czwartek, 7 listopada 2013

ROZDZIAŁ 29

***Oczami Leny***


Zrobili mi badania na zgodność szpiku. Dość boleśnie, ale nie myślałam o bólu, myślałam o tacie. Moim ukochanym umierającym tacie...
Podeszłam do automatu, kupiłam dwa batony. Zabrałam je i ruszyłam do sali, w której leżał.
- Możemy szczerze porozmawiać? - zapytałam wchodząc do sali.
- Chyba jestem Ci to winien - westchnął.
Usiadłam obok niego, podałam mu batonika. Wspólnie zaczęliśmy je jeść, jak za starych, dobrych czasów.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że masz białaczkę?
- Nie chciałem, byś się nie potrzebnie martwiła, byś przeze mnie nie realizowała marzeń.
- Oh tato! Nawet tak nie mów!
- Przepraszam córciu. Jestem stary, myślę inaczej niż Ty.
- I dlatego nie zacząłeś wcześniej leczenia?- ciągnęłam.
- Tak. Wolałem uporządkować sprawy finansowe. Nie mogłem dopuścić, abyś spłacała moje długi.
- Tato, ale gdybyś rok temu zaczął się leczyć, teraz byłbyś zdrowy...- łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
- Córciu, nie płacz- pogłaskał mnie po ramieniu, momentalnie wtuliłam się w niego.
- Kiedy zamierzałeś mi to powiedzieć?
Milczeliśmy dłuższą chwilę. Miałam w głowie mnóstwo pytań, ale nie mogłam wypowiedzieć ich na głos. W końcu tata zapytał o mój wcześniejszy powrót. Trafne pytanie. Lecąc do Polski planowałam mu o wszystkim powiedzieć. Ale teraz? O nie. Powiedziałam mu tę drugą wersję, która tłumaczyła mnie tęsknotą. Zrozumiał, mało tego ucieszył się. Jednak zaczął zadawać pytania o Louisa. Trudno mi było skłamać mu prosto w oczy i powiedzieć, że odprowadził mnie na lotnisko. Idealnie skłamałam też, że moja reklama była całkowicie dobrze przyjęta, a ludzie zatrzymywali mnie kilka razy na ulicy. Głupio mi było tak go kłamać, ale chciałam by nie martwił się jeszcze moimi problemami.
Było po dziewiętnastej gdy do sali wszedł lekarz.
- Pani Leno, mam wyniki pani badań - powiedział i podał mi kilka kartek.
Przejrzałam kartki oczami.
- Kurwa - syknęłam gdy zobaczyłam, że nie mogę być dawcą.
- I co córciu? - zapytał tato całkowicie ignorując moje przekleństwo.
Westchnęłam. Próbowałam jakoś powstrzymać napływające mi do oczu łzy.
- Nie mogę być dawcą... Doktorze? Czy jest jakaś inna osoba? - zapytałam przez łzy.
- Czekamy na taką od kilku miesięcy - odpowiedział dość poważnie. - Przykro mi...
Lekarz pożegnał się i wyszedł. Było mi ciężko. Nie chciałam pokazywać słabości przy tacie, który ze spokojem przyjmował te wszystkie wiadomości.
- Kochanie... jesteś przemęczona, nie spałaś w nocy, jedź do domu- zaproponował.
- Nie! Zostaje z Tobą.
- Proszę Cie. Zrób to dla mnie - uśmiechnął się i podał mi klucze. - Jutro do mnie przyjdziesz.
Po długich namowach zgodziłam się, wzięłam od niego klucze, pożegnałam się i wyszłam. Jadąc w dół windą zdałam sobie sprawę, że nie mam pieniędzy na taksówkę. Szybko przypomniałam sobie o przyjacielu z piaskownicy, z którym obiecywaliśmy sobie pomoc zawsze i wszędzie.
- Cześć Michał. Mam prośbę - powiedziałam do słuchawki gdy tylko odebrał.
- To Ty jesteś w Polsce?! - zdziwił się.- Mów co jest.
- Jestem w szpitalu, mógłbyś zawieść mnie do domu?
- Jak to w szpitalu? Coś Ci się stało? Dobra, nie ważne. Już jadę - rzucił i rozłączył się.
Normalnie zaśmiałabym się z jego roztrzepania i dramatyzowania, ale nie dziś.
Przed szpitalem czekałam może z pięć minut i podjechał pod niego stary i mały samochodzik Michała. Ten szybko z niego wysiadł i podbiegł do mnie. Przytuliliśmy się.
- Tęskniłem - szepnął.
- Ja też.
- Co się stało? Wyglądasz strasznie!
- Pogadamy w samochodzie, okej?
Skinął głową i ruszyliśmy w stronę jego samochodu. W środku panował taki sam klimat jak zawsze. Michał twierdził że samochód powinien odzwierciedlać charakter kierowcy. Czy tak było z tym przepadku? Nie wiem. W trakcie drogi wszystko mu opowiedziałam. Bardzo się tym przejął. Nie dziwię się. Nasi rodzice również się znali. Odkąd tylko pamiętam jeździliśmy razem na jakieś rodzinne pikniki. Chłopak chcąc bym choć na chwilę nie myślała o chorobie ojca zmienił temat. Teraz rozmawialiśmy o Londynie. Okazało się, że jego kuzynka jest wielką fanką One Direction i dowiedział on się od niej, że chodzę z Louis’em. Oczywiście zapytał jak nam się układa, a ja nie mogłam dłużej kłamać. Musiałam się komuś zaufanemu wygadać. Opowiedziałam mu wszystko dokładnie. Kiedy kończyłam dojeżdżaliśmy do celu. Zaproponowałam mu, żeby wszedł na herbatę, to jeszcze byśmy pogadali. Na początku nie chciał się zgodzić twierdząc, że na pewno jestem zmęczona i chcę odpocząć, jednak zdołałam go przekonać, że nie chcę teraz być sama. Chłopak wysadził mnie pod domem pani Kwiatek, żebym mogła wziąć swoją walizkę.
- Dobry wieczór. Przepraszam, że tak późno… - powiedziałam, kiedy tylko staruszka otworzyła mi drzwi. To oczywiście zapewniła mnie, że nic się nie stało i podała bagaż. Już miałam odchodzić, kiedy ta jeszcze mnie zatrzymała.
- Lena, kochanie… Pod twoim domem gdzieś od pięciu godzin koczuje jakiś chłopak. Dobijał się do drzwi. Próbowałam mu powiedzieć, że nikogo nie ma, ale nie mówi po polsku – zamarłam. Pierwsza osoba, która mi przyszła na myśl to Lou, ale przecież mają teraz próby. Nie, to nie może być on. A może Tom przyleciał? Podziękowałam jeszcze raz sąsiadce i już razem z Michałem udałam się do mojego mieszkania. Faktycznie ktoś spał pod drzwiami.
- Przepraszam, proszę stąd odejść albo zadzwonię na policję – powiedziałam stanowczo. Mężczyzna szybko się podniósł i spojrzał na mnie. Było ciemno, więc bardzo słabo widziałam jego twarz, jednak widziałam w niej coś znajomego, bliskiego dla mnie.
- Lena, skarbie… - powiedział cicho i już wiedziałam kto to jest. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Michał widząc co się święci objął mnie i ‘interweniował’.
- Słyszałeś co pani powiedziała? Wynoś się! – powiedział twardo po angielsku. Ja zaczęłam nerwowo szukać kluczy w torebce. No tak! Zawsze jak czegoś potrzebuje, to nie mogę tego znaleźć.
- Lena, porozmawiajmy… Co się stało? Dlaczego wyjechałaś? – zignorował wypowiedź mojego przyjaciela.
- Michał, weź moją walizkę do środka, zaraz przyjdę… - powiedziałam w ojczystym języku i podałam mu znalezione już klucze. Chłopak kiwnął głową na znak, że się zgadza i zgodnie z moją prośbą udał się do domu. – Lou, pisałam Ci, żebyś mnie nie szukał, nie dzwonił… Chciałam sobie wszystko przemyśleć, ułożyć… Jednak wszystko się zmieniło… Nie możemy być już razem… Przepraszam – próbując powstrzymać łzy, cicho wypowiedziałam wszystkie słowa skierowane w jego stronę.
- Ale dlaczego? Co źle zrobiłem? To przez niego? Powiedz! – jego oczy momentalnie się powiększyły…
- Nie, to nie przez Michała… po prostu ja nie wracam do Londynu… Nie mogę… - teraz już nie wytrzymałam i rozpłakałam się na dobre, przypominając sobie mojego ojca w szpitalu.
- Dlaczego?! Co źle zrobiłem? Daj mi to naprawić! Lena kocham Cię – powiedział i wpił się w moje usta. Nie mogąc się powstrzymać odwzajemniłam jego pocałunek, lecz kiedy tylko się od siebie oderwaliśmy musiałam się opamiętać.
- Na początku chodziło o Ciebie… Oszukałeś mnie, dlatego tutaj przyleciałam… Ale teraz to nie ma najmniejszego znaczenia… Nie mogę wrócić do Anglii… - powiedziałam i szybko pobiegłam do domu. Zamknęłam drzwi, oparłam się o nie i powoli zsunęłam dając upust emocją. Słyszałam jak Lou wali w drzwi prosząc bym je otworzyła. Nie mogłam… Nie potrafiłam…


** Oczami Harry’ego**

Ja pierdole. Paul nas zabiję. Dlaczego mnie okłamał?
- Harry, będzie dobrze… - z rozmyśleń wyrwał mnie głos Miśki. Zorientowałem się, że jesteśmy na miejscu. Super kurwa. Styles idioto, całą drogę się nie odzywałeś. Bardziej spieprzyć nie mogłeś!
- Michalina, przepraszam – stanąłem naprzeciwko niej. – Zachowuję się jak skończony dupek. Przez cały spacer cię ignorowałem… - zacząłem się tłumaczyć. Ta tylko się uśmiechnęła.
- Nie przepraszaj… Rozumiem Cię. Martwisz się o Lou, zespół. Swoją drogą nieźle was urządził. Co powiecie Paulowi?
- Nie mam pojęcia… Muszę pogadać z chłopakami – podrapałem się nerwowo po karku ciężko wzdychając.
- Na co jeszcze czekasz?! Leć! Spotkamy się później – ucałowała mnie w policzek i przytuliła. Szybko odwzajemniłem ten gest zaciągając się jej perfumami. Szepnąłem jeszcze ciche ‘dziękuję’ i pobiegłem do garderoby, gdzie powinni znajdować się inni. Na całe szczęście w pomieszczeniu nie było nikogo prócz chłopaków, więc mogliśmy spokojnie pogadać.
- Mamy problem…



___________________________________

Ta da!
Jest 29 ;D Jak wam sie podoba? Jest trochę wcześniej no ale jutro wyjeżdżamy z Julką na dwa dni i nie miał by kto dodać a nie chciałyśmy was tak długo 'męczyć' bez rozdziału ;)
Nie wiem jak wy ale ja nie mogę uwierzyć, że niedługo 30 rozdział... Jak to szybko minęło...

Hmm... Mam pomysł ! xD hehe niech KAŻDY  kto przeczyta ten rozdział zostawi po sobie ślad w postaci komentarza okey? Przypominam również o ankiecie, która znajduje się na prawym pasku ;) To chyba tyle... Udanego, długiego weekendu ;)

Hanikkk ♥

9 komentarzy:

  1. Awwww. Słodko że Lou był.
    Ale tak mi szkoda kurde Leny :C
    UGHGHG.. jej tata musi wyzdrowieć :)

    Czekam na następny, laski :*

    Zapraszam:

    http://youonlyliveone-yolo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham <3 Blog jak zwykle genialny a ja zostawiam ślad w postaci :D : <3Miśka<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super chyba przegapiłam rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebisty rozdział ! :D
    Haha, tata Leny urodzony optymista ;) Ignoruje swoją chorobę na całej linii xD
    Hmm... Co to za Michał ? Przyjaciel z piaskownicy, tak ? Tylko przyjaciel ?
    Ooo, jaki Lou jest kochany ! <3 Mam takie dziwne przeczucie, że to właśnie on będzie dawcą tego szpiku dla ojca L. Wszystko się uda i wielki Happy End ! :D
    Ale nieźle urządził resztę ;3 Paul zrobi im chyba jesień średniowiecza xD
    Życzę duuużooo weny i czekam na następny ;**
    M.

    OdpowiedzUsuń
  5. fajny blog :D też pisze swojego zapraszam :D XD
    http://1d-to-moje-zycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział! Na pewno dawcą będzie Lou albo Michał? Nie wiem.W każdym razie czekam z niecierpliwością na nexta i jeśli chcesz to wejdź na mojego bloga oto adres ;)
    www.mash-up-godny-posluchania.blogspot.com Misia :)

    OdpowiedzUsuń