piątek, 15 listopada 2013

ROZDZIAŁ 30


**Oczami Louis’a**

Po około godzinie drzwi otworzyły się ponownie. Milczałem. Wyszła z nich Lena z tym całym fajfusem. Pożegnali się. Jestem cholernie zazdrosny! Moja dziewczyna, o ile jeszcze mogę ją tak nazwać, siedzi z jakimś debilem u siebie w domu i nawet nie wiem co tam robili. Najgorsze jest to, że nic nie mogę zrobić. Ten fajfus wlazł do swojego samochodu i kiedy Lena mu, pomachała odjechał. Jak już zostaliśmy sami, wstałem i w milczeniu próbowałem spojrzeć jej w oczy, ta jednak unikała mojego wzroku.
- Wejdź, robi się zimno i zbiera się na deszcz… - powiedziała niepewnie i szerzej otworzyła drzwi. – Chcesz herbaty? – zapytała równie cicho jak przed chwilą. Zgodziłem się. Faktycznie, nie było najcieplej. Bez słowa udała się do kuchni i przygotowała dwie herbaty. Usiedliśmy w salonie, na kanapie. Miło było wreszcie usiąść na czymś wygodniejszym, niż chłodne, twarde płytki przed domem. – Czemu przyjechałeś? Przecież macie próby, trasę… Paul Cię zabiję - mówiła patrząc w gorącą ciecz w kubku.
- Lena, Kocham Cię… Nie chcę Cię stracić, ba nie mogę Cię stracić! Nie umiem żyć bez Ciebie!
- Ale przez Ciebie możecie stracić kontrakt, odwołają wam trasę. Zawiedziecie fanów… -ciągnęła dalej swoje.
- Jesteś najważniejsza… Chłopaki to zrozumieją, a jeśli nie to  znaczy, że nigdy nie byliśmy przyjaciółmi - na moje słowa podniosła wzrok i pierwszy raz spojrzała mi w oczy.
- Nie wrócę do Londynu… - znów spuściła wzrok i przetarła oczy.
- Powiedz proszę co zrobiłem źle, że nie chcesz wrócić? – drążyłem.
- Nie chodzi tylko o Ciebie, ale skoro chcesz wiedzieć, czemu w ogóle wyjechałam to proszę. Nie prosiłam Cię, żebyś pomagał mi wygrać casting. Ba! Wiedziałeś, że chcę sama do tego dojść!
- Nie rozumiem…
- Ale czego?! Rozmawiałeś z reżyserem reklamy w dniu castingu. Nie uwierzę, że to nie miało wpływu, na jego wyniki! Cały świat myśli, że jestem dziwką bez uczuć, robiącą karierę przez Twoje łóżko! –wybuchła. Zaniemówiłem. Próbowałem sobie dokładnie odtworzyć tamten dzień… Nic jednak nie przychodziło mi do głowy.
- To jakiś absurd! Nie rozmawiałem z reżyserem! Nie mógłbym!
- To jeszcze mi powiedz, że na zdjęciach, na których wyraźnie widać, że podajesz sobie z nim rękę i gadacie jak starzy znajomi, to Twój zaginiony brat bliźniak – jakie zdjęcia? W tym momencie przerwał nam mój dzwoniący telefon. Harry. Przeprosiłem Lenę, mówiąc, że to ważne i wyszedłem do drugiego pokoju, żeby spokojnie porozmawiać.
- Słuchaj pojebie – nieźle się zaczyna. – Jeśli Paul zadzwoni do Ciebie, mówisz mu, że masz jelitówkę, zatrucie pokarmowe czy jak tam chcesz to sobie nazwać.
- Ale o co chodzi? – nie bardzo go rozumiałem.
- Masz sranie! Wielką srakę, kumasz? Siedzisz na kiblu, źle się czujesz. Nie jesteś w stanie ruszyć się z łazienki, a tym bardziej na próbę. Doceń to, że po raz kolejny ratujemy Ci dupę. Doceń to, bo jak się wyda to mamy przejebane!
- Dz-dzięki… - trochę mnie zatkało. Nie myślałem, że będą mnie kryli.
- Jak wrócisz, to osobiście Cię zabijemy – zaśmiał się nieznacznie. – Masz maksymalnie trzy dni by wrócić do Londynu. Pamiętaj, że Paul nie jest takim debilem i może się zorientować, że ściemniamy.
- Kocham Was chłopaki – ja to mam jednak kurwa zajebistych przyjaciół. Uśmiechnąłem się.
- Już bez tych czułości. Nie wykręcisz się od kary. Osobiście Cię wykastruję, za okłamanie mnie i zostawienie zespołu. Muszę wracać na próbę. Max trzy dni! Pamiętaj! – rzucił. – A i zero zdjęć! Jak Cię ktoś rozpozna to mamy przesrane! – nie czekając na moją reakcję rozłączył się. ‘Czy wrócę, czy zostanę, czy mnie rozpoznają, czy nie i tak mam przesrane, Harry’ – pomyślałem.
 Wróciłem do salonu i zobaczyłem, że Lena usnęła z kubkiem w ręku. Zapewne nie spała dobrych kilkanaście godzin, plus do tego emocje, łzy, lot… Zaniosłem ją na górę. Chwilę musiałem się natrudzić by znaleźć jej pokój, ale w końcu się udało. Ułożyłem ją w łóżku, zdjąłem buty i przykryłem. Nie zasłużyłem by położyć się obok niej, dlatego wziąłem jakiś koc i rozłożyłem się na podłodze niedaleko niej. Szybko odpłynąłem.

**Oczami Leny**

Gdy sie obudziłam znajdowałam się w moim pokoju. Nie wiem jak się tu znalazłam. Zresztą nieważne. Spojrzałam szybko na zegarek – 6:42. Hmm… W szpitalu najwcześniej mogę być o 9:00 więc mam jeszcze sporo czasu.
Nie chciało mi się wstawać. Leżałam więc analizując ostatnie dni. Wiele się działo. Wyjazd do Polski, choroba taty, przyjazd Tomlinsona... No właśnie. Nie wiem co mam robić. Tak cholernie go kocham, ale czy na pewno nie miał nic wspólnego z moją wygraną? Mówił, że z nikim nie rozmawiał, ale zdjęcia mówią same za siebie. Nie wiem już co mam robić, nie mogłabym być z kimś kto mnie oszukuję. Jeszcze tu przyjechał. Mam ochotę się na niego rzucić i mu wszystko wybaczyć, pocałować go... Tylko to nie jest takie proste, ech... 'Nie myśl już tyle!'  Spojrzałam na zegarek: 7:10. 'Czas wstać.' Powoli wygrzebałam się z łóżka i żeby nie obudzić śpiącego na podłodze chłopaka, próbowałam cicho wyjść z pokoju. No tak ale jak to ja musiałam się potknąć i runąć na ziemię. Próbując zamortyzować upadek, złapałam się stojącej obok lampy w efekcie czego i ja i ona z wielkim hukiem znalazłyśmy się na ziemi. Louis usłyszawszy huk zerwał się. No pięknie.
- Boże, Lena, co się stało? - szybko znalazł się obok mnie nie zważając na rozrzucone szkło.
- Uważaj, bo się skaleczysz. Jesteś na boso... - powiedziałam szybko.
- Nie ważne. Wszystko w porządku? Nic Ci nie jest?
- Spoko, żyję jak widać - podniosłam się i zaczęłam zbierać rękami potłuczoną lampę. - Kurwa - syknęłam zacinając się.
- Pokaż to - chłopak chwycił moją 'ranną' rękę. - Chodź trzeba to opatrzyć - nie zważając na nic wziął mnie na ręce i wyszedł z pomieszczenia. Oczywiście wyrywałam mu się, prosiłam żeby mnie puścił, ale ten stwierdził, że znając moją niezdarność to znowu się o coś potknę, poślizgnę lub skaleczę. Posadził mnie na krześle w kuchni. - Gdzie masz apteczkę? - zapytał. Wskazałam mu półkę, a ten wyjął z niej pudełko z lekami, gazikami i innymi duperelami. Uklęknął przede mną z wodą utlenioną.- Uważaj, może trochę szczypać - powiedział i zaczął polewać ranę, która była dość spora.
- Aaaa... - cicho jęknęłam i zacisnęłam zęby. Chwilę później zawijał już moją dłoń bandażem, jak to stwierdził 'żeby się nie babrało'. Nie wnikam. Jak skończył ucałował ją i wstał.
- Już po wszystkim. Co chcesz na śniadanie? - zapytał jakby nigdy nic i podszedł do lodówki, po czym ją otworzył. - Hmmm... Zjemy na mieście.
- Przepraszam, śpieszę się - powiedziałam i poszłam do łazienki wsiąść prysznic. Oczywiście jak to ja zapomniałam zabrać ze sobą ubrań, więc owinięta w sam ręcznik ruszyłam do pokoju. Wybrałam jakieś ubrania, bieliznę i wróciłam do łazienki. Będąc na korytarzu wpadłam prosto w ramiona Louis'a. Ja to mam kurwa szczęście! Ten uśmiechnął się i mnie przytulił. Przylegałam do jego nagiego torsu w samym ręczniku. Spuściłam wzrok i oblałam się rumieńcem.
- Możesz mnie puścić? Chcę się ubrać - powiedziałam cicho nie patrząc na niego. Chłopak uniósł mój podbródek, tak żebym spojrzała prosto w jego oczy. Tylko nie to.
- Wyglądasz cudownie - powiedział i zdecydowanie musnął moje usta. Ja głupia odwzajemniłam pocałunek... Dlaczego? Brakuje mi tego jak cholera... otrząsnęłam się i delikatnie odepchnęłam go od siebie i weszłam do łazienki. Przebrana i lekko umalowana zeszłam na dół. Tommo już tam siedział.
- Louis musimy porozmawiać - powiedziałam stanowczo i usiadłam obok niego na kanapie. - Skoro nie rozmawiałeś z reżyserem to skąd te zdjęcia? - spytałam spokojnie. Chłopak zamyślił się.
- Kurwa... - przeklną. - Jak ten reżyser się nazywa?
- Smith - odpowiedziałam zdezorientowana. Po co mu to wiedzieć.
- Ja pierdole. To mój kolega ze szkoły. Spotkałem się z nim tego dnia. Dawno się nie widzieliśmy i kilka dni wcześniej się umówiliśmy. Lena musisz mi uwierzyć... - powiedział błagalnie. Widziałam w jego oczach, że mówi prawdę, wiedziałam kiedy kłamie.
- Teraz to i tak nic nie zmieni Lou... Nie wracam do Londynu... Nie mogę... To koniec... - powiedziałam cicho, a z oczy poleciały mi łzy.
- Dlaczego? - przybliżył się do mnie.
- Mój tata, on umiera... Nie mogę go zostawić - zaczęłam szlochać na samo wspomnienie o ojcu. Lou przytulił mnie i zaczął głaskać po włosach. Nie opierałam się. Potrzebowałam teraz wsparcia, zrozumienia.
- Co mu jest? - spytał po chwili.
- Ostra białaczka. Na przeszczep trzeba długo czekać. Ja dawcą nie mogę być... Najgorsze jest to, że gdyby zaczął leczyć się rok temu, kiedy sie o tym dowiedział. - znowu zaczęłam płakać. Szybko się ogarnęłam swoje emocje i otarłam policzki.
 - Poradzisz sobie sam w domu? - zapytałam.- Tam jest telewizor, laptop, lodówka.
- Gdzie idziesz? Nie zostawiaj mnie samego - zagrymasił.
- Do szpitala, a gdzie indziej.
- Idę z Tobą!
- Jeszcze czego - warknęłam i zaczęłam iść w kierunku drzwi.
- Rozumiem skarbie... Jesteś na mnie zła, ale proszę... nie skreślaj mnie od razu.
Na sekundę się zatrzymałam. Do głowy przyszła mi myśl, aby go przytulić. Ocknęłam sie jednka szybko. 'I tak nie będziecie razem, Lena, to bez sensu. Teraz tata jest najważniejszy' - powiedziałam sobie w duchu. Ponownie ruszyłam do przodu.
- Lena jesteś roztrzęsiona. Nie powinnaś sama iść. Pozwól sobie pomóc, proszę - ponownie stanęłam.
- Lou, nie utrudniaj tego. To nie ma sensu.
- I tak pójdę z Tobą - stwierdził i ubrał buty. Na głowę założył czapkę chowając przy tym wszystkie włosy, a na nos założył czarne okulary. Wyglądał jak nie on.
- Idziemy? - wyrwał mnie z zamyślenia. Westchnęłam wiedząc, że i tak nie wygram.


***

- Tata nie może wiedzieć, że zerwaliśmy. Przy nim jesteśmy szczęśliwą parą, jasne? Jeszcze tego brakuję, żeby się martwił... - powiedziałam oschle. - I musisz wytłumaczyć dlaczego przyjechałeś - nie pozwalając mu odpowiedzieć, weszłam do sali i przykleiłam do twarzy uśmiech.
- Cześć tatku! - pocałowałam go w czoło. - Przyniosłam Ci trochę owoców - wypakowałam zakupy na stoliczek. - Jak się czujesz? - usiadłam na krześle przy łóżku.
- Dobrze skarbie - uśmiechnął się blado. - Hi Lou! - no tak, czyli przerzucamy się na angielski. Ech...
- Dzień dobry! - poczułam jak kładzie dłonie na moich ramionach.
- Co ty tu robisz chłopcze? Nie powinieneś być w Anglii?
- Martwiłem się... A po za tym nie mogłem wytrzymać sam w Londynie bez mojego serca.
- A jak wam się dzieci układa? - ugh! Chwilę milczałam. Już miałam zmienić temat, kiedy Tomlinson mnie wyprzedził.
- Cudownie... - pocałował mnie we włosy. 'Ciekawe gdzie?' Zabrałam się za krojenie pomarańczy.
- Muszę do toalety. Zaraz wracam - znowu mnie pocałował, tym razem w czoło i wyszedł.  'Po chuj mnie całuję? Miało być normalnie, a nie przesadnie słodko!'.
- Przyleciał tyle kilometrów, bo się martwił i nie mógł bez Ciebie wytrzymać... To złoty chłopak! Nigdy nie myślałem, że trafisz na kogoś AŻ tak troskliwego - westchnął tata.
'Wcale mi nie pomagasz. Nie musiałeś tego mówić.' 



____________________________________

Cześć Wam!
Jak wam się podoba? Takiej spodziewaliście się reakcji Lou? Czy może innej? Czego się spodziewaliście? A czego teraz się spodziewacie? Co z tatą Leny? Co z Lou i Leną? 
Jak zawsze czekamy na wasze propozycje :)

Loffki & Kisski & Przytulaski 

Jultek i Hanikkk ♥
(dziś wyjątkowo dodajemy we dwie ^^)

11 komentarzy:

  1. Chciałabym żeby Lou i Lenciaa się pogodzili to by było boskie <3 na a co do taty to jakaś nagła intryga śmierci nie była by zła (sory jeśli uznacie mnie za jakąś nienormalną ale pisze co myślę i co moim zdaniem byłoby dobre) Lena wraca załamana z Lou po śmierci ojca, Hyhyh to mi jakoś ładnie gra i pasuje, z drugiej strony mógłby cudownie ozdrowieć jednak to chyba nie da tak dobrych efektów, chociaż wtedy Lena mogłaby wrócić z Lou też tylko, że szczęśliwa ^^ Oba scenariusze mi pasują i mam nadzieje, że może wycięniecie z tego jakieś inspiracje :D A co do tego rozdziału to bardzo mi się podoba, szkoda, że tak szybko się skończył ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ! :D
    No, nie powiem, Lou mi zaimponował xD
    Tak przesiedzieć parę godzin na zimnym chodniku to nie lada wyczyn :P
    I do tego potem tak troskliwie się nią zajął ;) Para doskonała !
    Haha, Lena powoli się przełamuje, a jej tata wyraźnie pomaga ^^
    Hmm... co ja mogę wam zasugerować ? No więc tak:
    - naszą parkę jeszcze trochę przetrzymałabym w niepewności. Tak słodko wychodzi to ich chodzenie 'na niby' xD Ale potem oczywiście kontynuacja Love Story <3
    - na początku myślałam, że Louis zostanie dawcą, ale teraz wydaje mi się to takim średnim pomysłem. Niby Lena by mu wtedy wybaczyła, jej ojciec najprawdopodobniej by wyzdrowiał, ale nie mogę znieść myśli, że moje słoneczko będzie krojone :P Mimo wszystko zostawiam wam ten pomysł, może go wykorzystacie ;)
    Także życzę duuużooo weny i czekam na next ;*
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny! Świetnie piszecie! Nie dajecie wytchnąć bohaterom jak widzę i wciąż pakujecie ich w kolejne kłopoty, jeśli mogę ta powiedzieć i oczywiście, jak najbardziej jest to na plus.
    Nie wiem dlaczego, ale coś mi się zdaje, że tata Leny będzie miał ten przeszczep, a Lou będzie maczał w tym jakoś swoje palce... ; )
    Hmm...w oczy rzuciły mi się dwa drobne błędy, nie przeklną, tylko przeklął, a także, że przed jednym "żeby" nie ma ",". Oczywiście, zdaję sobie, że każdy może popełnić błędy i rozumiem was. ; )
    Czekam na kolejny rozdział! ; )

    P.s. Zapraszam na 9 rozdział na zycie-to-pieklo.blogspot.com . ; )

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej, no.!! Niech oni będą razem.! :c Bosz.. nie wytrzymam. + świetny rozdział jak zawsze.! ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zawsze super oby tak dalej :)))))

    OdpowiedzUsuń
  6. SUPER rozdział oby tak dalej.Życzę DUUUUUUUUUŻEJ weny.Misia

    OdpowiedzUsuń
  7. koffffffffam !!! :D niech Lou i Lena bd razem ! :D
    http://1d-to-moje-zycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. luis mysli jak dziewczyna xD "kocham was chlopaki"? xD beka dnia loffki dla was od emilki ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń