim zdaniem. Podoba wam się? Widzicie jakoś dalszy ciąg? Co Lena zrobi w studiu? Kogo tam spotka? Co będzie się działo w rodzinnym mieście Lou? A jak Bridget? Jakby nie patrzeć jest załamana. Też bym była, gdyby taka sytuacja miała na prawdę miejsce ;p 
Następny rozdział tradycyjnie w piątek wieczorkiem. 

Ściskam Xx
Jultek ;p





piątek, 6 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 34


Po dłuższej chwili zza drzwi wyłoniła się Miśka. Nie pytając o nic usiadła obok mnie.
- Miśka, jestem kretynką - zaczęłam.
- Nooo i to wielką!
- Dzięki, wiesz - zirytowałam się.
- Co Cię będę kłamać? - westchnęła. Chwilę milczałyśmy.
- Co z nim?
- Ocknął się, to kazali mi wyjść - znou cisza.
- Czemu mi nie powiedziałaś, że oddał szpik?
- Zabronił mi. Nie chciał byś wiedziała - rozprostowała nogi.
- Nie rozumiem.
- Nie chciał byś wróciła do niego tylko dlatego, że był dawcą dla Twojego ojca. Wiedział, że by tak było. Teraz rozumiesz?
Schowałam twarz w dłoniach.
- Miśka, jestem cholerną kretynką ...

***

Siedzieliśmy na lotnisku czekając na bagaże. Od momentu gdy Louisowi się polepszyło i wyszedł z tej komórki, nie jestem w stanie spojrzeć mu w oczy.
- Napiłabym się kawy. Chcecie też? - zaproponowała Miśka.
Oboje przytaknęliśmy. Blondynka posłała mi porozumiewawcze spojrzenia i ruszyła w stronę automatu.
- Lou... przepraszam - zaczęłam niepewnie. - Naprawdę mi przykro. Wstyd mi, że tak Cię traktowałam. Jesteś wspaniałym facetem. Nawet nie wiesz jak mi wstyd. Przepraszam ...
Louis uśmiechnął się serdecznie, wstał i przytulił mnie mocno. Poczułam to upragnione ciepło i szybko się od niego oderwałam. Spojrzałam w jego śliczne błękitne oczka i zaczęłam go namiętnie całować.
- Ojejku! Ojejku! Ojejku! - krzyknęła Miśka upuszczając tekturową tackę z kawą.

***

Wysiedliśmy z taksówki, która podwiozła nas pod willę chłopaków. Trochę było mi głupio. Jesteśmy przyjaciółmi, a ja wyjechałam bez słowa. Louis pewnie wszystko im powiedział, ale sam fakt. Troche nie fair z mojej strony. W sumie Lou też ich zostawił i to on jest w gorszej sytuacji, ale i tak głupio mi. Wyjęliśmy swoje walizki z taksówki i ruszyliśmy z stronę drzwi.
- Ja się będę zbierać - rzuciła Miśka zmieniając kierunek.
- Nie wejdziesz z nami? - zdziwiłam się. No tak, niech mnie samą z samcami zostawi. Jeszcze czego.
- Śpieszę się - widać było, że wymówkę wymyśliła na poczekaniu, ale no cóż. Dała mi buziaka w policzek i uciekła. Spoglądałam za nią ze zmieszaną miną.
- Pokłóciła się z Harrym - powiedział Lou. - Chodź- pociągnął mnie za rękę.
- Jak zawsze o wszystkim dowiaduję się ostatnia - burknęłam.


** Oczami Louisa**


Serca wali mi jak młotem. Boje się. Cholernie się boje. Zostawiłem ich, zawiodłem po całości. Przez telefon to jednak inaczej niż twarzą w twarz. Nie mogę pokazać moich obaw. Nie chcę by Lena wiedziała, że się stresuję. Ona nie wie, że nie nalezę już do zespołu.
Zapukałem do drzwi. Było otwarte. Weszliśmy do środka zostawiając walizki w holu. Cisza. Jedyne co słyszałem to walenie serducha.
- Nie ma ich? Może siedzą przy basenie? - zgadywała Lena, po czym ruszyła w stronę tarasu.
Zdenerwowany podążyłem za nią. Faktycznie. Byli tam. Siedzieli na murku, a gdy tylko mnie zobaczyli przyjeli grobowe miny. Nic dziwnego.
- Cześć wam! - przywitała się rzucając każdemu na szyję.
- Cześć chłopaki - pokachałem im niepewnie.
- Kogo my tu mamy? - rzucił Zayn puszczając z objęć dziewczynę. Wyglądali strasznie, jak zawodowi zabójcy.
- Ja was przepraszam, strasznie mi przykro - zacząłem się cofać.
- Nie przepraszaj - odparł Niall idąc naprzeciw mnie. Ustawili się jakby w lini i powoli szli w moim kierunku - Już i tak jest za późno.
- Zaczynam się was bać.
- I dobrze - dopowiedział Liam wciąż idąc na przód. Wymusili moje cofanie się.
Nagle zatrzymali się. Ja też. Patrzyli mi prosto w oczy zdeterminowanymi spojrzeniami. Jak jakieś roboty.
- Ukarać gnoja! - niespodziewanie wydarł się Harry. Rzucili się na mnie wrzucając do basenu. Szybko się wynurzyłem. Cała czwórka i Lena śmiali się.
- Mam nowe buty! - jęknąłem.
- Na bombę! - wydarł się Hazz. Nagle wszyscy wskoczyli do wody. Włącznie z Leną, która wpadła przypadkowo.
- Ej nooo! - wydarła się brunetka gdy tylko się wynurzyła.
Chłopaki się śmiali. Zaczęli mnie podtapiać i chlapać.
- Dobra wystarczy mu! Panowie no! - zawołała Lena. Kątem oka zauważyłem, że wyszła z basenu.
- Mówiłem, że wracając stracisz życie - rzucił Harry puszczając mnie. Potargał mnie i podpłynął do drabinki.
- O nie! - zawołałem rzucając się na niego. I zaczęło się od nowa. Śmialiśmy się, podtapialiśmy i żartowaliśmy. Jak małe dzieci. Dosłownie. Nigdy nie sądziłem, że tak zareagują. To są jednak debile.

***

Siedzieliśmy wszyscy razem w salonie. Rozmawialiśmy jakby nigdy nic unikając smutnych tematów. Tuliłem do siebie mój największy skarb. Na samą myśl o tej dziewczynie uśmiech mi sie poszerzał.
- A jak tam Twój tata ? - wysadził Niall. Kurwa! A było tak milutko. Zmroziłam go wzrokiem.
- Chyba dobrze mu tam na górze - odpowiedziała niepewnie. Widziałem zdezorientowanie u chłopaków. - A jak próby? - zmieniła temat.
- Lipnie. W czwórkę to nie to samo. Pójdziemy jutro wszyscy do Paula. Może da się to jakoś odkręcić - rzucił Niall. Ugh! Posłałem mu jeszcze mroźniejsze spojrzenie. Zmieszał się.
- Ale co odkręcić? - podniosła się z mojego torsu.
- Nie jestem już w zespole - przełknąłem ślinę po odpowiedzi.
- Jak to ?!
- Nie chciałem Cie martwić. Wolałem oddać szpik, niż tu wtedy wrócić i Cie zostawić - odpowiedziałem.
- Paul pewnie tylko tak gadał. One Direction bez Lou to nie to samo. To nie przejdzie... Dobra ide po kanapkę, chce ktoś? - Niall próbował uciec, dlatego nie czekając na odpowiedź wyszedł do kuchni.
- Zniszczyłam One Direction - załamała się chowając twarz. - Przepraszam.
- Nawet tak nie mów - zirytowałem sie. - Lena to była tylko i wyłącznie moja decyzja. Nie obwiniaj się - przytuliłem ją.




_________________________________________
No cześć! 
Jak tam wam minął tydzień? U mnie masakra... Przyszły nie zapowiada się wcale lepiej -.- 
No ale przechodząc do rozdziału... Ech... Jak dla mnie mogłoby być lepiej, ale wyszło jak wyszło... Mam nadzieję, że nam to wybaczycie :) 
Czytajcie, komentujcie, oceniajcie :) Chcemy znać waszą opinię :) A i pamiętajcie! Im więcej komentarzy tym większy uśmiech na naszych twarzach co sie wiąże z tym, że mamy jeszcze większą przyjemność z pisania : )
Do następnego :) 
Hanikkk ♥