poniedziałek, 23 grudnia 2013

ROZDZIAŁ 37

Lou poszedł jakiś czas temu. Od tej pory siedziałyśmy w ciszy. Pani Jay była widocznie zamyślona, jakby nad czym się zastanawiała, bała się o coś spytać.
- Jak tam, Kochanie wam się układa? - przerwała tą, jak dla mnie, niezręczną cisze. Uśmiechnęłam się mimowolnie na myśl o moim chłopaku.
- Cudownie, Lou jest kochany.
- Musisz być dla niego naprawdę ważna, bo jesteś pierwszą dziewczyną w jego karierze, którą przywiózł tutaj. Jeśli miał jakąś to mówił mi o niej przez telefon, a jeśli ją poznałam to jak ja byłam w Londynie - czułam jak moje policzki zachodzą rumieńcem.
- Bardzo miło mi to słyszeć - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Wreszcie wydoroślał. Wierz mi lub nie ale coż czuję, że mój syn ma co do Ciebie pewne plany na przyszłość. No właśnie jeśli już jesteśmy w tym temacie - przerwała na chwilę. - Jako jego matka, bardzo się o niego martwię.
- Proszę być spokojną. Nie chodzi mi o jego sławę czy pieniądze. Kocham go takim, jakim jest - powiedziałam trochę zdenerwowana. Przecież Lou bardzo liczy się z jej zdaniem.
-  Nie chodzi o to. Cieszę się, że znalazł kogoś takiego jak ty. W Twoich oczach widać miłość. Nie tylko jak na niego patrzysz, ale jak tylko o ktoś wspomina - uff... - Chodzi mi o jego przyszłość. Może przejdę od razu do rzeczy - spojrzała na mnie pytająco, na co kiwnęłam głową by mówiła dalej. - Kiedy Lou zadzwonił do mnie i powiedział, że przyjedzie prosił, bym go nie pytała o prace, w ogóle nie poruszała tego tematu. Zgodziłam się, gdyż rzadko mnie o cokolwiek prosi. Jeśli już to robi wiem, że bardzo mu na tym zależy. No ale nie byłabym jego matką gdybym się nie martwiła... Do tego zrzera mnie ciekawość. Mogłabyś mi powiedzieć dlaczego zrezygnował z zespołu? Domyślam się, że mówiąc dzisiaj o rodzinie chodziło mu o Ciebie, bo u nas nic się nie wydarzyło. Powiesz mi co się stało? - patrzyła na mnie. W jej oczach mogłam wyczytać troskę, ale i właśnie nutkę ciekawości. Chwilę milczałam analizując wszystko po kolei.
- To dość długo historia - westchnęłam.
- Mamy czas. Oczywiście jeśli nie chcesz nie musisz nic mówić, nie mam prawa Cię do niczego zmuszać.
- Nie, ma pa...- skarciła mnie wzrokiem -...ni mamo prawo wiedzieć co się wydarzyło. No więc zaczeło się od tego, że się pokłóciliśmy. To dość skomplikowane. Miałam wszystkiego dość, musiałam przemyśleć sobie wszystko. Poleciałam do Polski mówiąc o tym tylko przyjaciółce. Zostawiłam dla niego list, który przekazała mu moja mama. Napisałam mu tam, że muszę odpocząć, przemyśleć wszystko, żeby mnie nie szukał. Będąc już w Polsce od sąsiadki dowiedziałam się, że mój tata jest w szpitalu - kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Może wyjaśnię. Moi rodzice rozwiedli się jak byłam mała. Ja zostałam z tatą w kraju, a mama przeprowadziła się do Londynu zaczynając 'nowe' życie - kobieta przytaknęła. - No więc w Polsce okazało się, że mój tata ma zaawansowaną białaczkę. Dowiedział się o niej rok temu, lecz nie podjął się leczenia. Chcąc go ratować zrobiłam badania na zgodność szpiku. Niestety nie mogłam być dawcą. Wracając późnym wieczorem do domu pod drzwiami siedział Louis.
- To on był w Polsce? - była widocznie zdziwiona.
- Tak, ale to dopiero początek.
- Poczekaj chwilkę. Zaparze zielonej herbaty - mama chłopaka poszła do kuchni i po chwili wróciła z dwoma filiżankami i małym dzbanuszkiem.
- Kontynuując - zaczęłam, a kobieta nalała nam gorącego płynu. - Byłam na niego zła. Chciałam wszystko na spokojnie przemyśleć, a on przyjechał, mimo iż prosiłam żeby tego nie robił. Do tego jeszcze choroba ojca. Nie pogodziliśmy się. Następnego dnia poszedł ze mną do szpitala. Przed tatą udawaliśmy szczęśliwą parę, by nie musiał się martwić. Któregoś dnia powiedziałam mu żeby dał mi spokój. Wyszedł i nie widziałam go kilka dni. Martwiłam się. Lekarz powiedział, że znalazł się dawca. Ucieszyłam się. Zabrali go wtedy na salę. Tego samego dnia przyleciała moja przyjaciółka. Była ze mną przez cały zabieg, wspierała mnie. Zmęczona ostatnimi wydarzeniami nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie lekarz, który prowadził operacje. Powiedział, że tata zmarł na stole. Jego organizm nie wytrzymał, był za słaby - przetarłam oczy.
- Przykro mi... - powiedziała głaszcząc mnie po ramieniu.
- W porządku. Ale wracając. Wtedy pojawił się Lou, przytulił, pocieszył. Razem z moją przyjaciółką zorganizował pogrzeb. Potem razem namówili mnie na powrót tutaj, do Anglii. W samolocie Louis zasłabł. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że to właśnie on był dawcą szpiku dla taty - na jej twarzy malowało się zdziwienie.
- Zawsze bał się lekarzy, igieł. I co dalej się działo? - zachęciła bym kontynuowała, domyśliła się, że to nie wszystko.
- Na lotnisku w Londynie się pogodziliśmy. Z tamtąd ruszyliśmy prosto do domu chłopaków. Dopiero tam zaczął się temat zespołu. Niczego nie świadoma myślałam, że wszystko jest okey. Niestety okazało się, że podczas pobytu w Polsce Paul zadzwonił do niego i powiedział, że jeśli nie wróci na próby to będzie dla niego koniec w One Direction. Czuję się winna temu wszystkiemu. Przecież gdyby nie ja, to wszystko byłoby teraz po staremu. Rozmawiałam z nim o tym, ale on twierdzi, że to była jego decyzja i wie co robi. Martwię się.
- Rozumiem - odparła. Chwilę milczała analizując moje słowa. - Wiesz, gdyby ktoś mi powiedział miesiąc temu, że Louis będzie zdolny do takich poświęceń z miłości... nie uwierzyłabym. Stałaś się dla niego jak rodzina, którą zawsze stawia na pierwszym miejscu.
- Przepraszam. Przeze mnie nie może dalej spełniać marzeń. Ciągle mnie to męczy.
- Kochanie, nie masz mnie za co przepraszać. Nie zmuszałaś go do niczego. Sama powiedziałaś, że nawet nie wiedziałaś, że to on jest dawcą. Postaram się z nim na ten temat jeszcze porozmawiać, ale ty mi musisz obiecać, że nie będziesz się tym przejmowała dobrze? - przytaknęłam i w tym momencie usłyszałyśmy otwieranie drzwi. Do salonu przybiegły bliźniaczki.
- Mamo! Mamo! - zaczęły się przekrzykiwać.
- Phoebe! Daisy! Może byście się tak przywitały?
- Dzień dobry - powiedziały jednocześnie. Zaśmiałam się pod nosem.
- Cześć.
- Mamo, a Louis powiedział, że zostanie dłużej niż ostatnio!
- I obiecał nas zabrać do wesołego miasteczka!
- Cieszę się - kobieta uśmiechnęła się promiennie.
- A ta pani przyszła sprawdzić co z dzidziusiem? - spytała jedna z nich.
- Nie, kochanie - kobieta pogłaskała się po brzuchu. - To jest Lena, dziewczyna Twojego brata.
- Ładna jest pani - powiedziała tym razem do mnie.
- Dziękuję, ale mów mi Lena, dobrze?
- Mhy - przytaknęła.
- A pobawisz się z nami? - spytała druga.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się promiennie, a dziewczynki od razu zaciągnęły mnie, jak mnie mam, do ich pokoju.


***

Siedziałam w ramionach Louis’a  w salonie i razem z jego rodziną mieliśmy mały maraton filmowy w piżamach.
- No dobrze dospania raz, raz – zakomunikowała pani Jay po skończonym filmie.
- Ale mamo – jęknęły bliźniaczki.
- Nie ma żadnego ‘ale’! Już was tu nie ma – dziewczynki ze spuszczonymi głowami powlekły się na górę. – Lottie, Fizzy, do was też się to tyczyło! – te również niechętnie ruszyły do pokoi.
- Nie wiem jak Lou, ale ja też już będę się kładła. Dobranoc wszystkim – wstałam z kanapy. Chłopak idąc w moje ślady stał już koło mnie, złapał moją dłoń i skierowaliśmy się do sypialni.
- E, Tomlinson! Gdzie się wybierasz? – krzyknęła jego mama.
- Spać? – spytał głupio.
- O nie mój drogi! Śpisz na kanapie! Gdybyś mnie uprzedził wcześniej, że przyjedziesz z Leną, to naszykowałabym jej osobny pokój. Gościa nie będę kładła przecież w salonie.
- Mamo – jęknął dokładnie tak samo jak jego siostry. Zachichotałam pod nosem uświadamiając sobie ich rażące podobieństwo do brata.
- Raz, dwa – chłopak zrezygnowany musnął moje usta i niezadowolony wrócił na sofę. Ja natomiast  ponownie ruszyłam w stronę jego pokoju. Położyłam się na łóżku przykrywając kołdrą, nadal rozbawiona zaistniałą sytuacją. Nie mogąc zasnąć, wierciłam się. Leżałam tak już jakiś czas, kiedy poczułam, że druga strona łóżka ugina się pod czyimś ciężarem. Po chwili owa osoba ‘przykleiła’ się do moich pleców. Od razu rozpoznałam charakterystyczny zapach. Swoją dłoń Louis umiejscowił na moim brzuchu delikatnie go masując, natomiast głowę wtulił w moje ramię.
- A pan przypadkiem nie powinien spać na kanapie?
- Mhy… Tylko tak jakoś nie miałem się do kogo przytulić, co uniemożliwiło mi zaśnięcie.
- Uważaj, bo Ci uwierzę – zaśmiałam się.
- Skoro ty też nie śpisz, to miałaś ten sam problem co ja, więc nie widzę to jest wręcz konieczne, żebym tutaj z Tobą spał. Przecież oboje wiemy, że beze mnie nie zaśniesz – mruknął. 
- Tak se wmawiaj. No ale nich Ci będzie, śpij już sobie ze mną. Dobranoc Kotku – zamknęłam oczy nadal w niego wtulona.
- Kolorowych i erotycznych ze mną w roli głównej, Kiciu – mruknął.
- Chciałbyś…




____________________________________

Cześć Wam!
Mała niespodzianka na święta w postaci nowego rozdziału ;] Podoba się? Co sądzicie o takim prezenciku od nas ?

Chciałybyśmy życzyć wam na święta wszystkiego co najlepsze! Zdrowia, szczęścia, dobrych wyników w nauce, zadowolenia z życia, dużo miłości, odnalezienia idealnego samca/samicy do towarzystwa na długie lata i śmiechu, bardzo dużo śmiechu, wspaniałych przyjaciół, zero smutków i spełniania najskrytszych marzeń. Wszystkim Directioner życzymy szybkiego koncertu w Polsce, abyśmy miały okazję spotkać siebie nawzajem i zobaczyć naszych chłopców. A wszystkim, dosłownie wszystkim, życzymy spotkania ze swoimi idolami, no i WESOŁYCH ŚWIĄT ♥

!UWAGA WAŻNE!
Mamy do was takie małe pytanko, a mianowicie : Macie do nas jakieś pytania? Jakiekolwiek. Może związane z blogiem, z tym jak go piszemy itp, a może jakieś całkowicie inne. Śmiało! Zadawajcie je :) 

Ściskam
Jultek Xx

5 komentarzy:

  1. Super rozdział.Hala Lou jak się sopalono na kanapie ? Lena i Lou są tacy skody.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się ten prezent <3 A ja wam życzę dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  3. hihihihi ślicznie kochane
    a zakończenie huhu słodsze do 1kg białej czekolady z nadzieniem malinowym ^^
    Lou i Lena są tacy słodcy jejku ja tez tak chce // myślę ze wiecie kto ja jestem no ale nie będę chamska mam dobre serduszko w święta ^^
    Mania ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest PER-FECT ! :D Doskonały prezent ^^
    A więc rozmowa poszła gładko :) Mniej więcej tego się spodziewałam.
    Jay jest TeamLena, pozostałe Tomlinsonówny też ;3
    Dziewczyna nie musi się martwić, rodzinę już sobie zjednała xD
    Hahaha, zły Lou, nie ładnie tak oszukiwać mamusię :P
    Ale trzeba przyznać, ta parka jest słodka, idealnie do sb pasują <3
    Też wam życzę wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku :D
    Spełnienia wszelkich marzeń i wszystkiego co najlepsze ^^
    Między innymi weny na to opowiadanie :) Do nexta ;**
    M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hey, dziewczyny :)
    Życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku
    mega dużo weny i pomysłów ! :)
    Co do rozdziału to zajebistyyy !
    Zresztą jak każdy.
    Rodzina Lou >>>>>>>>>
    I te wypytywanie Jay XD

    CZekam na next :*

    ________________________________

    Wpadajcie i komentujcie :D
    http://youonlyliveone-yolo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń